Od 11 marca w polskich księgarniach (i sklepach internetowych, bo #zostańwdomu) znajdziecie pierwszy tom „Hellblazera”. A jest on pierwszy z dwóch powodów. Po pierwsze — bo grzbiet zdobi elegancka „jedynka”, dzięki której łatwiej będzie zapomnieć, że Egmont w ubiegłym roku rozpoczął polskie wydania od nieszczęsnego runu Briana Azzarello. Po drugie — ponieważ dopiero w tym miejscu zaczyna się dla polskiego czytelnika prawdziwy „Hellblazer”. A zatem, bez zbędnego przedłużania, zapraszamy Was do naszej recenzji tomu opatrzonego nazwiskiem Gartha Ennisa.