Anihilacja: Podbój tom 1 - recenzja komiksu

Niedawno Egmont rozpoczął wydawanie kolejnego rozdziału kosmicznej sagi Marvela. Jak Anihilacja: Podbój wypada na tle swojej poprzedniczki?

Wydawana w 2017 roku przez Egmont marvelowska Anihilacja była kosmiczną opowieścią na wielką skalę, która wykorzystała format kilku miniserii z różnymi bohaterami w rolach głównych. Wszystkie wątki następnie zbiegły się w jedną spektakularną serię pisaną przez jak zawsze świetnego Keitha Giffena. Efekt był mieszany – o ile główna narracja była spektakularną operą kosmiczną ze znakomitym klimatem, o tyle część poszczególnych miniserii balansowała na granicy nienadających się do czytania. Jedna z najlepszych podserii Anihilacji była pisana przez Dana Abnetta i Andy’ego Lanninga. To właśnie duet DnA dostał w swoje ręce stery kosmicznej części uniwersum po zakończeniu wielkiego eventu. To oni są też odpowiedzialni za główną linię fabularną sequela eventu pod tytułem Anihilacja: Podbój. Jego pierwszy opasły tom wskazuje, że znowu mamy do czynienia z ogromnym rozstrzałem jakości między poszczególnymi częściami składowymi historii.

Główni autorzy fabuły eventu w pierwszym tomie są odpowiedzialni jedynie za jego prolog narysowany przez Mike’a Perkinsa. Jest to bardzo przyzwoity początek historii, który jak wiele komiksów DnA jest trochę przegadany i przygnieciony fabularną ekspozycją. Ten natłok informacji stanowi jednak także pewien urok ich komiksów i przyczynia się do stworzenia wrażenia obszerności opisywanego przez nich uniwersum. W centrum wydarzeń Prologu znajdują się przede wszystkim Moondragon i Quasar, o których więcej powiem przy omówieniu ich własnej miniserii oraz Peter Quill, który po ataku Fali Anihilacji pomagał w odbudowie Imperium Kree. Okazuje się że na jego warcie rozwinęło się nowe zagrożenie, technologiczny organizm zwany Phalanx, który działa na zasadzie roju zarażającego istoty organiczne techno-wirusem. Karty fabularne szybko zostają więc odkryte – mamy do czynienia z bardzo podobnym pomysłem wyjściowym co w pierwszej Anihilacji, z tym że wojska Anihillusa zastępuje właśnie wspomniany Phalanx. Ta powtarzalność fabuły jest trochę rozczarowująca, choć jej prostota daje pole do popisu poszczególnym twórcom, którzy nie są za mocno ograniczeniu złożonością fabuły, a jedynie muszą doprowadzić postaci do jakiegoś konkretnego miejsca na koniec własnych miniserii.

anihilacja_podboj_t1_plansza_01-min.jpg

Pierwsza z owych zawartych w pierwszym tomie miniserii dotyczy właśnie Petera Quilla i jest pisana przez Keitha Giffena, który w przypadku podboju zszedł na drugi plan jako autor czterech pobocznych zeszytów. W pewnym sensie jest to zalążek kultowej serii Guardians of the Galaxy, którą Abnett i Lanning zaczęli pisać po zakończeniu Podboju. Pomysł jest podobny – Quill zbiera grupę straceńców, w której skład wchodzą między innymi Groot, Rocket i Mantis, aby wspólnie stawić czoła Phalanx, nie przejmując się beznadziejnym położeniem, w którym znajduje się w wojnie ich strona. Giffen przepełnia miniserię humorem i przygodową lekkością, które stały się później znakami rozpoznawczymi serii Abnetta i Lanninga. W kilku momentach widać jednak, że za komiks odpowiedzialny był inny twórca. Na tym etapie Groot wciąż mówił pełnymi zdaniami, co może zdziwić czytelników przyzwyczajonych do jego ograniczonego słownictwa. Mimo wszystko czyta się to jednak bardzo przyjemnie. Ta część tomu jest bez wątpienia jego najmocniejszą stroną i najmocniejszym argumentem, że warto po niego sięgnąć.

Dużo słabiej wypada miniseria o Quasar i Moondragon pisana przez marvelowskiego „człowieka od brudnej roboty,” Christosa Gage’a. Jak to zwykle bywa z komiksami Gage’a, mamy do czynienia z komiksem bez polotu, napisanym prawdopodobnie ściśle według redaktorskich wskazówek i niemiłosiernie przegadanym. Gage niestety nie jest mistrzem w balansowaniu ekspozycji słownej z graficznym przedstawieniem fabuły. Dodatkowym problemem może być dla niektórych fakt, że Quasar i Moondragon wyglądają jakby zostały żywcem wyciągnięte z komiksu Image z lat 90.. Teoretycznie jest to niekonwencjonalna opowieść o lesbijskiej miłości, ale w kontekście skrajnie przeseksualizowanych rysunków  trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to lesbijskość, której trzynastoletni czytelnik szuka zwykle w filmach pornograficznych. Grubo 10 lat różnicy pokazuje jednak, że jesteśmy teraz w zupełnie innym świecie pod względem przedstawień kobiecego ciała w komiksach i choć wielu czytelnikom tego typu nostalgiczna wycieczka z pewnością się spodoba, innych może do lektury zniechęcić.

anihilacja_podboj_t1_plansza_02-min.jpg

Za rysunki w Prologu odpowiedzialny był Mike Perkins, znana i solidna firma, której tandetne kolory Guru eFX nie do końca oddają sprawiedliwość. Zdecydowanie najbardziej atrakcyjna wizualnie jest w tym tomie seria Anihilacja: Podbój – Star-Lord, której rysownikiem był Timothy Green II. Jego prace wraz z tuszami Victora Olazaby oraz kolorami Nathana Fairbairna są nieco kreskówkowe poprzez delikatne „wydłużenie” twarzy i profilów postaci, ale w kosmicznym entourage’u opowieści sprawdza się to znakomicie. Kolory Fairbairna świetnie tworzą klimat nieco zużytego, ale wciąż kolorowego kosmosu. Ilustracje Mike’a Lilly’ego i grupy linkerów z serii o Quasar to jak już wcześniej zasugerowałem przerost formy nad treścią rodem z lat 90.. Tego typu klimaty mają swoich zwolenników, ja do nich nie należę.

Podsumowując, Anihilacja: Podbój na samym początku przedstawia wiele wzlotów i upadków jakościowych, które będą znajome dla każdego, kto przeczytał całość pierwszej Anihilacji. Na pewno warto sięgnąć po ten komiks jeśli kiedykolwiek zamierzacie przeczytać kultowy run Strażników Galaktyki autorstwa Abnetta i Lanninga. Anihilację: Podbój – Star-Lorda można uznać za wstęp do tej serii, który czyta się z porównywalnym uczuciem satysfakcji, nawet jeśli odpowiedzialna była za niego zupełnie inna ekipa kreatywna. Poza tym są w tomie fragmenty po prostu przeciętne, są też takie, których nie da się czytać. Plusem kupowania komiksów w zeszytach jest to, że można sobie wybrać które serie się pomija. Wydanie zbiorcze trzeba przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza. Dla Star-Lorda chyba jednak warto.

+3
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
3
Przystępność*
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność - stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Anihilacja 4.300-min.jpg

Historia została pierwotnie opublikowana w zeszytach Annihilation: Conquest Prologue Vol.1 #1 (sierpień 2007 roku) , Annihilation: Conquest - Star-Lord Vol.1 #1-4 (wrzesień - grudzień 2007 roku), Annihilation: Conquest - Quasar Vol. 1 #1-4 (wrzesień - grudzień 2007 roku) oraz Annihilation Saga Vol.1 #1 (czerwiec 2007 roku).

Zachęconych recenzją odsyłamy do wpisu Anihilacja: Podbój tom 1 - prezentacja komiksu, w którym znajdziecie obszerną galerię zdjęć oraz prezentację wideo.

Specyfikacja

Scenariusz

Dan Abnett, Andy Lanning, Keith Giffen, Christos N. Gage

Rysunki

Mike Perkins, Timothy Green II, Mike Lilly

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

276

Tłumaczenie

Tomasz Sidorkiewicz

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

źrodło: Egmont / Marvel