„Green Lantern” tom 1: „Galaktyczny stróż prawa” – recenzja komiksu

Pod koniec marca zadebiutował pierwszy tom serii „Green Lantern” ze scenariuszem Granta Morrisona. Jak popularny scenarzysta ze Szkocji poradził sobie z popularnym bohaterem DC Comics, którym przez lata zajmował się Geoff Johns? Sprawdźcie naszą recenzję.

Grant Morrison to scenarzysta, którego komiksy mają zasadniczą, rzadką w tym biznesie cechę. Granta Morrisona – jako wydawca – nie możesz edytować (serio, ma to w kontraktach). Tym samym to, co dostajesz w historii, jest najbliżej oryginalnej wizji artysty jak to tylko możliwe. Niestety dzięki temu scenariusze Granta Morrisona mają w konsekwencji jedną zasadniczą wadę. Granta Morrisona nie możesz edytować, więc każda wtopa z aktualnym kontinuum postaci czy serii, nieścisłość czy szalony, abstrakcyjny pomysł zostanie już z Wami na zawsze. Grant jest więc jak łysa, komiksowa gwiazda rocka ze szkockim akcentem. Kto choć raz zerknął do „Animal Mana”, „Doom Patrolu” czy nawet jego „JLA – Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości”, będzie wiedział, co mam na myśli. Będzie również wiedział, co to komiksowy metatekstualizm, abstrakcja i czerpanie oraz przetwarzanie motywów z najgłębszych zakamarków uniwersum. Reasumując – Granta angażujesz do swojego projektu z ryzykiem, że może dać Ci historię, której do końca się nie spodziewałeś. Kiedy w eter poszła informacja o przejęciu przez niego głównej serii z „Zieloną Latarnią”, jako delikatny fanboy Morrisona ucieszyłem się... a po chwili dotarło do mnie, jak ten scenarzysta może rozorać całość mitologii stworzonej skrzętnie od początku, uznawanego za ikoniczny, runu Geoffa Johnsa.

Hal Jordan to niewątpliwie najbardziej znany przedstawiciel Korpusu Zielonych Latarni – intergalaktycznej (i odrobinę samozwańczej) siły policyjnej. Pod wodzą karzełkowatych, niebieskoskórych Strażników Wszechświata, siły Korpusu strzegą porządku przy użyciu pierścieni zasilanych czystą siłą woli, dzięki czemu funkcjonariusze mogą przemieszczać się w przestrzeni kosmicznej, tworzyć konstrukty z twardego światła i tworzyć ochronne aury. Hal Jordan aktualnie przebywa na Ziemi i jest pozbawiony mocy swojego pierścienia (jeżeli wierzyć plotkom, to Morrison osobiście i wyraźnie zażyczył sobie takiego fabularnego punktu zakończenia w poprzedniej serii „Green Lantern”). Kiedy rutynowy transport więźniów rozbija się na błękitnej planecie (przypadkowo w okolicy naszego bohatera, a jakże), Hal będzie miał okazję ponownie odzyskać moce z rąk umierającego kosmity, aby udowodnić, że jest najlepszą z Latarni kiedykolwiek, pojmać zbiegów i odeskortować ich na Nową Oa. No a dalej już z górki – Ziemia zostanie porwana i wystawiona na licytację, po kosmosie zaczną grasować dzikie pożeracze słońc, a kasta Blackstars pod wodzą Kontrolera Mu postanowi stworzyć własną broń zasilaną wolą celem przeciwstawienia się Korpusowi. Na dokładkę, czyżby Księga Oa mówiła o zdrajcy wewnątrz korpusu i przewidywała złamanie przez Hala jednej z podstawowych zasad rządzących Zielonymi Latarniami?

Green Lantern tom 1 Galaktyczny stróż prawa plansza 1.jpg

Morrison ma znowu wszystko przemyślane. Żongluje znanymi motywami charakterystyczni dla genezy Hala Jordana i wrzuca nas w sam środek akcji, a wszystko to doprawia tą słodką nutką abstrakcji znaną z jego runu chociażby w „New X-Men”. Mamy tu w końcu kosmos, pełen nieograniczonych możliwości. Rasa istot, które zamiast czaszek mają wulkan w trakcie wiecznej erupcji? Czemu nie? Wszechpotężne istoty handlujące światami i żywiące się utuczonymi rzeczywistościami? Jasne. Gdybym miał silić się na jakieś porównania, strzelałbym w „Facetów w czerni” minus humor, plus abstrakcyjne, fabularne głupotki. Nie tracimy tu czasu ani przez sekundę. Wydarzenia gnają bez wytchnienia przerywane budującą kontekst inwersją fabularną. Można odnieść wrażenie, że miejscami konkluzja opowieści lub jej części następuje zbyt szybko lub nawet poza kadrem, ale jednego scenarzyście nie sposób odmówić – zaskakuje nie tylko zwrotami akcji, na szczęście niebiorącymi się znikąd, ale osadzonymi w uniwersum i długiej historii postaci, ale również lekkością prowadzenia fabuły. Jak niektórzy powiedzą – i będą mieli rację – narracja jest dotknięta banalnością założeń i pretekstowością fabuły. To jest bowiem rozrywkowy komiks od Morrisona. Jeżeli jego twórczość jest dla Ciebie nieczytelna, ta historia niczego w tej ocenie nie zmieni.

W zakresie oprawy wizualnej mamy tu prace Liama Sharpa, którego ostatnio mieliśmy okazję podziwiać m.in. w ramach serii „Wonder Woman” z Odrodzenia DC. Tu – w mojej ocenie – jest nawet odrobinę lepiej. Artysta robi co może, żeby oddać kosmos w całej jego krasie i z szalonym sznytem scenarzysty. Rysunki są szczegółowe, przestrzenne, pełne detali z nieco rwaną realistyczną kreską. Na uwagę zasługuje kadrowanie (znając Morrisona z jego szczególnym udziałem), czasami samo w sobie stanowiące nawiązania do znanych popkulturowych motywów. Każdy model kosmicznego bytu jest przemyślany i na swój sposób ciekawy i mięsisty. W biomechanicznych konstruktach można dopatrzeć się odwołań do klasyków science-fiction, m.in. do prac samego Hansa Rudolfa Gigera, twórcy charakterystycznych, ikonicznych grafik koncepcyjnych dla serii „Obcy”. Graficznie jest więc naprawdę dobrze, nieco brudno, miejscami mrocznie i brutalnie, a przede wszystkim synergicznie z opowiadaną historią.

Green Lantern tom 1 Galaktyczny stróż prawa plansza 2.jpg

Wydanie polskie to miękka oprawa ze skrzydełkami w standardzie DC Universe z czarnym grzbietem. Ku mojemu bardzo miłemu zaskoczeniu w ramach dodatków dostajemy uwagi scenarzysty i rysownika zamieszone pierwotnie w „DC Nation” #6, odsłaniające kulisy powstawania pierwszego zeszytu serii, ze szczegółowym uwzględnieniem inspiracji grupą Monty Pythona, nurkującymi mułami, nieświeżym guacamole i biomechanicznymi wizualiami z samego serca kosmicznego uniwersum „Obcego”. Komentarz stworzono o tyle interesująco, że przedstawia on poszczególne sceny i kadry z zeszytu pierwszego z rozbiciem na „Tajemnice scenariusza” autorstwa Granta Morrisona oraz „Sekrety rysunków” autorstwa Liama Sharpa, przez co nie jest to wyłącznie suche posłowie, a organicznie przedstawione „The Making of...”. Oby więcej takich dodatków. Osobiście uważam, że nic tak jak kontakt z komentarzem twórcy nie ubogaca naszej lektury i nie daje nam kontekstu, którego ciężko byłoby szukać na własną rękę (a już tym bardziej znaleźć w bardziej lekkostrawnej formie). Poza tym możemy liczyć standardowo na kilka okładek alternatywnych, na szczęście nie w formie miniatur. Oryginalne okładki zeszytowe umieszczono – ku radości czytelnika – w treści historii. Do tego – w ramach promocji dostajemy zapowiedzi „Ligi Sprawiedliwości” tomu 3: „Planety Jastrzębi”, tomiku „Batman kontra Deathstroke” oraz „Green Lantern” tomu 2: „Dnia spadających gwiazd”.

Podsumowanie

Grant Morrison w „Zielonej Latarni” nikogo nie zaskoczy. Nadal będzie czerpał z bogatej mitologii postaci, nawiązywał do znanych motywów i wizualiów, wprowadzał abstrakcyjne meta koncepty i przy dobrych wiatrach do obiadu zagrozi istnieniu galaktyki kilka razy. Czy to dobre miejsce na rozpoczęcie przygody z Latarniami? No nie wiem. Niby są tu te wszystkie charakterystyczne elementy serii i bohatera, ale w formie bardziej nawiązań puszczających oko dla starych fanów niż wprowadzenia dla nowicjuszy. Jakby mnie ktoś pytał – dalej lepiej czytać od runu Johnsa, ale jeżeli uwielbiacie szalony styl Morrisona i jesteście gotowi na odrobinę fabularnej jazdy bez trzymanki, to pewnie brak kontekstu nie będzie dla Was problemem. Do tego Liam Sharp robi solidną, superbohaterską oprawę graficzną, wizualizując koncepty z zakamarków umysłu scenarzysty. Subiektywnie reasumując – jestem ciekaw dalszych przygód Zielonej Latarni od Morrisona, choć szczerze... nie wiem, czy jestem na nie gotowy.

Oceny końcowe

+4
Scenariusz
5
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
3
Przystępność*
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Zachęconych recenzją odsyłamy do wpisu „Green Lantern” tom 1: „Galaktyczny stróż prawa” – prezentacja komiksu, w którym znajdziecie obszerną galerię zdjęć oraz prezentację wideo.

Specyfikacja

Scenariusz

Grant Morrison

Rysunki

Liam Sharp

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

176

Tłumaczenie

Marek Starosta

Data premiery

25 marca 2020

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / DC Comics