„Interior” – recenzja filmu [44. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni]

Na tegorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni swój debiut zaliczył film „Interior” w reżyserii Marka Lechkiego z Piotrem Żuławskim i Magdaleną Popławską w rolach głównych. Jak wypada nowa filmowa produkcja reżysera wracającego do kina po niemal dekadzie od premiery swojego debiutu? Zapraszamy do lektury naszej recenzji.

Reakcje dziennikarzy po pokazie prasowym najnowszego filmu Marka Lechkiego wyraźnie pokazały, że dodanie do programu filmów rekomendowanych przez Zespół Selekcyjny było najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła się gdyńskiemu festiwalowi w tym roku. Zarówno szeroko komentowaną „Mowę ptaków”, jak i debiutancką „Supernovę” otacza coraz więcej głosów zachwytu, zaś debiutujący dziś na imprezie, kameralnie zrealizowany „Interior” (zasłużenie) spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem. Wnioski po seansie nasunęły się zatem same: być może konkursowi głównemu bardziej służy kino o wyraźnych autorskich rysach, aniżeli kolejna historyczna produkcja bez wyrazu?

Na drugi film Lechkiego przyszło nam czekać długo, bo aż dziewięć lat! Reżyser brał po drodze udział w kilku (nawet uznanych) serialach, jednak na spory okres czasu słuch w polskim kinie o nim zaginął. Jego „Erratum” – którego, przyznam szczerze, fanem nie jestem – nie przeszło bez echa. W Gdyni obraz otrzymał nagrodę za najlepszy debiut reżyserski, a wśród polskich widzów znalazł niemałą rzeszę fanów. „Interior” odziedziczył po debiucie podobny, melancholijny ton, lecz tutaj nie jest on tak dosadny i przytłaczający, jak w filmie z Tomaszem Kotem w roli głównej. Bohaterami są Maciek (Piotr Żurawski) i Magda (Magdalena Popławska), nieznani sobie ludzie po trzydziestce, którym świat, na pewnym etapie ich drogi, zaczął sypać się na głowę. Chłopak mści się na swym szefie za niewypłacanie pensji, zabierając mu auto i wybierając się w spontaniczną podróż po wariacku. Magda natomiast jest pracowniczką urzędu, przygotowującą się do hucznej i ważnej dla miasta wizyty zagranicznych inwestorów. Gdy organizacja wydarzenia nie idzie po myśli, a córka ląduje w szpitalu z gorączką, nerwy zaczynają puszczać.

50897_2.jpg

Reżyser buduje swe postaci niejako na zasadzie kontrastu. Magda od początku sprawia wrażenie osoby doskonale opanowanej, elokwentnej i przygotowanej na każdą zawodową ewentualność. Dopiero gdy sytuacja wymyka się spod kontroli, kobieta traci cierpliwość. Z drugiej strony Maciek uchodzi za nerwusa. Rzeczywistość staje się dla niego nie do przyjęcia, czemu daje wyraz swym buntem. Lechki chce nam przez to powiedzieć, że łatwo nie ma nikt. Czy tego chcemy, czy nie, prędzej czy później świat się o nas upomni i przywali z pięści między oczy. Kredyt jak studnia bez dna czy katastrofa ekologiczna, od której naprawy ważniejsze jest wydanie miejskiego balu za dwa miliony, to tylko dwie z wielu wariacji. W swym wydźwięku „Interior” przypomina nieco „Atak paniki” (również z Magdaleną Popławską), jednak brakuje mu ekspresyjnej formy filmu Maślony.

Lechki to trochę taki Artur Rojek polskiego filmu. Jego bohaterowie spowici są wewnętrznym smutkiem i żalem, a z ekranu wręcz wylewa się melancholia. Nawet akcja prowadzona jest czasem w tak zasępiony sposób, iż jasne staje się, że za kamerą stoi nadwrażliwiec. W „Erratum” zintensyfikowany do maksimum sentymentalizm zaczął od pewnego momentu męczyć, ale „Interior”, dzięki żywszemu poprowadzeniu i oczyszczającemu humorowi, ogląda się znacznie lepiej. W dodatku obraz jest znakomicie poprowadzony aktorsko. Popławska powoli staje się mistrzynią w odgrywaniu ról kobiet rozedrganych emocjonalnie, a Żurawski podaje silne argumenty, by w przyszłości częściej obsadzać go w rolach głównych.

Trzymam kciuki za festiwalowy sukces oraz mam nadzieję, że film nie spadnie z gałęzi dystrybucji i nie zostanie zadeptany przez większe, bardziej kasowe produkcje.

Ocena: 4/6

źródło: zdj. Telemark