„Kryzys bohaterów” – recenzja komiksu

20 maja do sprzedaży trafił komiks „Kryzys bohaterów” ze scenariuszem Toma Kinga. Czy warto zainteresować się jednym z najnowszych wielkich wydarzeń ze świata komiksów DC? Sprawdźcie naszą recenzję.

Jeżeli na okładce komiksu od DC pada słowo „kryzys”, to można być pewnym, że zaliczymy ostre grzebanie w ciągłości fabularnej. Czasem świat nawiedzi rozpad i odbudowa multiwersum, przez co określone postacie dosłownie wstaną z grobu, a innym razem tylko zmieni się czyjeś status quo. Tego rodzaju kryzysy są w DC tak oczywiste, jak ser na pizzy. Rzadziej spotykanymi są te, które poprzez historię i retcony chcą zmienić postrzeganą rzeczywistość, jak „Kryzys tożsamości” Brada Meltzera i nasz dzisiejszy „Kryzys bohaterów” Toma Kinga. Postawienie tych dwóch pozycji obok siebie ma więcej sensu, niż się wydaje, również na poziomie konstrukcji fabuły; czytaj: oba komiksy dzielą podobne zestawy wad sprawiających, że dla mnie ich czytanie jest autentycznie irytujące. Ignorują ciągłość fabularną, kreują zachowania postaci poza ich utartymi charakterami (de facto bez powodu) czy tworzą sceny, których nie sposób uzasadnić nawet z naprawdę sporymi pokładami zawieszenia niewiary. W sumie właśnie zaspoilerowałem wnioski tej recenzji, ale cóż, postarajmy się z obowiązku odpowiedzieć sobie na pytanie: o co tym razem chodzi i dlaczego prawdopodobnie do tego doszło?

Kontekst: pamiętacie „Uniwersum DC. Odrodzenie”, komiks Geoffa Johnsa? Ten, który przeobraził niby świeżą, ale nudną inicjatywę New 52 (nasze Nowe DC Comics) w obiecujące, pełne optymizmu i nadziei DC Rebirth (nasze DC Odrodzenie)? Kluczową postacią był tam powracający z niebytu fabularnego Wally West, ten rudy Flash z lat dziewięćdziesiątych, który w ramach New 52 istniał jedynie w... czarnoskórej wersji. Choć niewielu w odświeżonej rzeczywistości w ogóle pamiętało, kim jest, to stał się on symbolem powrotu do tych motywów i wątków, których brakowało długoletnim fanom (tym samym, którzy poczuli się odrobinę oszukani „wyzerowaniem” kontinuum przez New 52). Grzechem Odrodzenia było głównie to, że sam Johns miał pomysł, ale nie za bardzo wiedział, do czego całość tego pomysłu ma prowadzić. W tym czasie Tom King, mający na koncie naprawdę dobre pozycje („Vision”, „Mister Miracle”), zaczął swój run w głównej serii z Batmanem. Nie ukrywam, styl Kinga z numeru na numer coraz intensywniej mnie drażnił wymuszoną powagą przeplecioną z abstrakcyjnymi fanowskimi zwrotami akcji. Wreszcie gdzieś w połowie inicjatywy Geoff Johns zniknął z kreatywnego radaru DC, a wraz z nim cała idea Odrodzenia. Wydawnictwo skorygowało kurs i pierwszym, co stworzono w całości na świeżo, stał się właśnie „Kryzys bohaterów” – teoretycznie zagadka morderstwa osadzona w realiach świata superbohaterów, sięgająca po (w mojej ocenie) dostatecznie eksplorowany już przez Kinga przy każdej okazji motyw stresu pourazowego. Nie zrozumcie mnie źle – pomysł jest całkiem ciekawy, to jego egzekucja i sroga fabularna ignorancja sprawiają, że ten tytuł stawiam na półce obok „Kryzysu tożsamości”.

kryzys bohaterow plansza 1.jpg

Otóż... jak bohaterowie radzą sobie z psychicznymi trudnościami? Mają od tego Sanktuarium. Miejsce pośrodku Kansas stworzone przy użyciu kryptonijskiej technologii, w którym mogą poprzez autoterapię wygadać się sztucznej inteligencji, a nawet – wykorzystując hologramy – odtworzyć momenty ze swojego życia, które nadal są dla nich traumatyczne, aby ostatecznie pokonać swoje demony. Użytkownicy poruszają się po Sanktuarium w specjalnych, złotych maskach mających chronić ich tożsamość, a nagrania z autoterapii są (teoretycznie) nierejestrowane. Dziś Superman, Batman i Wonder Woman przybywają pod Sanktuarium, bowiem miało miejsce zdarzenie bez precedensu – pod budynkiem spoczywają ciała kilku metaludzi, najwyraźniej brutalnie zamordowanych (spokojnie, obstawiam, że większości z nich nawet nie kojarzycie). Dodatkowo na miejscu zbrodni ktoś wymalował napis „Wszyscy Pudlarze nie żyją”... Mamy więc zagadkę morderstwa i poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: kto mógłby doprowadzić do tego wszystkiego? Gdzieś na drugim planie Booster Gold (podróżnik w czasie, cwaniak i najmniej kompetentny bohater, jakiego znacie) oraz Harley Quinn (której raczej nie trzeba przedstawiać) ścierają się ze sobą, przy czym każde z nich twierdzi, że widziało, jak to drugie zabija wszystkie osoby w Sanktuarium. Do tego wszystkiego zwłoki Wally'ego Westa znalezione na miejscu zbrodni z jakiegoś powodu są starsze o pięć dni, niż być powinny, według jego wieku (nie pytajcie, jak sprawdza się coś takiego). Tymczasem nagrania z wyznaniami herosów, których podobno nie powinno być, zostają ujawnione opinii publicznej i okazuje się, że superbohaterowie nie są tak kryształowi, jak się wydawało...

Nie brzmi tak źle, prawda? A jednak rozwiązanie intrygi spowoduje na Waszej twarzy grymas niedowierzania lub wprost śmiech. Nie wnikam, ile w tej fabule jest samego pomysłu Kinga, a ile mandatu edytorskiego (jeżeli wierzyć wywiadom, w historii musiał użyć Harley, bo był wtedy film z nią czy coś), ale sam sposób potraktowania większości herosów sprawia wrażenie oderwanego od wszystkiego, co o nich wiemy. Pamiętacie scenę w „Kryzysie tożsamości”, gdy Deathstroke pokonał Flasha, sprawiając, że najszybszy człowiek świata wbiegł na jego miecz? Tu możecie liczyć na scenę jeszcze bardziej niewiarygodną, jeżeli chodzi o to: kto kogo i jak może pokonać. Pamiętacie, jak budująca była scena w „Uniwersum DC. Odrodzenie”, gdy Barry Allen wyciągnął Wally'ego Westa z mocy prędkości? King Wam dopowie do niej traumę. Ponieważ czemu nie. Nie wykluczam, że przyjęcie tej historii w oderwaniu od całego tego bagażu ciągłości fabularnej mogłoby dodać jej rozrywkowego charakteru. Niestety mnie się to nie udało. Nie wykluczam również, że napisanie tej fabuły na gronie bohaterów dla niej stworzonych (jak w przypadku „Watchmen”) mogłoby okazać się lepszym pomysłem. Byłoby może ciasno z rozwojem postaci, ale można by zagrać na oczywistych podobieństwach do rozpoznawalnych bohaterów. To, niestety, nie stało się w tej historii. A szkoda.

kryzys bohaterow plansza 2.jpg

Wreszcie, na koniec mojego narzekania – Ci, którzy czytali przynajmniej jedną moją recenzję, wiedzą, jak lubię, gdy scenarzysta ma wszystkie szczegóły fabuły skrupulatnie przemyślane w sposób, który sprawia, że na finale wszystkie elementy, nawet na pozór nieistotne, układają się w spójny obraz... No więc – mamy tu wspomnianą maskę noszoną przez pacjentów Sanktuarium... łudząco podobną do maski Psycho-pirata – postaci kontrolującej emocje, którą King mocno wykorzystywał w pierwszych dwóch tomach swojego runu w „Batmanie”. Czy więc wszystko to ma jakiś głębszy sens i jest powiązane? Otóż kompletnie nie. Świetna robota, Panie Scenarzysto. Ale przynajmniej wizualnie – wygląda to ładnie.

Okej, sięgnę po coś, czego zwykle się nie robi w takich miejscach. Będą SPOILERY AŻ PO SUFIT, żeby w pełni pojąć to, o czym piszę (niezainteresowanych zachęcam do przeskoczenia do kolejnego akapitu – zostaliście ostrzeżeni). Kto zabił herosów w Sanktuarium? Nie kto inny jak symbol nadziei i odrodzenia – Wally West. Dlaczego? Generalnie przypadkiem. Miał traumę, bo rodzina go nie rozpoznawała po powrocie. Następnie poświęcił pięć dni na zrobienie ogólnego zamieszania i wrzucenia Harley i Boostera do jakichś holograficznie odtwarzanych scenek, żeby ich wzajemnie zantagonizować (głównie dla zmylenia czytelnika), aby na finale... cofnąć się w czasie, dać się zabić samemu sobie i podrzucić ciało na miejsce zbrodni, zamykając pętlę. Aktualnie więc symbol poprzedniej inicjatywy wydawniczej oraz jedyny prawdziwy Flash dla całego pokolenia czytelników jest działającym z premedytacją szaleńcem i więźniem Ligi Sprawiedliwości. Ponownie świetna robota, Panie King.

W kwestii oprawy graficznej pozwolę sobie sięgnąć po mój ulubiony zabieg promocyjny, tj. umieszczenie na okładce wyrwanego z kontekstu cytatu z recenzji IGN: „każda strona to wyjątkowa graficzna uczta dla każdego miłośnika superbohaterów”. Tak bowiem jest. Graficznie prace autorstwa Claya Manna wymiatają. Są absolutnie wyśmienicie realistyczne, pełne detali i nastrojowe. Zamiennie miejscami dostaniemy również odrobinę prac innych twórców – Travisa Moore'a, Lee Weeksa czy Mitcha Geradsa, którzy dobrze robią swoją robotę, ale tym, co graficznie zapamiętacie z tego tomu, będzie niewątpliwie prace Claya Manna. Szkoda tylko, że całe te artystyczne wysiłki ilustrują irytującą historię zjadającą własny ogon.

Wydanie polskie to twarda oprawa z lakierowanymi detalami (analogicznie jak „Batman Metal”). W zakresie dodatków możemy liczyć na zestaw pełnowymiarowych, przepięknych okładek alternatywnych kilkunastu twórców, pośród których na szczególne wyróżnienie zasługują te imitujące zdjęcia wpinane do akt terapeutyzowanych superbohaterów. Nawiązują one wizualnie do dużo lepszych, ikonicznych komiksów i momentów w historii danego bohatera – przedstawiają tym samym okoliczności, których nie uświadczymy w „Kryzysie bohaterów”. Jest Bane łamiący kręgosłup Mrocznemu Rycerzowi, jest Śmierć Supermana, jest morderstwo Jasona Todda. Ech... nostalgia to piękna rzecz.

Podsumowanie

Gdybym miał określić ten komiks jednym słowem, to byłoby to: obraźliwy. Dla uniwersum, dla fanów postaci, które są bezcelowo niszczone dla efektu zaskoczenia, dla tych, którzy spodziewali się rozwiązania intrygi w jakikolwiek przemyślany sposób, wreszcie dla tych wszystkich, którzy wierzyli w przekaz „Uniwersum DC. Odrodzenia” Geoffa Jonesa. Jest to o tyle smutne, że gdzieś pod warstwami fabularnego mułu znajduje się przekaz Toma Kinga, który jest całkiem sensowny na etapie pomysłu, ale bardzo kiepsko zrealizowany do poziomu, w którym jedna z postaci w połowie historii wykłada nam jej morał. Jak napisano na tyle okładki: „jeszcze nigdy nie było kryzysu takiego jak ten”. Mam szczerą nadzieję, że już nigdy nie będzie. Nie polecałbym, ale wypada to zobaczyć, żeby wyrobić sobie własne zdanie, bo w sumie... co ja tam wiem :).

Oceny końcowe

2
Scenariusz
5
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
3
Przystępność*
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Zachęconych recenzją odsyłamy do wpisu „Kryzys bohaterów” – prezentacja komiksu, w którym znajdziecie obszerną galerię zdjęć oraz prezentację wideo.

Specyfikacja

Scenariusz

Tom King

Rysunki

Clay Mann, Travis Moore, Lee Weeks, Mitch Gerads, Jorge Fornes

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

240

Tłumaczenie

Tomasz Sidorkiewicz

Data premiery

20 maja 2020

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / DC Comics