„Liga Sprawiedliwości: Bez sprawiedliwości” – recenzja komiksu

W październiku nakładem wydawnictwa Egmont ukazał się komiks „Liga Sprawiedliwości: Bez sprawiedliwości” ze scenariuszem Scotta Snydera. Czy warto sięgnąć po ten tytuł? Sprawdźcie naszą recenzję.

Materiał może zawierać treści stanowiące, w ocenie części odbiorców, spoilery do komiksów z serii „Batman Metal”, wydanych w Polsce przez Egmont.

Ciężko dzisiaj o fana komiksów, który nie wiedziałby, kim jest Scott Snyder. W Polsce dostaliśmy szereg jego pozycji horrorowych i quasi-horrorowych („Wiedźmy”, „Severed”, „Amerykański Wampir”), jak również wydany w ramach DC Deluxe „Batman: Mroczne odbicie” oraz jego kompletny run w serii „Batman” w ramach New 52 (naszego Nowego DC Comics). Po tym, jak główną serię o Batmanie przejął Tom King, Mrocznego Rycerza od Snydera dostaliśmy również w ramach „All Star Batman”, a następnie gigantycznego okołonietoperzowego wydarzenia na skalę multiwersalną – serię „Batman Metal”. W międzyczasie nie najlepiej działo się w głównej serii Ligi Sprawiedliwości. Bryan Hitch okazał się średnim wyborem zarówno artystycznie, jak i pod względem jakości historii, tak na poziomie pomysłów, jak i samego rzemieślniczego, scenopisarskiego know-how. Dodatkowo Odrodzenie DC zaczęło tracić pierwotny impet i przychodził czas zmian kreatywnych. Z radością przyjęto więc informację o przejęciu serii drużynowej Ligi Sprawiedliwości właśnie przez Snydera. Ten już na starcie postanowił zagrać szeroko i z rozmachem, przekonując, że w odróżnieniu od swoich poprzedników ma długofalowy plan przygód najbardziej rozpoznawalnej drużyny superbohaterów na świecie. Preludium tego planu jest właśnie „Bez sprawiedliwości”.

Starcie z mrocznym multiwersum przedstawione w finale „Batman Metal” kosztowało rzeczywistość o wiele więcej, niż się pierwotnie wydawało. Ściana Źródła – granica kosmosu zbudowana z ciał potężnych bytów i resztek kosmicznych bogów – została uszkodzona. Przez wyrwę wlewają się do naszego wszechświata nieznane energie. Powstrzymanie powiększenia się anomalii wymaga udziału całego Korpusu Zielonych Latarni, jest jednak dalekie od rozwiązania problemu. Tymczasem na Ziemię przybywa Brainiac i poprzez idealnie skrojony zespół planów pokonuje bez trudu członków Ligi Sprawiedliwości, Tytanów, Młodych Tytanów i Suicide Squad, do tego część ziemskich bohaterów zapada w niewyjaśnioną śpiączkę (żeby było jasne – ta mniej rozpoznawalna część). Jak się okazuje, Brainiac pragnie jedynie zdobyć uwagę herosów, wykrył bowiem zagrożenie przybywające spoza znanego wszechświata – czterech kosmicznych bogów, prawdopodobnie twórców stworzenia pragnących zebrać i skonsumować jego owoce. Brainiac wie, że bezpośrednie starcie nie ma żadnych szans, wykoncypował jednakże plan zakładający współpracę wszystkich super istot w ramach mieszanych zespołów, których łączyć będą odpowiadające przybywającym wrogom cechy Entropii, Cudu, Tajemnicy i Mądrości. Nasi herosi pod wodzą superzłoczyńcy podróżują na jego rodzinną planetę Colu, gdzie uaktywniły się sygnały nawigacyjne przyciągające kosmicznych bogów, a celem naszych zespołów będzie je wyłączyć lub przekierować. Gdy już wydaje się, że plan choć szalony może się udać, na scenę wkracza Amanda Waller, apodyktyczna szefowa Suicide Squadu, która chcąc ustalić plan Brainiaca przy użyciu najpotężniejszych psioników na Ziemi, wyłącza go permanentnie z gry, pozostawiając naszych herosów na obcej planecie, w obliczu kosmicznego zagrożenia z jedynie strzępkami planu ich dotychczasowego przywódcy. Czy może być gorzej? Oczywiście, że tak, ponieważ ktoś właśnie wdraża plan mający na celu uruchomienie na Ziemi źródeł sygnałów nawigacyjnych kosmicznych najeźdzców.

lsbs-plansza-1.jpg

Nie dajcie się zwieść nazwiskami trzech scenarzystów na okładce (obok Scotta Snydera również Jamesa Tyniona IV oraz Joshuy Williamsona). Styl nie pozostawia wątpliwości – to Snyder gra tu pierwsze skrzypce, jeżeli nie gra na wszystkich trzech sztukach jednocześnie. Pozostali znaleźli się tu bardziej kurtuazyjnie – w końcu będą pisać inne grupowe serie powiązane z główną serią „Liga Sprawiedliwości”, których niestety nie dostaniemy w Polsce. Ale do rzeczy – w „Bez sprawiedliwości” akcja gna przed siebie, co rusz wyciągając z rękawa kuriozalne motywy i postaci z bogatego uniwersum DC z przerwami na eksplozje ładunków ekspozycyjnych. Bądźcie czujni, bo planeta może tu zakończyć swój byt wraz z odwróceniem strony, a układy sił potrafią się zmienić poza kadrem. Co oczywiste w tych czterech wypakowanych zdarzeniami zeszytach (które spokojnie można by rozciągnąć na wszechuniwersalny event z masą tie-inów), nie będzie miejsca na rozwój postaci, tłumaczenie indywidualnego status quo czy motywacji. Gdyby cały ten chaos rozstawiania figurek w fabularnej piaskownicy wykonywał inny scenarzysta – prawdopodobnie byłaby to spektakularna klapa, której czytać byłoby nie sposób. Na szczęście Snyder potrafi w tych szczątkowych dialogach między mrowiem postaci wydobyć esencję charakteru każdej z nich i to ostatecznie sprawia, że nie czujemy się osamotnieni i pozbawieni czytelniczej frajdy w tym morzu zdarzeń. Nie sposób mieć wątpliwości, czemu służy ta historia – obok przemieszania składów osobowych zespołów, pewne postacie zmienią swoje dotychczasowe status quo na mniej lub bardziej znane, a w komiksowej rzeczywistości naszych bohaterów pojawi się kilka nowych, oczekujących kreatywnego wykorzystania, motywów fabularnych i lokacji. Klasyka. Jasne, ci cali kosmiczni bogowie do złudzenia przypominają mi marvelowskich celestiali, przez co można mieć wrażenie, że część tej historii gdzieś już widzieliśmy, ale przynajmniej dostajemy tu Lobo i to w swojej najbardziej klasycznej wersji (oficjalnie już nie wspominamy o abberacji z New 52). Ostatecznie więc nie jest tak źle, jak mogłoby być.

Oprawa graficzna to prace kliku artystów – Francisa Manapula (m.in. „Flash” i późniejsze „Detective Comics” z New 52), Marcusa To, Rileya Rossmo i Jorgego Jiméneza. Dość ciasno jak na cztery zeszyty, szczególnie gdy styl przedstawiania bohaterów zmienia się w trakcie tak krótkiej historii. Nie jestem fanem tego zabiegu, ale rozumiem, że gwarantuje brak opóźnień wydawniczych poszczególnych zeszytów. Ostatecznie dostajemy tu więc solidny, graficzny superbohaterski standard (z subiektywnie odstającymi na plus pracami Jorgego Jiméneza) bez przebłysków geniuszu, ale i nie poczujecie się oszukani tym, co dostaniecie.

lsbs-plansza-2.jpg

Wydanie polskie to miękka oprawa ze skrzydełkami i czarnym grzbietem, w powszechnie znanym już standardzie. W zakresie dodatków dostajemy galerię kilku okładek, szkice koncepcyjne oraz zapowiedzi nowych serii, startujących już oryginalnie pod oficjalnym szyldem „Uniwersum DC”. Poza czterema zeszytami właściwej serii w wydaniu zbiorczym znajdziecie również promujący nową inicjatywę wydawniczą zeszyt „DC Nation” #0, którego akcja dzieje się w okolicach drugiego zeszytu miniserii i ma za zadanie na kilku stronach streścić pomysł przebudowania Ligi Sprawiedliwości w cztery egzotyczne zespoły.

Podsumowanie

„Liga Sprawiedliwości: Bez sprawiedliwości” to fabularny pomost pomiędzy oficjalnie zakończonym Odrodzeniem DC a DC Uniwersum i startem nowej serii z Ligą Sprawiedliwości tym razem spod pióra Scotta Snydera. To również historia wyrastająca na barkach świetnie przyjętego, choć odrobinę abstrakcyjnego „Batmana Metal”. Akcja pędzi tu na łeb na szyję, a stawki starć z każdą kolejną planszą wystrzeliwują w kosmos (dosłownie). Jeżeli rozważacie rozpoczęcie czytelniczej przygody z członkami Ligi Sprawiedliwości, to ewidentnie nie jest to kierunek dla Was. To fala nieskrępowanej rozrywki zakładająca, że znacie na tyle dobrze to uniwersum, że nikogo z głównych graczy, w tym członków nie tyle Ligi Sprawiedliwości, ale i Tytanów, Młodych Tytanów czy Suicide Squad, nie trzeba Wam przedstawiać. To również punkt wyjścia dla nowych serii z przygodami mało oczywistych składów pod szyldem „Ligi Sprawiedliwości”, których niestety nie dostaniemy w wydaniu polskim. Czy poradzicie sobie z dalszymi przygodami Ligi w jej indywidualnej serii bez lektury „Bez sprawiedliwości”? Pewnie tak, ale jeżeli podobał Wam się „Metal”, to czemu mielibyście rezygnować z większej ilości dobra o zbliżonym posmaku?

Oceny końcowe

+4
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
4
Wydanie
3
Przystępność*
+4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

kpSYnKxmqaWYlaqfWGao,liga_sprawiedliwosci_no_justice_udc_72.jpg

Specyfikacja

Scenariusz

Tynion James IV, Scott Snyder, Joshua Williamson

Rysunki

Francis Manapul

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

Kolor

Liczba stron

144

Tłumaczenie

Maciej Nowak-Kreyer

Data premiery

2 października 2019 roku

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

źródło: Egmont / zdj. DC Comics