Michael Giacchino „War for the Planet of the Apes” (2017) - recenzja soundtracku [VINYL]

Rozpoczynamy nowy cykl w dziale „Muzyka filmowa” na Filmożercach, w którym będziemy prezentować Wam wydania soundtracków na płytach winylowych! Niejednokrotnie edycje na LP znacznie przewyższają poziomem edytorskim i jakością wykonania swoje odpowiedniki na CD. Nic w tym dziwnego, bowiem już od ładnych paru lat można zaobserwować renesans winyli wśród kolekcjonerów oraz wzrost liczby sprzedaży egzemplarzy względem płyt kompaktowych i nic na to nie wskazuje, by w przyszłości ów trend miał się znacząco odwrócić. Na początek zapraszamy do lektury recenzji ścieżki dźwiękowej z filmu „Wojna o planetę małp”, której autorem jest Michael Giacchino. Na LP trafiła ona do sprzedaży 6 października 2017 roku, czyli nieco ponad dwa miesiące później od edycji CD.

 Michael Giacchino „War for the Planet of the Apes”

(Fox Music/Sony Classical/Music On Vinyl/JAWI, 2017)

Recenzja muzyki zawartej na płytach:

„Planeta małp” – która to już franczyza w bogatym dorobku Michaela Giacchino? Policzmy zatem: „Mission: Impossible” (część III i „Ghost Protocol”), „Star Trek” (filmy z lat 2009-2016), „Jurassic Park” (część IV i prawdopodobnie jej nadchodzący sequel), Marvel Cinematic Universe („Doktor Strange” i „Spider-Man: Homecoming”) oraz oczywiście „Gwiezdne wojny” (na razie tylko „Łotr 1”). Jakby nie liczyć, wychodzi na to, że szósta. Niemal za każdym razem laureatowi Oscara za Pixarowski „Odlot”, przyszło się zmierzyć z wielkimi i utytułowanymi poprzednikami, którzy stworzyli w muzyce filmowej jeśli nie kamienie milowe ostatniego pięćdziesięciolecia, to przynajmniej prace solidne i cenione wśród wielu fanów gatunku. Jerry Goldsmith, James Horner, John Williams, Lalo Schifrin, Danny Elfman i Hans Zimmer – tych nazwisk przedstawiać szerzej nie potrzeba, zna je (a przynajmniej powinien o nich słyszeć) chyba każdy kinoman. Giacchino miał więc podwójnie utrudnione zadanie: musiał stanąć w szranki z legendą ścieżek dźwiękowych wspomnianych wyżej twórców (jakby tego było mało, gros z nich zawierało niezapomniane tematy!) oraz nadać nowym interpretacjom klasyki i całości materiału swój autorski sznyt. I przeważnie osiągał sukces, udowadniając niedowiarkom, iż jest osobą na właściwym miejscu. Zaś z „Planetą małp” sytuacja nieco się komplikuje z dwóch powodów. Pierwszy: Amerykanin przejął kompozytorską pałeczkę po Patricku Doyle’u (mowa o serii z drugiej dekady XXI wieku; kiedy z reżyserii kontynuacji „Genezy planety małp” – „Ewolucji” – zrezygnował Rupert Wyatt, zastąpił go Matt Reeves; zatem „Wojna jest czwartym wspólnym kinowym projektem obu panów). Drugi: do oryginalnej „Planety małp” z Charltonem Hestonem nowatorską muzykę dostarczył Jerry Goldsmith (zdobył za nią nominację do Oscara), a osoby odpowiedzialne za odświeżenie tej marki od początku twierdziły, iż obrazy z lat 2011-2017 stanowią poniekąd rozbudowany prequel filmu Franklina J. Schaffnera. Można się pogubić w tych wszystkich zależnościach między filmowcami i ich dziełami, ale – mam nadzieję – udało się choć po części przybliżyć – nomen omen – genezę angażu Michaela Giacchino. Tutaj taka dygresja: Matt Reeves objął posadę reżysera solowego występu Batmana (prawdopodobnie z Benem Affleckiem na pokładzie) dla konkurencyjnego wobec Marvela i Disneya studia Warner Bros. – jest więc szansa, że jego kompozytorem zostanie bohater niniejszej recenzji, dla którego DC Extended Universe byłby siódmą franczyzą w karierze. Wróćmy jednak do cyklu, jak do tej pory liczącego 9 filmów kinowych (w tym jeden remake), aktorski serial telewizyjny i serial animowany.

5-war-gatefold-1.jpg

Wyjdźmy zatem na poczet dalszych rozważań od oryginału z 1968 roku. Tam też, zmarły w 2004 roku Maestro, stworzył eksperymentalną i awangardową partyturę, jedną z najbardziej wyjątkowych w kinie science fiction, a osiągnął to dzięki nietypowym rozwiązaniom aranżacyjnym, odzwierciedlając barbarzyńską i wrogą człowiekowi cywilizację małp. Psychologicznie wiarygodny muzyczny świat doskonale korespondował z niepokojącym klimatem obrazu, nierzadko kosztem komfortu odbiorcy, ale na wskroś budzącym jego zainteresowanie wydarzeniami na ekranie. Niejako tymże tropem podążył Giacchino przy kontynuacji z 2014 roku, jednak bez tak radykalnego i atonalnego brzmienia Goldsmitha. Oczywiście nie w sferze zastosowanych przez Michaela środków wyrazu, a bardziej oddania niepokojącej atmosfery eskalacji konfliktu pomiędzy dwoma rywalizującymi o prymat gatunkami człekokształtnych. Dominował ciężkawy underscore, który poza wizualnym kontekstem znacznie tracił na sile oddziaływania. Natomiast „Wojna o planetę małp” znacznie odchodzi od ekstremalnych formuł, krótko tu omówionych swoich surowych prekursorów, mieni się bogactwem różnorodnych dźwięków i paletą niemal wszystkich emocji, jakich można doświadczyć podczas odsłuchu płyty. Jest także po części duchowym spadkobiercą i kontynuatorem wcześniejszych prac – zatem znowuż ewolucja, następny etap dla jak najlepszego opisania starcia ludzi i małp w warstwie muzycznej. Warto nadmienić, iż ów progres, jeśli  chodzi o serie filmowe, jest symptomatyczny u Giacchino – wystarczy zestawić ze sobą ścieżki dźwiękowe III i IV części „Mission: Impossible” czy dwie pierwsze odsłony „Star Treka”.

Album otwiera najdłuższy, bo aż 11-minutowy utwór „Apes’ Past is Prologue”, podpisany nazwiskiem Griffitha Giacchino, kilkunastoletniego syna kompozytora (raczej nie ulega jednak wątpliwości, że pełnoprawnym autorem jest Michael). Zaczyna się delikatnym underscorem, wprowadzającym w klimat tejże opowieści, by w połowie zaskoczyć nas potężnym, jazgotliwym chórem. Później znowu następuje chwilowe wyciszenie, poprzedzające wejście partii głosowych. Całości dopełniają instrumenty perkusyjne (masywne kotły), będące tematem dla Pułkownika, granego przez Woody’ego Harrelsona, a pełniące funkcje podbijania złowieszczego nastroju. Ten i następujący po nim utwór, „Assault of the Earth”  ma podobne zadanie, przy czym są na tyle zróżnicowane, iż o jakiejkolwiek nudzie i znużeniu nie ma mowy. To też ukłon w stronę oryginału Jerry’ego Goldsmitha, gdzie oziębłość oraz kontrastujące ze sobą elementy wzorcowo wpisywały się w niezbyt optymistyczny wydźwięk filmu.

6-war-gatefold-2-srodek.jpg

Dalej zaś jest tylko lepiej. Przepełniony smutkiem, bardzo dramatyczny kawałek „Exodus Wounds” wprowadza posępny temat wędrówki, z wiodącym instrumentem dętym blaszanym – waltornią. W „The Posse Polonaise” mamy szansę po raz pierwszy usłyszeć prześlicznej urody melodię, niezwykle kojącą, podobną do dziecięcej kołysanki, z delikatnym fortepianem w tle (motyw dla dziewczynki imieniem Nova – następny trop, wiodący do filmu Schaffnera). Ów temat pojawia się ponownie w kolejnych kompozycjach „Don’t Luca Now”, „Apes Together Strong”, w końcówce „A Tide in the Affairs of Apes” i wieńczącym płytę „End Credits” (który w drugiej części przechodzi w pieśń), sumującym najważniejsze tematy ścieżki, przy czym najokazalej wypada chyba w tym ostatnim z racji wzniosłego, niemalże niebiańskiego chóru. Muszę wyznać – w czasach, kiedy twórcy wysokobudżetowego kina rzadko nas raczą wyraźną melodyką, stawiając bardziej na funkcjonalność, nie sądziłem, że w tym roku będzie mi dane posłuchać tak przepięknego motywu. Po prostu coś wspaniałego.

W westernowym w duchu „The Ecstasy of the Bold” wchodzi mocarny temat, czyli coś co wielu słuchaczy przywita z wielkim entuzjazmem i zarazem jest to jeden z nielicznych, względnie pozytywnych w wymowie utworów na płycie. Nazwa nawiązuje do sztandarowej pozycji Ennio Morricone z „Dobrego, złego i brzydkiego” – zabawa tytułami ścieżek jest już pewną tradycją u Amerykanina, wystarczy wspomnieć alternatywną tytulaturę w „Łotrze 1”. Podobny charakter do ścieżki numer 5 (ze strony drugiej pierwszego LP), bliski opowieściom z Dzikiego Zachodu, posiada „Planet of the Escapes”, dodatkowo urozmaicony inaczej zaaranżowanymi elementami z „Exodus Wounds”. Ten ostatni przewija się jeszcze w „More Red Than Alive”, miejscami wspomagany przez potężny chór. Dwa przedostatnie tracki, delikatne „Migration” i melodyjne „Paradise Found”, niezwykle proste i bogate w lirykę, również chwytają za serce.

Score ma jeszcze tę wielką zaletę, windującą go do rangi ważnego dzieła, iż umiejętnie operuje różnymi teksturami dźwiękowymi, bez poczucia nawet odrobiny chaosu. Przystępne tło, nie męcząca natłokiem atrakcji, powściągliwa muzyka akcji, urocza liryka, pamiętna tematyka, mistrzowska orkiestracja – oto cechy, którymi wypada scharakteryzować ilustrację Giacchino. Tutaj każda nuta i fraza znajduje się w odpowiednim miejscu oraz w należytym czasie zostaje wygrana. Ręce same składają się do oklasków, ba, aż się chce przekornie wznieść okrzyk „Ave, Caesar”. Jeszcze jedno: w dobie kiedy wiele wydawnictw zawiera przesadnie i niepotrzebnie rozdęty materiał, zakłócający odbiór ścieżki w oderwaniu od obrazu, w tym przypadku blisko osiemdziesięciu minut słucha się wybornie.

7-war-booklet-1.jpg

Soundtrack „Wojna o planetę małp”, klasyczny w formie, ale w żadnym wypadku nie skostniały, korzysta z przebogatego instrumentarium, typowego dla wielkich widowisk z przeszłości Fabryki Snów, będących wizytówką dawnej potęgi Hollywood. Zatem rozbudowana orkiestra, żywe instrumenty, imponujące partie chóralne w służbie blockbusterowej rozrywki najwyższej próby. Na coś takiego mogą sobie pozwolić tylko najwięksi. Nie mam na myśli wyłącznie wielkich pieniędzy wydanych na produkcję filmu (tutaj 150 milionów dolarów), a talent i wyobraźnię osób, dzięki którym jesteśmy w stanie uwierzyć nawet w tak karkołomny koncept fabularny (mówiące i strzelające z broni palnej małpy). Michael Giacchino jest właśnie takim twórcą, już nie rzemieślnikiem a prawdziwym artystą i wirtuozem, czego niezbitym dowodem jest oprawa muzyczna do obrazu Matta Reevesa z 2017 roku.

Na zakończenie krótka informacja odnośnie noty końcowej, która – będąc średnią arytmetyczną oceny materiału na płycie (5) i wydawnictwa (5,5) – winna wynosić 5,25 punktu, ale że partytura pozostawia po sobie niezatarte wrażenie obcowania z czymś naprawdę wyjątkowym (oraz – tutaj bardziej prozaiczny powód natury technicznej – nie wystawiam oceny z „ćwiartkami”, a gdy takowa się wydarzy, zawsze winduję wynik na korzyść recenzowanego produktu), podnoszę ją aż do 5,5 punktu na 6 możliwych. Takiż przywilej może spotkać jedynie najlepszych, a „Wojna o planetę małp” jest bez wątpienia scorem, zarówno minionego sezonu letniego, jak i znajdującym się w ścisłej czołówce 2017 roku.

5
Muzyka na płycie

Spis utworów:

LP1 – SIDE ONE:

1. Apes’ Past is Prologue* (10:55)
2. Assault of the Earth (05:31)
3. Exodus Wounds (04:25)

LP1 – SIDE TWO:

1. The Posse Polonaise (01:41)
2. The Bad Ape Bagatelle (01:15)
3. Don’t Luca Now (03:55)
4. Koba Dependent (02:56)
5. The Ecstasy of the Bold (01:59)
6. Apes Together Strong (07:14)

LP2 – SIDE THREE:

1. A Tide in the Affairs of Apes (05:33)
2. Planet of the Escapes (02:44)
3. The Hating Game (02:06)
4. A Man Named Suicide (05:34)
5. More Red Than Alive (02:43)

LP2 – SIDE FOUR:

1. Migration (02:05)
2. Paradise Found (05:37)
3. End Credits (09:31)

* - Written by Griffith Giacchino

Czas trwania albumu: 75:44

Opis i prezentacja wydania:

Music On Vinyl, holenderska wytwórnia fonograficzna, bardzo dba o wysoką jakość swoich produktów. Wchodząca w jej skład firma At The Movies zajmuje się wydawaniem soundtracków na płytach winylowych. I to właśnie ich nakładem ukazała się „Wojna o planetę małp” Michaela Giacchino. Już samo tylko trzymanie albumu w dłoniach, sprawia jego właścicielowi sporo frajdy. Przyjrzyjmy się zatem z bliska owemu rarytasowi.

Przede wszystkim uwagę zwraca fakt, iż wydanie jest chronione za pomocą przezroczystej, grubej i elastycznej folii z PVC [poprawna polska nazwa tego związku chemicznego to PCW – poli(chlorek winylu)]. W jej prawym górnym rogu umieszczono srebrną nalepkę (z logotypami At The Movies i Music On Vinyl) – informuje ona o specyfikacji wydania, zaś z tyłu okrągłą i przezroczystą pieczęć, której odklejenie umożliwia dostęp do najbardziej interesującej nas zawartości. W skład wydania wchodzą więc następujące elementy:

  • Gatefold – dwuskrzydłowy, rozkładany, służący do przechowywania longplayów i bookletu. Wykonano go z grubej i solidnej tektury, pokrytej połyskliwym laminatem, dzięki czemu estetyka ogółu znacząco wzrasta. Zdjęcia, z racji gabarytów edycji score’u na winylu, są duże i naprawdę mogą się podobać. Z tyłu gatefoldu znajduje się spis utworów na poszczególnych krążkach.
  • Booklet – liczy cztery strony i zawiera prawie wszystkie niezbędne informacje: zespół wykonawców z przypisanymi im odpowiednimi instrumentami, wykaz najważniejszych osób, które brały udział w przygotowaniu i nagraniu albumu, podziękowania od wytwórni Twentieth Century Fox dla ludzi zaangażowanych w projekt. Można także zapoznać się z wpisami kompozytora i reżysera, które nie wychodzą poza kurtuazyjne sformułowania. Niby nic wielkiego, ale zawsze to jakieś urozmaicenie podczas odsłuchu płyt.
  • Dwie płyty winylowe – recenzowane tu wydanie z płytami w czerwonym kolorze, zostało wypuszczone w limitowanym do 1000 sztuk nakładzie. Na każdej ze stron dwóch dysków widnieje etykieta z listą utworów plus czasy ich trwania. Zaś one same zostały niezwykle starannie wytłoczone – nie uświadczymy u nich żadnych technologicznych niedoróbek w postaci szpetnie odstających kawałków tworzywa, co niestety nagminnie zdarza się u niektórych wydawców. Winyle natomiast zapakowano do czarnych kopert, wyłożonych cienką i antystatyczną folią, minimalizującą praktycznie do zera osadzanie się drobinek kurzu oraz zapobiegającą elektryzowaniu się płyt.

Całość wydawnictwa została zdominowana przez ciemne barwy i bardzo wyraziste czerwone akcenty: przykładowo na froncie wykorzystano jedną z wersji kinowego plakatu, a wnętrze bookletu ozdobiono kolażem czterech dużych fotosów – na trzech z nich umiejętnie wkomponowano informacje tekstowe. Pomimo niezbyt wyszukanych rozwiązań wizualnych i posępnego nastroju, każdy z elementów pasuje do siebie – to w głównej mierze zasługa spójnej szaty graficznej ogółu.

Rewelacyjne wydanie soundtracku od Music On Vinyl, ascetyczne w formie, za to bogate w treści (także te muzyczne). Posiada ono wszystkie niezbędne składowe, by cieszyć oko – powinno się znaleźć na półce każdego kolekcjonera muzyki filmowej na płytach analogowych.

1-war-front.jpg 3-war-tyl.jpg

2-war-nalepka.jpg 4-war-zamkniecie.jpg

8-war-booklet-2.jpg 9-war-booklet-3.jpg

10-war-lp1-side-1.jpg 11-war-lp1-side-2.jpg

12-war-lp2-side-3.jpg 13-war-lp2-side-4.jpg

14-war-lp-vs-cd-skala.jpg

+5
Wydawnictwo

Oceny końcowe:

5
Muzyka na płycie
+5
Wydawnictwo
+5
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić soundtrack z filmu „War for the Planet of the Apes” (LP)?

W chwili obecnej w najpopularniejszych polskich sklepach internetowych soundtrack jest niedostępny. Można go jednak kupić w stacjonarnych punktach sieci Media Markt i Saturn w cenie ok. 150-170 zł. Lista sklepów znajduje się na stronie Music On Vinyl pod tym linkiem.

Wydanie do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firm JAWI i Music On Vinyl.

źródło: 20th Century Fox