Nina - recenzja filmu

Od dzisiaj w polskich kinach możecie oglądać film Nina wyreżyserowany przez Olgę Chajdas. Czy warto go zobaczyć? Sprawdźcie naszą recenzję.

Z jednej strony, wciąż z lekką przykrością spoglądam na zestawienie filmów w konkursie głównym 43. edycji FPFF i niezrozumiałą absencję obrazu Olgi Chajdas w tejże grupie. Z drugiej strony jednak, komu lepiej wręczyć nagrodę zwaną Złoty Pazur, jeśli nie autorce filmu, która porzuca tradycjonalizm polskiego kina dramatycznego i umieszcza swe bohaterki wewnątrz wielkiego kobiecego łona. Jej debiutancka Nina to istotny, odważny, ale i piekielnie intymny festiwal zmysłowości, będący w stanie rozpalić do czerwoności szarą polską rzeczywistość.

O barwie czerwonej nie wspominam bez powodu, bowiem kolorystyka obrazu ma u Chajdas niebanalne znaczenie. Tonacja barwna jest tutaj zawsze adekwatna do sytuacji i przede wszystkim nastroju głównej bohaterki. Reżyserka klasyfikuje jej emocje przy pomocy chropowatych odcieni kolorów zimnych – w szczególności mało wyraźnego koloru szarego – oraz intensywnej palety barw ciepłych, wśród których dominuje przesycony namiętnością i erotyzmem kolor czerwony. Oprócz tego, obraz często staje się w pewien sposób zamglony i (intencjonalnie) niewyraźny. Chajdas w wywiadach podkreślała, że zależało jej na wyczuwalnej stylistyce retro, tak jakby całość kręcona była na poły amatorską kamerą. Jej inspiracje sięgają twórczości amerykańskich fotografów - Todda Hido oraz Nan Goldin, autorki The Ballad of Sexual Dependency. Podobną estetyczną wartość operatorowi Tomaszowi Naumiukowi udało się uzyskać poprzez połączenie nowoczesnej kamery Panasonic VariCam ze starymi obiektywami z radzieckich Zenitów. Nina pod tym względem prezentuje się unikatowo, ale śmiem przypuszczać, że filmu w wydaniu Blu-ray raczej nie uświadczymy.

Nina-R.PALKA_060217-6 full-min(1).jpg

Warstwa fabularna oscyluje wokół emocjonalnego trójkąta bohaterów, jednak od początku do końca jesteśmy uświadamiani, kto jest w tej miłosnej grze najważniejszy. Nina (Julia Kijowska) ma trzydzieści parę lat, uczy języka francuskiego w szkole średniej i wraz z mężem (Andrzej Konopka) marzy o dziecku. By spełnić to marzenie, małżeństwo ucieka się do alternatywnych sposobów. Idealną kandydatką na surogatkę wydaje się być przypadkowo spotkana Magda (Eliza Rycembel). Dziewczyna jest w kwiecie wieku, ma naturalną urodę i żyje bez zobowiązań – z charakteru jest przeciwieństwem nieśmiałej i ułożonej Niny. Z czasem między kobietami dochodzi do uczucia.

Chajdas scenariusz do filmu napisała wraz z Martą Konarzewską, znaną popularyzatorką feminizmu i organizatorką manif, lecz Ninie daleko jest od jakichkolwiek deklaracji politycznych, czy społecznego buntu o emancypację kobiet. Nie jest to kino radykalnie feministyczne, a raczej próba zastanowienia się nad pojęciem wolności jednostki, rozbudzeniem stłumionych emocji i możliwością restartu. Nieprzypadkowo w scenie, w której Nina i Magda odwiedzają instalację artystyczną Rodzisko Natalii Bażowskiej, pierwsza z kobiet znajdując się w matczynym łonie „rodzi się na nowo”. Nijak ma się również do Niny często pojawiający się w internecie zarzut o potraktowanie w filmie mężczyzn po macoszemu. Owszem, postaci męskich nie pojawia się tutaj zbyt wiele, ale nie oznacza to, iż nie-żeńska część widowni powinna czuć się deprecjonowana. Tego typu opinie byłyby bardziej uzasadnione, gdyby w myśl teorii trójkąta dramatycznego Karpmana, bohater grany przez Konopkę spełniałby rolę prześladowcy lub co najmniej winowajcy małżeńskiego kryzysu. Wszystkie decyzje podejmowane przez bohaterów wydają się mieć swoje uzasadnienie w charakterach postaci i ich aktualnych stanach uczuciowych.

Nina_R.PALKA_060317-6-min(1).jpg

Jest to sprawką nieźle napisanego scenariusza, do którego można mieć jednak kilka zastrzeżeń, zwłaszcza w nieco sztucznym przedstawieniu co niektórych przestrzeni (sceny szkolne dręczą swą nienaturalnością, co jest dodatkowo zdumiewające biorąc pod uwagę nauczycielską karierę Konarzewskiej) i wątpliwym rozwiązaniom fabularnym zahaczającym o zbyt częstą przypadkowość. Mimo wszystko, wszelkie błędy scenariuszowe bardzo szybko rekompensowane są przez wyśmienite kreacje aktorskie i rozmaite, niejednokrotnie dwuznaczne aluzje wynikające zapewne ze sprawnej reżyserii. Film pozostaje zatem dziełem intrygującym i, co ważniejsze przedstawiającym seksualność swych bohaterów w bardzo naturalnym świetle. Ostatnimi czasy w polskim kinie, sferze intymnej z podobną wrażliwością przyglądał się tylko Tomasz Wasilewski. Chajdas ma już za sobą międzynarodowe rozpoznanie (IFFR) i przyzwoity rezultat z festiwalu w Gdyni. Jak na debiut, jest całkiem nieźle!

Ocena 4+/6

źródło: