NOSTALGICZNA NIEDZIELA #27: Police Squad!

W Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam klasyczne, często pomijane produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. Po zeszłotygodniowym zachwycie nad kiczem „Koszmarnych opowieści”, choć pozostaniemy w roku 1982, przeniesiemy się do zupełnie innego gatunku. W dzisiejszej edycji bowiem niekwestionowany klasyk absurdalnej komedii – sześcioodcinkowy serial „Police Squad!” z Lesliem Nielsenem w roli najgorszego gliniarza w historii wizualnego medium.

Nie każdy wie, że nim udaremnił zamach na królową Elżbietę II i stał się postrachem gangsterów i skorumpowanych potentatów energetycznych, a mówiąc krótko: bohaterem kultowej trylogii „Naga Broń”, porucznik Frank Drebin polował na bezwzględnych przestępców w eterze telewizji. Anulowany przez kanał ABC po zaledwie sześciu pierwszych odcinkach „Police Squad!” to w pewnym sensie amerykańska odpowiedź na kultowy „Hotel Zacisze”, parodiująca formułę kryminałów Złotej Ery Hollywood, a później lat siedemdziesiątych w bezczelnie prześmiewczym tonie. Każde pół godziny sezonu otwiera inna czołówka, której to niezmiennie towarzyszy głos narratora, błędnie odczytującego nazwę odcinka (przykładowo: odcinek „A Substantial Gift” to zdaniem narratora „The Broken Promise”, a „Ring of Fear” staje się „A Dangerous Assignment” i tak dalej, i tak dalej). Tematyka nie odbiega znacznie od tego, co twórcy David i Jerry Zucker wraz z Jimem Abrahamsem zaserwują widzom w serii „Nagiej broni” kilka lat później. Mamy tu więc porwania, listy z pogróżkami i jedyną w swym rodzaju sprawę morderstwa umotywowanego długami względem ortodonty. Żadna z zagadek nie ma, naturalnie, najmniejszego sensu, a zakończenie śledztwa z reguły tonie w nieskończonym morzu gagów i dosłownie niewyczerpanym zasobie wybornej głupoty. Swoją drogą, jednym z głównych powodów, dla których stacja porzuciła serię, było właśnie stężenie dowcipów - stężenie na tyle wysokie, że niemożliwym stało się odpowiednie zsynchronizowanie ścieżki dźwiękowej z tak zwanym „laugh trackiem”. Zarząd ABC stwierdził, że bez sztucznego rechotu prawdziwa widownia nie będzie wiedziała, kiedy powinna się śmiać. Konsekwentnie, emisja zakończyła się po czterech odcinkach - w marcu 1982 roku, dwa pozostałe przedstawiono szerokiej widowni kilka miesięcy później. Do dzisiaj „Police Squad!” osiągnął status niewzruszalnie kultowego, a postać Drebina już w 1988 roku rozpoczęła karierę filmową i pozostaje najpopularniejszą rolą Nielsena.

1490267302456.jpg

Skoro już o nim mowa, zatrzymajmy się na chwilę przy sylwetce pierwszoplanowego aktora serialu (który swoją drogą, uważał, że „Police Squad!” nie wypalił, bo był to show, który trzeba było oglądać uważnie, a większość ludzi nie oglądała telewizji – po prostu patrzyła we włączony telewizor). Trudno uwierzyć, ale Leslie Nielsen – mistrz kamiennej twarzy i jednocześnie, obok Johna Cleese'a, jeden z najlepszych aktorów w historii komedii, niewiele miał z nią w gruncie rzeczy wspólnego przez większość swej blisko sześćdziesięcioletniej kariery. Od lat pięćdziesiątych do końca siedemdziesiątych Nielsen wcielił się w dziesiątki niezmiernie poważnych postaci w mniej i bardziej udanych produkcjach (między innymi w antologii „Alfred Hitchcock Presents”, „Tragedia Posejdona”, czy „Zakazana Planeta”). Zwrot nadszedł w roku 1980, wraz ze wspaniałym „Czy leci z nami pilot?”, z którego aktor płynnie przeszedł do roli Franka Drebina. Patrząc na sposób, w jaki portretuje gamoniowatego detektywa i rewolucjonizuje metodę znaną jako „deadpan delivery”, polegającą na wypowiadaniu największych nawet niedorzeczności z powagą grabarza, można by pomyśleć, że Nielsen grał tę rolę całe życie. Urok „Police Squad” nie zamyka się zresztą jedynie na Drebinie. Galeria śmiertelnie poważnych dziwadeł rozrasta się z odcinka na odcinek, w okolicznościach rodem z kreskówek „Looney Tunes”. Mój ulubiony osobnik spośród tej osobliwej gromady to bez dwóch zdań postać Johnny'ego Pucybuta (w tej roli William Duell) – absurdalnego omnibusa, posiadającego odpowiedź na każde zadane przez porucznika Drebina (i nie tylko) pytanie.

W wielu względach prześcigujący późniejsze filmy, „Police Squad!” to błyskotliwy, przeraźliwie głupkowaty i bezsprzecznie genialny dowód na tezę, że nic tak nie bawi, jak irracjonalność, a ta - w krótkim serialu jest wręcz przytłaczająco obecna już od znakomitej czołówki, aż po symulowaną stopklatkę z napisami końcowymi.

"Police Squad!" nie zobaczycie niestety w ofercie polskich sklepów, bowiem rodzimego wydania nigdy nie było. Posługującym się językiem angielskim polecić można zagraniczne wydanie DVD (z angielskimi napisami) z łatwością odnajdywalne przynajmniej na brytyjskim Amazonie

f7e24eea495bbcbf2eac0c1952d0.jpg

źródło: Paramount Television / ABC