NOSTALGICZNA NIEDZIELA #32: 20 000 mil podmorskiej żeglugi

Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam klasyczne produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. Dziś postanowiłem sięgnąć po jeden z najstarszych filmów, jakie znalazły sobie miejsce w mojej filmowej kolekcji – jest nią adaptacja jednej spośród słynnych powieści Juliusza Verne'a.

Jeszcze zanim w pierwszych klasach szkoły podstawowej zacząłem oglądać na VHS hity lat 80. ze Stallone i Schwarzeneggerem, miałem już swój zestaw ulubionych filmów, obejrzanych w TV. Znajdowały się w nim głównie filmy wojenne („Złoto dla zuchwałych”, „Działa Navarony”), historyczne („Krzyżacy”, „Potop”) i westerny („Siedmiu wspaniałych”), ale trafiały się także i nieliczne pozycje z kręgu fantastyki. Do tych ostatnich zaliczyć można „King Konga” z 1976 roku oraz film, który będzie tematem dzisiejszego odcinka „Nostalgicznej Niedzieli”, czyli klasyczna produkcja Disneya, „20 000 mil podmorskiej żeglugi” z Kirkiem Douglasem, Jamesem Masonem i Paulem Lukasem w rolach głównych. Obejrzany po raz pierwszy w telewizji jeszcze w latach 80. zostawił po sobie niezatarte wrażenie, którego nie umniejszył w żaden sposób powrót do filmu po kilkunastu latach.

Kapitan Nemo i profesor Aronnax schodzą na ląd

Fabuła filmu (trzeba komukolwiek ją przedstawiać?) ukazuje nam losy marynarza Neda Landa (Kirk Douglas), profesora Aronnaxa (Paul Lukas) oraz służącego tego ostatniego (Peter Lorre), którzy trafiają na pokład łodzi podwodnej „Nautilus” dowodzonej przez tajemniczego kapitana Nemo (świetna rola Jamesa Masona). Początkowa nieufność i wrogość z czasem słabną, ale różnice w spojrzeniu na świat między gośćmi a gospodarzem, a także nieposkromiona chęć odzyskania wolności przez Landa, spowodują szereg konfliktów i trudnych sytuacji, by ostatecznie doprowadzić do dramatycznego finału. Wyreżyserowana przez Richarda Fleischera ("Conan Niszczyciel", "Tora! Tora! Tora!") adaptacja klasycznej powieści Juliusza Verne’a charakteryzuje się sporym rozmachem, a także rewolucyjnymi wręcz efektami specjalnymi, które potrafią zachwycać nawet przeszło sześć dekad po premierze. Szczególnie imponuje konfrontacja załogi „Nautilusa” z olbrzymią kałamarnicą. Pierwotna wersja tej sceny (do obejrzenia w dodatkach na DVD), pozostawiała sporo do życzenia, na szczęście jednak zdecydowano się nakręcić ją na nowo i tym razem zaprezentować starcie w nocy i przy sztormowej pogodzie. W latach 50. cała ta sekwencja musiała zwalać z nóg widzów, którzy wybrali się do kina.

Monstrum z głębin czepia się "Nautilusa" jak rzep psiego ogona

Nie brakuje w filmie ładnych widoków (w końcu kręcono między innymi na Jamajce i Bahamach), znajdziemy w nim także rozbudowane sekwencje podwodne, nacieszymy oczy pieczołowicie zaprojektowanymi wnętrzami „Nautilusa”, jak również dowiemy się skąd czerpać musieli pewne inspiracje twórcy drugiej części „Piratów z Karaibów”. To ostatnie wcale zresztą nie dziwi, „20 000 mil” to wszak przedstawiciel tego samego gatunku. W 1954 roku był to także najdroższy dotychczas nakręcony film i jako taki stanowił dla studia spore ryzyko, gdyby okazał się klapą (do czego jednak nie doszło). Prócz pamiętnych ról aktorskich, spektakularnych efektów specjalnych i scenografii, otrzymamy tu także nieco sympatycznego humoru, który jednak nie czyni z filmu pełnoprawnej komedii. Z kolei zasługą umiejętnie rozpisanego scenariusza, jak i dobrego tempa nie ma tu czasu na nudę. Co ciekawe – nie znajdziemy w filmie żadnej istotnej postaci kobiecej (chyba że za taką uznamy fokę Esmeraldę). Co prawda widzimy przedstawicielki płci pięknej na ekranie w otwierających film scenach portowych, w których to kręcą się one wokół postaci Douglasa, ale jedyną kobietą, która ma jakiekolwiek znaczenie dla fabuły, jest żona kapitana Nemo, o której… tylko się wspomina. Gdyby w dzisiejszych czasach nakręcono nową ekranizację, podejrzewam, że w najlepszym wypadku stworzono by specjalnie na jej potrzeby postać kobiecą, w najgorszym zaś, kobietą okazałby się sam kapitan Nemo.

Kirk Douglas jako Ned Land, banjo z żółwia i główna rola kobieca w filmie

Po dziś dzień film Fleischera pozostaje zarówno źródłem inspiracji, jak i niedoścignionym wzorcem w swoim gatunku i trudno mu właściwie cokolwiek zarzucić. Próbę czasu znosi wyśmienicie i wciąż potrafi zachwycić widza pokaźnym szeregiem atutów. Podobnie jak w przypadku omawianego jakiś czas temu „Jezusa z Nazaretu” tak i tutaj filmowcy wspięli się na wyżyny swoich możliwości i trudno mi sobie wyobrazić, by mogła kiedykolwiek powstać bardziej udana ekranizacja. Co prawda, od lat trwają przymiarki do realizacji kolejnej wersji „20 000 mil”, ale czy i kiedy ją zobaczymy, a także czy będzie ona miała szansę zagrozić klasyce (w co wątpię) – są to pytania na odpowiedzi, do których przyjdzie nam jeszcze poczekać.

Niestety, po dziś dzień film nie doczekał się wydania Blu-ray, aczkolwiek, o ile kogoś satysfakcjonują wersje cyfrowe, jest dostępna wersja HD na iTunes. Nie istnieje także wydanie DVD z polską wersją językową. Sam postawiłem swego czasu na półce angielskie DVD, choć zdecydowanie najlepszym wyborem byłoby dwupłytowe wydanie z USA zawierające znacznie bogatszy zestaw dodatków, w tym także 88-minutowy making of oraz komentarz reżysera.

Źródło: Disney