NOSTALGICZNA NIEDZIELA #39: Harry Potter i Więzień Azkabanu

Nostalgicznej Niedzieli co tydzień staramy się przybliżać Wam klasyczne, często pomijane produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. W tym tygodniu jednak, w ramach wyjątku, opowiemy o filmie, który ani nie należy do szczególnie pomijanych, ani podstarzałych. Jednocześnie, w obliczu premiery zwiastuna nieuchronnie nadchodzącej kontynuacji „Fantastycznych bestii” właściwym wydaje się, by przypomnieć, którym filmem franczyza, teraz sygnowana mianem „Wizarding World”, zasłużyła na wieczną pozycję w kulturowym pejzażu. „Harry Potter i Więzień Azkabanu” z 2004 roku, w reżyserii Alfonso Cuaróna to najistotniejszy i najpiękniejszy film z czarodziejskiej serii. Zapraszamy do lektury.

Myślę, że nie przesadzę, gdy stwierdzę, że magiczny świat Hogwartu, Quidditcha, kremowego piwa i Tiary Przydziału, wyczarowany końcem lat dziewięćdziesiątych przez wspaniałą J.K. Rowling, jest niemal drugim domem dla dziesiątek tysięcy przedstawicieli mojego pokolenia. Jak wielu innych, tak i ja poznałem „Kamień Filozoficzny” (pierwszy tom cyklu) będąc w tym samym wieku co Harry Potter, Ron Weasley i Hermiona Granger. Od tamej pory premiera każdej kolejnej przygody w siedmiotomowej serii miała bezwiednie, a z perspektywy czasu – tak wspaniale spleść się z dzieciństwem, wszystkimi radościami i zmartwieniami, które ze sobą niosło. Banalnym być może będzie stwierdzenie, że dojrzałem wraz z trójką głównych bohaterów, a jednak patrząc za siebie, nie sposób nie dojść do wniosku, że tak właśnie było. To za pośrednictwem „Potterów” ugruntowała się moja nieprzemijająca miłość zarówno do świata fantastyki, świata opowieści, jak i „sztuki czytania” (jak ujmuje to autorka na odwrocie każdego z tomów). Mówiąc krótko – dzięki Rowling na dobre uchroniłem się przed losem i naturą Mugola(!), za co zawsze będę brytyjskiej pisarce wdzięczny, a cykl jej autorstwa nie utracił i nie utraci wyjątkowego miejsca w moim sercu. 

Harry-Potter-And-The-Prisoner-Of-Azkaban-ronald-weasley-17163936-1920-800.jpg

To powiedziawszy, świat Magii i Czarodziejstwa ma niejedno do zaoferowania również w odniesieniu do sztuki filmowej. Na ośmioczęściową serię przygód Harry'ego Pottera na wielkim ekranie, mimo że nie zawsze udaje jej się udźwignąć objętościową presję materiału źródłowego, składają się filmy o bardzo zróżnicowanym tonie i odmiennym wydźwięku, ale zawsze stojące na – przynajmniej – dobrym (a czasem zachwycającym) poziomie. Mając możliwość prześledzenia rozwoju całego cyklu, zdumiewa wręcz, jak długą drogę przebył nie tylko główny bohater i jego przyjaciele, ale cała „potterowa" narracja – tak ujmująco dziecinna i naiwna z początku, na etapie „Insygniów Śmierci” stała się przecież niemal tragiczną, a na pewno ponurą, mroczną i „większą niż życie” epiką. Pochylmy się nad momentem tej przemiany. Wyprzedzając nieco pewne roważania – bo sukces „Więźnia Azkabanu” należy dostrzec nie na jednej, lecz przynajmniej kilku płaszczyznach – trzeba powiedzieć, że film Alfonso Cuaróna (autora „Grawitacji”, „Ludzkich dzieci” i kontrowersyjnego „I twoją matkę też”) przede wszystkim przeprowadza Harry'ego Pottera, Hogwart i cały magiczny świat na drugą stronę.

Świat czarodziejów wstrzymuje oddech po tym, jak szalony zabójca i poplecznik Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać – Syriusz Black – zbiega z Azkabanu, więzienia magów! Jego śladem wkrótce ruszają przerażający Dementorzy. Okoliczności, które wkrótce odnajdą niesamowite i głęboko emocjonalne rozwiązanie, rzucają cień na trzeci rok nauki w Hogwarcie i na życia Harry'ego, Rona i Hermiony.

wb-883316105344-Full-Image_GalleryBackground-en-US-1484349161734._RI_SX940_.jpg

Upływ czasu, samotność, strach, alienacja. Motywy przewijające się w niemal gotycko mrocznym „Więźniu Azkabanu” skutkują historią, nad którą unosi się fatum przytłaczającego wręcz i dusząco gęstego zagrożenia. W istocie, film „płynie” nieustannie – czy to w odniesieniu do kamery, która bardzo często poddaje statyczność na rzecz kinetyzmu, niosącej nierzadko poczucie pewnej nieokreślonej niepewności i napięcia, czy oznaczanymi obecnością Wierzby Bijącej zmianami pór roku. Podobnie długie ujęcia i stonowane barwy sygnalizują tonalną zmianę w stosunku do „Kamienia Filozoficznego” i „Komnaty Tajemnic”. Analizowanie spójności i relacji poszczególnych środków stylistycznych, chociażby motywu kamery „przechodzącej” przez okna, a w pewnym momencie – wnikającej w lustro, przy okazji lekcji pokonywania wewnętrznych demonów, oferuje mnóstwo okazji do docenienia dojrzałego kunsztu jednego ze współczesnych mistrzów kina. Z wyjątkiem dwóch czy trzech scen znikają też charakterystyczne dla poprzednich części lekkie i infantylne gagi – poczucie humoru „Więźnia Azkabanu” to kolejny element serii, który bezpowrotnie i nieodwołalnie dojrzał. Nie wiąże się to jednak bynajmniej z utratą czy uszczupleniem najcenniejszego elementu ekranizacji cyklu J.K. Rowling. Cuarón wie doskonale, że przyjaźń trójki głównych bohaterów to bijące serce każdej z opowieści o Potterze. Konsekwentnie – reżyser poświęca postaciom na dobre utożsamionym z Danielem Radcliffem, Rupertem Grintem i Emmą Watson, ich więzi i zrozumieniu ścisłą narracyjną uwagę. „Więzień Azkabanu” rozumie ewoluującą relację Harry'ego, Rona i Hermiony najlepiej spośród wszystkich części – zwłaszcza, że kolejne („Czara Ognia” i „Zakon Feniksa”) stanowiły na tym polu niemałe ustępstwo. Ponadto, w opozycji dla roztaczanego przez wciąż fenomenalnie wyglądających Dementorów zimna, Cuarón wydobywa ze wszystkich swoich aktorów wspaniałe i uderzająco żywe portrety – wystarczy wspomnieć Davida Thewlisa jako profesora Lupina (wciąż nie mogę tego jednego Rowling wybaczyć), Gary'ego Oldmana jako Syriusza Blacka, Alana Rickmana w roli profesora Snape'a  i Michaela Gambona debiutującego jako Albus Dumbledore (zastępując zmarłego rok wcześniej Richarda Harrisa). Co ciekawe, abstrahując od zabawnego i zupełnie nielogicznego zabiegu, jakim jest oddanie do dyspozycji Hermiony urządzenia manipulującego czasem, sama realizacja czasoprzestrzennej podróży wypada niezwykle sprawnie, unikając popularnych i kłujących co poniektórych w oczy paradoksów.

„Harry Potter i Więzień Azkabanu” to jednocześnie ostatni raz, gdy ścieżką dźwiękową do przygód młodego czarodzieja zajął się John Williams. Dość będzie powiedzieć, że Maestro rozstaje się z serią w wielkim stylu, oferując nie tylko najlepszą, brzmiącą, jakby sam Czajkowski podniósł się z grobu, by oprawić film o Hogwarcie, ścieżkę spośród wszystkich ośmiu „Potterów”, ale i jedną z najlepszych prac w całym swoim dorobku.

XiivdYo.png

Słowem podsumowania, „Więzień Azkabanu” to bezsprzecznie najlepszy film w serii o przygodach Harry'ego Pottera, a przy tym przepiękne, operujące poetyckim i melancholijnym językiem osiągnięcie wykraczające poza ramy tradycyjnego kina przygodowego. Gorąco zachęcam do obejrzenia trzeciego Pottera osobno, poza kolejnością serii i ewentualnymi maratonami, docenienia jego wyjątkowego artystycznego wkładu i zachłyśnięcia się raz jeszcze schyłkowym momentem prawdziwego dzieciństwa, do którego świat Hogwartu w obiektywie Alfonso Cuaróna porywa skuteczniej niż Zmieniacz Czasu.

Więzień Azkabanu podobnie jak i wszystkie pozostałe części Harrego Pottera doczekał się w Polsce wydań na wszystkich trzech nośnikach, zaczynając od wydań DVD, poprzez wydania Blu-ray (pierwsza edycja trafiła do polskich sklepów w 2008 roku, a dwa lata temu seria otrzymała wznowienie w nowych okładkach) i skończywszy na wydaniu 4K UHD, które miało swoją premierę w listopadzie ubiegłego roku.

źródło: zdj. Warner Bros. / Galapagos