NOSTALGICZNA NIEDZIELA #40: Niezniszczalny

W Nostalgicznej Niedzieli co tydzień staramy się przybliżać Wam klasyczne, często pomijane produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. W tej edycji, pozostając pod wpływem najnowszych popkulturowych doniesień zza oceanu, opowiemy o „Niezniszczalnym” z roku 2000 – jedynym w swoim rodzaju spojrzeniu na kino superbohaterskie, w reżyserii M. Night Shyamalana, twórcy „Szóstego Zmysłu” i „Osady”. Zapraszamy do lektury!

Kiedy 18 lat temu „Niezniszczalny” bez większego echa przefrunął przez kina zagraniczne i polskie nikt nie pomyślałby, że ćwierć wieku później o filmie z Bruce'em Willisem i Samuelem L. Jacksonem znów zrobi się głośno. Zaprezentowany na Comic-Conie w San Diego zwiastun najnowszego przedsięwzięcia M. Night Shyamalana zatytułowanego „Glass” stanowi jednocześnie sequel „Split” z 2016 roku i dopełnienie trylogii zapoczątkowanej „Niezniszczalnym”. Pogrzebany przeciętnymi recenzjami i relatywnie niewielkim sukcesem w box office, obraz z 2000 roku zgodnie ze słowami Shyamalana, miał od samego początku stanowić pierwszy rozdział w szerszym, przynajmniej trzyczęściowym cyklu. Dwa lata temu, ku zaskoczeniu widzów i w ogromnej części dzięki kultowi, który rozwinął się wokół „Niezniszczalnego”, Shyamalan postanowił zapomnieć o dawnych urazach i powrócić do świata nieszablonowych superbohterów i umiejscowił opowieść o schizofrenicznym Kevinie w uniwersum Davida Dunna i Pana Glassa. W obliczu świetnego „Split” i przyszłorocznego „Glass” wróćmy na chwilę do pierwszego z filmów – tego, który niesłusznie nie zyskał należytej mu uwagi szerszej widowni.

Co jeżeli Superman żyje pośród ludzi i nie wie, że jest Supermanem?”. Takim sloganem Quentin Tarantino zareklamowałby „Niezniszczalnego”, gdyby to do niego należała decyzja o marketingowych kierunkach filmu – zgodnie z wywiadem, którego udzielił przy okazji omawiania klęski obrazu Shyamalana. Kampania reklamowa, która usiłowała zaszufladkować film jako kino psychologiczne – wbrew woli samego reżysera, scenarzysty i producenta, chcącego reklamować film jako „komiksowy” – ściśle przyczyniła się do marnych wyników finansowych i całkowicie pominęła zasadniczą intencję „Niezniszczalnego”, jaką było upoważnienie wizerunku opowieści o superbohaterach. Bohater filmu Shyamalana, David Dunn (w tej roli rewelacyjny Bruce Willis, oddający światu jedną z najbardziej zróżnicowanych emocjonalnie kreacji w karierze), zarabia na życie jako stadionowy ochroniarz. W następstwie cudem przeżytej katastrofy kolejowej, Dunn zaczyna zauważać w sobie nadludzkie talenty. Kierowany ręką nietypowego mentora – przykutego do wózka inwalidzkiego, ekstrawaganckiego Pana Glassa (Samuel L. Jackson) – wkrótce przekonuje się, że nie każdemu pisany jest los zwykłego śmiertelnika.

O samym Shyamalanie można powiedzieć bardzo wiele – trudno bowiem o twórcę podobnie nierównego. Nieprawdopodobne, że twórca odpowiedzialny za „Znaki” i „Osadę”, a po „Szóstym zmyśle” okrzyknięty mianem „dziedzica Spielberga”, dał się poznać światu również jako autor „1000 lat po Ziemi” i fatalnego „Zdarzenia”. A jednak, czy to w odniesieniu do słabszych, czy lepszych obrazów, niewątpliwym jest, że M. Night Shyamalan należy do reżyserów, którzy uwielbiają bardzo ewidentnie i zauważalnie odciskać swoje piętno na sposobie prowadzenia narracji. Pewne formalne zabiegi, które, mówiąc delikatnie, nie wypaliły w przypadku chociażby jego „1000 lat po Ziemi”, „Niezniszczalny” wykorzystuje wręcz wirtuozersko, a na niemal każdym z ujęć warto by było się na chwilę zatrzymać i omówić jego wkład we współtworzenie osobliwego tonu i znaczenia filmu. Bardzo niespieszne poziome panoramy, dezorientujące, głębokie i perfekcyjne geometrycznie zaplanowanie kadru, nierzadkie ustanawianie teksturalnych „przeszkód” w opozycji kluczowego drugiego planu i przedziwna intymność mnóstwa pięknie zaplanowanych scen (chociażby widowiskowy, powolny zoom przy okazji sceny w restauracji) – M. Night Shyamalan jest niekwestionowanym wizjonerem sztuki filmowej i, o ile tylko nie przeszarżowuje, potrafi tworzyć znakomite, wartościowe i niewiarygodnie bogate dzieła. Jego „Niezniszczalny” jest tego najlepszym przykładem.

Co ciekawe, w 2000 roku krytycy nie docenili zakończenia, określając je jako najsłabszy element filmu. Oglądając „Niezniszczalnego” niemal dwie dekady później, a więc w szczytowym okresie złotej ery kina superbohaterskiego, nie sposób nie docenić oryginalności w zastosowanym przez Shyamalana rozwiązaniu. Ostatnie kilka minut owej niezwykłej opowieści jest niczym więcej, jak kolejną, uwielbianą przez twórcę „Szóstego zmysłu” subwersją oczekiwań, które mógłby snuć widz (zwłaszcza współczesny) wobec obrazu para-komiksowego. Dla entuzjastów obrazkowego medium natychmiastowym skojarzeniem będzie zresztą, że „Niezniszczalny” kończy się zupełnie jak komiks. Taki jednak, na którego kolejny zeszyt fanom przyszło czekać blisko dwadzieścia lat. Zapowiedź „Glass” to znakomita okazja dla tych, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznać się z „shyamalanowym” spojrzeniem na świat nadludzkich bohaterów. W wielu względach jest to bowiem najciekawszy, epicki, w pełni „dorosły” i odpowiednio dziwaczny wgląd w tak popularną w 2018 roku formułę, a przy tym Shyamalan jest u szczytu swoich imponujących, twórczych możliwości

W Polsce niestety próżno szukać wydania Blu-ray z Niezniszczalnym, ale z pomocą przychodzi nam włoski lub niemiecki rynek, gdzie film doczekał się wydań na niebieskim krążku z polskimi napisami.

61cXk2qhSYL._SL1024_.jpg

źródło: zdj. Buena Vista Pictures