NOSTALGICZNA NIEDZIELA #44: Strefa Mroku

Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam klasyczne, często pomijane produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. W tym tygodniu raz jeszcze przeniesiemy się do piątego wymiaru — obszernego jak kosmos, ponadczasowego jak nieskończoność. Tam, gdzie suma ludzkiej wiedzy wpada w bezdenną otchłań strachu, czeka Rod Serling — autor niezwykłej serii „Twilight Zone”. O niej samej pisaliśmy szerzej w debiutanckiej edycji Nostalgicznej, dziś natomiast opowiadamy o „Strefie Mroku” z 1983 roku — kultowym, antologicznym filmie zainspirowanym przełomowym dziełem Serlinga, stanowiącym podjętą przez Stevena Spielberga, Johna Landisa, George'a Millera i Joego Dantego próbę uwspółcześnienia kilku spośród najsłynniejszych odcinków oryginału oraz opowiedzenia jednej, zupełnie nowej nowelki z pogranicza horroru i science fiction. Zapraszamy do lektury.

Rasista smakuje nieco własnego lekarstwa, gdy na skutek przedziwnego biegu wydarzeń staje się mimowolnym świadkiem kilku niechlubnych momentów w historii XX wieku. Mieszkańcy domu spokojnej starości odkrywają w sobie nieśmiertelną duszę dziecka, wraz z przybyciem tajemniczego Pana Bloom. Nauczycielka wpada w panikę, gdy odkrywa, że uratowany przez nią chłopiec posiada wyjątkowe nadprzyrodzone moce. Zerkając przez okno, przerażony pasażer linii lotniczej zauważa potworną istotę, która wspina się po skrzydle samolotu. Co łączy każdą z powyższych historii? Wszystkie cztery rozegrały się w Strefie Mroku – mistycznym i niepojętym wymiarze świadomości, który na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych porwał w swoje objęcia dziesiątki przyszłych mistrzów kina i telewizji.

Twilight-Zone-Movie.JPG

Podczas gdy oryginalne „Twilight Zone” Roda Serlinga pod maską horroru nierzadko skrywało socjo-polityczny komentarz, a kiedy indziej prezentowało niebanalny problem natury filozoficznej, tak pełnometrażowy homage z 1983 roku skupia się na zaprezentowaniu piątego wymiaru jako miejsca, w którym rozgrywają się historie przede wszystkim niewytłumaczalne i fantastyczne, przenosząc go jednocześnie na grunt narracji lat osiemdziesiątych i przedstawiając dziedzictwo Serlinga nowemu pokoleniu. Mając to na względzie - „Strefa Mroku” wypełnia wyznaczone sobie zadanie połowicznie. Z jednej strony bowiem bardzo skutecznie uwspółcześnia „dziwaczność” narracji klasycznych odcinków, a z drugiej – nie potrafi nigdy wznieść się na pułap, na którym opowieści oryginalnego „Twilight Zone” w ironiczny i często niezwykle gorzki sposób podsumowywały świat człowieka. Antologia Landisa, Spielberga, Dantego i Millera to przede wszystkim bardzo nastrojowy, lekki i momentami nieco rzewny produkt lat osiemdziesiątych. Co ciekawe, ci twórcy, po których można by spodziewać się najmocniejszych segmentów tej wersji „Strefy” (a więc Steven Spielberg i John Landis — pomysłodawcy filmu) odpowiedzialni są za jej zdecydowanie gorszą pierwszą połowę. 

18lrr5snjyawcjpg.jpg

Po rewelacyjnym prologu, w którym Dan Aykroyd i Albert Brooks wspominają najlepsze odcinki „Twilight Zone”, Landis otwiera „Strefę” jedyną w całości oryginalną historią antologicznej narracji – ta jednak zbyt prędko odkrywa karty i wytraca na potencjale. Brak satysfakcjonującego finału i ostateczne niepowodzenie pierwszego rozdziału wiążą się ściśle z tragedią, która rozegrała się na planie (w wypadku helikoptera zginął wówczas odtwórca głównej roli oraz dwójka dziecięcych aktorów). W „Kick the can” natomiast Spielberg przesadza nieco ze zwykle bezbłędnym stylem, oferując opowieść nieco zbyt rozwlekłą, a jednocześnie relatywnie nijaką. Zaskakujący zwrot o sto osiemdziesiąt stopni następuje, gdy stery przejmuje Joe Dante. W nowej wersji „It's a Good Life” - opowieści o dziecku, które kreuje rzeczywistość siłą własnej wyobraźni, nie brakuje typowego dla narracji Serlinga dziwactwa, choć nad całością dominuje atmosfera psychodelicznego komedio-horroru, na który oryginał nie mógł sobie w latach sześćdziesiątych w żadnej mierze pozwolić. Jeden z najlepszych odcinków w historii serialu Serlinga natomiast - „Nightmare on 20 000 Feet” otrzymuje w filmowej „Strefie Mroku” coś więcej niż tylko nową inkarnację. Dzięki reżyserii George'a Millera koszmar podróży Johna Valentine'a (w tej roli znakomity John Lithgow, znany między innymi jako Trinity Killer z „Dextera”) staje się wypełnionym po brzegi szaleństwem opowiadaniem o paranoi, a niektóre, schizoidalne zabiegi artysty – tak dobrze znane z jego „Mad Maxa” połączone ze scenariuszem Richarda Mathesona (autora wielu klasycznych wpisów w „Twilight Zone” oraz słynnej powieści „Jestem Legendą”) sprawiają, że nowy „Nightmare on 20 000 Feet” jest nie tylko diabelnie skutecznym remakiem. Jako jedyny w antologii przewyższa realizację pierwowzoru pomysłowością i wstrząsającą uniwersalnością.

lithgowtz.png

„Strefa Mroku” jest ewidentnym listem miłosnym wobec przełomowego wpisu w historii telewizji – nieprzenoszącym pełnej wartości oryginału, ale zupełnie skutecznie izolującym jego osobliwy i dziwaczny ton. Podczas gdy Spielberg i Landis nie całkiem radzą sobie z przetłumaczeniem materiału źródłowego i efektownym zagospodarowaniem piątego wymiaru, tak reżyseria Millera i Dantego wtłacza w klasyczne odcinki nowego, indukowanego najczystszym szaleństwem ducha. Niezależnie od powodzenia i niepowodzenia segmentów, trudno nie dojść do wniosku, że ich „Twilight Zone” to zbudowany na jedynej w swoim rodzaju estetyce lat osiemdziesiątych wyjątkowy hołd i świadectwo tego, jak wiele owi wspaniali twórcy zawdzięczają Rodowi Serlingowi i jego serii.

Strefę mroku znajdziecie w polskiej dystrybucji na DVD od 2007 roku, kiedy to do sprzedaży trafiło wydanie nakładem dystrybutora Galapagos. Na płycie umieszczone zostały polskie napisy i oryginalny dźwięk w formacie Dolby Digitl 5.1. Na niebieskim krązku Strefa mroku trafiła do dystrybucji między innymi w USA. W wydaniu nie znajdziecie jednak polskiej wersji językowej.

91L2deLMmcL._SL1500_.jpg

źródło: zdj. Warner Bros.