NOSTALGICZNA NIEDZIELA #46: Spider-Man

Od zeszłego tygodnia fani elektronicznej rozrywki i superbohaterów Marvela zachwycają się nową grą o przygodach Spider-Mana. Ponieważ zaliczam się do owego znamienitego grona i pozostaję pod wpływem rewelacyjnego dzieła studia Insomniac – dzisiejszy wpis z serii Nostalgiczna Niedziela poświęcimy pierwszemu „Spider-Manowi” z 2002 roku w reżyserii Sama Raimiego. Zapraszamy do lektury!

Największą frajdę w ogrywaniu tegorocznego „Marvel's Spider-Man” odnalazłem w swobodnym i szalenie płynnym poruszaniu się po potężnym Nowym Jorku. Wiernie odtworzona metropolia to w nowej inkarnacji konsolowych przygód człowieka-pająka najprawdziwszy plac zabaw dla każdego, kto, tak jak ja, marzył w dzieciństwie o efektownym bujaniu się między niezliczonymi drapaczami chmur i wspinaniu po neonach Times Square. Jednym z fundamentów owego marzenia była sekwencja przedstawiająca Spideya przecinającego powietrze w drodze do Empire State Building, która wieńczyła pierwszy pełnoprawny film o przygodach Petera Parkera. Gra bardzo umiejętnie wykorzystuje ową nostalgię względem jednej z najbardziej kultowych scen w katalogu filmowych dokonań Pająka, oprawiając zabawę w ścieżkę dźwiękową o niezwykle podobnym brzmieniu do tej z klasyczniejszych obrazów. I mimo że Tom Holland jest dla mnie najlepszym filmowym Spider-Manem a jego „Homecoming” - najskuteczniejszym przeniesieniem przygód o człowieku-pająku na duży ekran, tak nigdy nie zapomnę wyjątkowego wrażenia, jakie wywarł na mnie „Spider-Man” od Sama Raimi z Tobeyem Maguirem w roli głównej.

Nim światu na śmierć znudziły się origin opowieści, nim Tony Stark pierwszy raz skonstruował zbroję Iron Mana, nim z kopyta ruszyła gigantyczna maszyna zwana Marvel Cinematic Universe i wszystko się zmieniło – trzymający w ramionach umierającego wujka Bena Peter Parker z twarzą Tobey'ego Maguire'a odkrył, że „z wielką mocą wiąże się ogromna odpowiedzialność”. „Spider-Man” z 2002 roku to jeden z najlepszych przykładów na to, jak opowiedzieć historię-genezę w skuteczny sposób, a następnie odnaleźć w narracji miejsce na rewelacyjnego antagonistę. Tak, Willem Dafoe jako Zielony Goblin to najlepszy spośród dotychczasowych filmowych przeciwników Spider-Mana. Aktor długo ubiegał się o rolę niejednoznacznego Normana Osborna i włożył w nią tyle skorumpowanego złem serca, ile tylko potrafił. Kolejną genialną decyzją castingową jest bez wątpienia angaż J.K. Simmonsa w roli nienawidzącego Spider-Mana redaktora naczelnego "Daily Bugle" J. Jonah Jamesona. Kultowa rola i kultowy wizerunek. Nie utraciłem jeszcze nadziei, że Simmons powróci kiedyś do roli, chociażby w charakterze krótkiego cameo. 

spiderman-DI-01.jpg

Co ciekawe, w swojej ekranizacji, mimo że duchem bardzo podobnej do komiksów o Człowieku-Pająku Raimi zdecydował się pominąć pewne elementy mitologii Spider-Mana (które wprowadziły dopiero kolejne inkarnacje, najpierw Andrew Garfield, a następnie Tom Holland). Nie ma tu więc na przykład pierwszej miłości głównego bohatera – Gwen Stacy. Zamiast tego scenariusz przeskakuje bezpośrednio do Mary Jane Watson (Kirsten Dunst), która szybko staje się obiektem uniesień i źródłem rozterek głównego bohatera. Kolejną zmianę Raimi wprowadza w kontekście samej postaci Spider-Mana, a konkretniej – w charakterze jego post-ugryzieniowych supermocy. W komiksach (przynajmniej do pewnego momentu) Spidey wystrzeliwał sieć z dwóch wyrzutni zamontowanych na nadgarstkach. W koncepcji Raimiego ta jest pochodzenia organicznego – wydobywa się bezpośrednio z przegubów Petera Parkera. Reżyser bardzo starannie zresztą podkreśla „pajęcze” skłonności bohatera, a jego nieco pokręcone pomysły przywodzą na myśl groteskowość pozostałych dzieł w dorobku (trylogia „Martwego zła” na przykład). Skoro o reżyserii mowa – Raimi zrobił też niesamowity użytek z nie mniej niesamowitego soundtracku, który na potrzeby filmu stworzył Danny Elfman. Motyw przewodni z tej wersji przygód Pająka był i będzie dla mnie najlepszym hymnem postaci Spider-Mana, każdorazowo gwarantującym dreszcze i fale wspomnień dzieciństwa.

Jak natomiast wypada sam Tobey jako Peter Parker? Powiedziałem na wstępie, że moim ulubionym Spideyem stał się w ostatnich latach Tom Holland (mowa tu o wersjach filmowych - po doświadczeniach z najnowszej gry o Spider-Manie moim ulubionym Parkerem spośród każdego medium stał się właśnie konsolowy odtwórca roli - perfekcyjnie dobrany i napisany). A jednak nie zapominam przy tym, że Maguire przez lata plasował się na pozycji jedynego właściwego Spider-Mana. Zwłaszcza w pierwszej części trylogii Raimiego, aktor (chociaż zawsze nieco do roli za stary) idealnie portretuje Parkera jako znanego z komiksów zahukanego nerda. Mówiąc krótko - jego Peter to przede wszystkim bardzo wyrazista postać, w którą trudno z miejsca nie uwierzyć i nie polubić, doceniając  jednocześnie rozwój, jaki odznacza się na wizerunku proponowanym przez aktora na przestrzeni dwóch filmów. 

MV5BMjMxMDAwMjUxOV5BMl5BanBnXkFtZTgwMDI0ODkxMjI@._V1_SY1000_CR0,0,1481,1000_AL_.jpg

W kontekście kontynuacji właśnie - kilka lat po pierwszej części Człowiek-Pająk doczekał się też rewelacyjnego sequela (który sam w sobie jest materiałem na wpis do Nostalgicznej Niedzieli), a następnie zaliczył wpadkę w postaci trzeciej części, która wprowadziła znacznie więcej niż była w stanie unieść (do czego sam Raimi się przyznaje). Co ciekawe - w momencie skasowania planów na kontynuację "trójki" w przygotowaniu były już scenariusze przynajmniej trzech kolejnych rozdziałów przygód Pająka. Niezależnie jednak od potknięcia w postaci ostatniej części, warto pamiętać, że pierwszy i drugi "Spider-Man" stały się absolutną podwaliną dla kierunku współczesnego kina superbohaterskiego a Sam Raimi - ojcem chrzestnym raczkującego gatunku.  

Mimo przedatowanych efektów specjalnych „Spider-Man” to najprawdziwsza superbohaterska frajda (nim ta stała się modna), często dziwaczna, często przerysowana i naiwna, choć zawsze starannie utrzymana w rydzach charyzmatycznej reżyserii Sama Raimiego, traktujacącej klasyczny komiksowy materiał źródłowy jako ścisły fundament nastroju i tonu.

W Polsce Spider-Man doczekał się kilku wydań na DVD i Blu-ray, a od niedawna dostępny jest także z polską wersją językową w zagranicznych wydaniach 4K UHD. Lektora i napisy znajdziecie między innymi w angielskiej i włoskiej edycji, a szczególną uwagę fanów serii warto zwrócić na kolekcjonerskie wydanie trylogii z Włoch wydane w formie bookletu. W wydaniu znajdziemy polską wersję językową na wszystkich trzech płytach 4K UHD. Informacje o polskim wydaniu Blu-ray i jego wznowieniu znajdziecie na Filmoskopie.

91nlAyd0qhL._SL1500_.jpg

źródło: zdj. Amazon.it / Sony Pictures / Marvel