NOSTALGICZNA NIEDZIELA #52: Rodzina Addamsów

W Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam klasyczne produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. Jako że wciąż mamy październik i Halloween za pasem, pozostajemy przy odpowiednich dla tej pory klimatach, choć tym razem w komediowej odsłonie. Przypomnijmy sobie dwukrotne (1991, 1993) udane podejście do „Rodziny Addamsów” w wykonaniu Barry'ego Sonnenfelda.

Przed przejściem do sedna muszę się do czegoś przyznać: nie jestem fanem horrorów, nigdy nie byłem i nigdy nim nie zostanę. Po filmy będące typowymi przedstawicielami gatunku nie sięgam praktycznie wcale, a wyjątek robię tylko dla nielicznych pozycji, które w jakiś sposób wyróżniają się z horrorowego tłumu (niech za przykład posłuży omawiany dwa tygodnie temu „Dracula” Coppoli), ewentualnie filmów, które są horrorem niejako „przy okazji”, ale są także czymś innym (na przykład filmem science-fiction). Czy zatem w okolicach Halloween nie ciągnie mnie ku tym klimatom? Jakoś tam ciągnie, ale że horror na poważnie niespecjalnie mnie interesuje, to chętniej sięgam po pozycje traktujące tematykę z przymrużeniem oka, a jeśli jeszcze są to relikty pięknych czasów VHS, szanse na powtórkowy seans znacznie rosną. Dokładnie taka sytuacja ma miejsce w przypadku filmu, który chciałem przypomnieć dzisiaj... w zasadzie to nie jednego, a dwóch filmów, bowiem przywykłem traktować je jako nierozłączną całość. Ale zacznijmy od początku...

Na wypadek gdyby się okazało, że czyta te słowa ktoś, kto z rodziną Addamsów nigdy się nie spotkał (są tacy?), słówko wyjaśnienia. Otóż mamy tu do czynienia z rodzinką, której członkowie wyglądem czy zachowaniem przypominają postacie znane z horrorów wszelakich – pani domu wygląda jak wampirzyca, babcia to czarownica, lokajem jest monstrum Frankensteina, a dzieci do zabaw używają krzesła elektrycznego i różnorakich ostrych narzędzi, marząc o tym, by w przyszłości pójść w ślady spalonej na stosie ciotki. Całe towarzystwo zamieszkuje dom, który z pewnością wygląda na nawiedzony. Zamysł prosty, a przy tym dający całkiem ciekawe możliwości. Kto na niego wpadł? Rodzina Addamsów wywodzi się z prac rysownika Charlesa Addamsa publikowanych w gazecie „New Yorker” od 1938 roku. Popularność zdobyła sobie natomiast za sprawą czarno-białego serialu, którego produkcję rozpoczęto w 1964 roku. Warto wspomnieć, że dopiero przy tej okazji członkowie rodziny otrzymali swoje imiona: Gomez, Morticia, Fester, Pugsley, Wednesday (i lokaj Lurch). Również i tutaj pojawił się pamiętny muzyczny motyw przewodni, po który po latach sięgnęli także twórcy filmu kinowego. W 1972 roku rodzinka zaliczyła gościnny występ w animowanym „The New Scooby-Doo Movies”, a w rok później doczekała się własnego serialu rysunkowego, w którym podróżowała w... domu na kółkach. Tutaj to po raz pierwszy wujek Fester został bratem głowy rodziny, Gomeza (do tej pory był wujkiem jego żony).

Twórca Rodziny Addamsów nie doczekał przeniesienia swego pomysłu na kinowe ekrany. Zmarł w 1988 roku, na trzy lata przed premierą filmu, który okazał się bodaj największym sukcesem w historii całej marki. Zarobił 191 milionów dolarów (przy budżecie 25 milionów), doczekał się sequela,  przyczynił się do powstania kolejnych seriali, gier video opartych na pomyśle Charlesa Addamsa, a także... najlepiej sprzedającej się maszyny do pinballa w historii. I to właśnie ta kinowa wersja specyficznej rodzinki pozostaje dla mnie jedyną słuszną, a choć od kilku lat mówi się o powstaniu nowej, animowanej ekranizacji, to jakoś na nią nie czekam. Film Barry'ego Sonnenfelda posiada bowiem szereg atutów, które sprawiają, że trudno będzie go przebić – pierwszym i największym z nich jest świetna obsada z nieodżałowanym Raulem Julią w roli Gomeza Addamsa na czele. Towarzyszą mu Anjelica Huston jako jego żona, Morticia, Christopher Lloyd (Fester), Christina Ricci (Wednesday), Jimmy Workman (Pugsley) oraz Carel Struycken (Lurch). Film odznacza się udanym humorem, imponującą scenografią (wspieraną również przez klasyczne efekty specjalne) oraz zapadającą w pamięć muzyką autorstwa Marca Shaimana. Kompozytor stwierdził niegdyś żartobliwie, że dostał tę pracę, gdyż Danny Elfman musiał być akurat zajęty – biorąc pod uwagę, że przed Sonnenfeldem do roli reżysera „Rodziny Addamsów” przymierzano Tima Burtona, może być w tym stwierdzeniu ziarno prawdy. Zawirowań i komplikacji towarzyszących produkcji nie brakowało, początkowo realizacją filmu zainteresowany był Fox, któremu pomysł podsunął Scott Rudin, sprawa rozbiła się jednak o prawa, które pozostawały w ręku wytwórni Orion, ta z kolei przymierzała się do produkcji kolejnego serialu o Addamsach. Ostatecznie Rudin podjął współpracę z Orionem i rozpoczęto prace nad filmem.  Sonnenfeld, debiutujący w roli reżysera,  miał przed sobą trudne zadanie, a pracę nad filmem wspominał później jako niezwykle stresującą (ponoć zdarzały mu się nawet omdlenia). Na trzy miesiące przed końcem prac na planie zrezygnował autor zdjęć, Owen Roizman. Z kolei jego następca, Gale Tattersall, jeszcze przed ukończeniem filmu wylądował w szpitalu, co zmusiło reżysera do przejęcia jego obowiązków. Nic tylko współczuć biedakowi. W dodatku jeszcze w trakcie produkcji Orion zdecydował się sprzedać film, który trafił w ręce Paramountu, o czym twórcy dowiedzieli się od dziennikarzy. Jak się okazało, posunięcie to miało za sobą przynieść długotrwałe konsekwencje w postaci problemów z dystrybucją zagraniczną, które ciągnęły się za filmem do 2013 roku, skutkując brakiem wydań DVD w wielu krajach.

Dość jednak o problemach produkcyjnych, wróćmy do filmu. Fabuła skupia się na powrocie zaginionego wiele lat wcześniej Festera (tylko czy to aby na pewno on?), które to wydarzenie wykorzystano jako sposób na wprowadzenie widza w świat makabrycznej rodzinki. Co ciekawe, kwestia tożsamości Festera w pierwotnej wersji scenariusza miała pozostać niewyjaśniona, co jednak spotkało się ze zdecydowanym sprzeciwem ze strony obsady, która ostatetcznie przekonała reżysera do swoich racji. Fabułę uzupełniono wątkiem niegodziwców, którzy chętnie położyliby ręce na zawartości skarbca Addamsów, a całość wypełniono szeregiem opartych na czarnym humorze gagów – wszystko to złożyło się na mieszankę idealną, która bawi po dziś dzień. Sukces filmu pociągnął za sobą powstanie kontynuacji zatytułowanej „Addams Family Values”, w której to w domu Addamsów pojawia się nowy członek rodziny, co staje się zaczątkiem całej serii problematycznych zdarzeń. Wednesday i Pugsley wyjeżdżają na obóz, a Fester znajduje miłość swojego życia w osobie niani o imieniu Debbie (Joan Cusack), lecz podobnie jak w części pierwszej tak i tym razem nie wszystko jest takie, jak się z początku wydaje.

W sequelu powrócił zarówno Sonnenfeld, jak i niemal cała obsada (jedynie babcię gra inna aktorka), muzykę ponownie skomponował Marc Shaiman, udało się utrzymać atmosferę poprzednika i tylko rezydencja Addamsów jakby straciła nieco na swym uroku (i wystroju). Kontynuacja zasadniczo trzymała poziom, w mojej opinii tylko nieznacznie ustępując oryginałowi (choć recenzje zebrała lepsze), ale wyniki w Box Office wypadły już zdecydowanie słabiej – w USA film nie zarobił nawet połowy tego, co część pierwsza. Jak to zwykle bywa, w związku z powyższym powstanie części trzeciej stanęło pod dużym znakiem zapytania. Kiedy zaś w 1994 roku zmarł Raul Julia, wiadomo już było, że ten rozdział w historii Rodziny Addamsów został nieodwołalnie zamknięty. Kilka lat później powstał, co prawda, jeszcze jeden film (tak naprawdę był to pilot serialu, przemodelowany na samodzielny film telewizyjny), z inną obsadą (powrócił jedynie Carel Struycken), o którym nie warto pamiętać. Nicole Fugere, odtwórczyni roli Wednesday w tymże projekcie, można było później zobaczyć w tej samej roli w serialu telewizyjnym powstałym w latach 1998-1999. Próbowałem nawet obejrzeć kilka odcinków, gdy emitowano go u nas w telewizji, ale... Cóż, to już nie była „moja” rodzina Addamsów.

Nie pozostaje nic innego jak polecić każdemu zapoznanie się z filmami Barry'ego Sonnenfelda, a tym, którzy je znają, ale dawno nie widzieli, przypomnienie ich sobie – pora jest w końcu ku temu sprzyjająca. Oczywiście najlepiej byłoby to zrobić z pomocą wydań filmów na domowych nośnikach, co może okazać się nie takie proste, jakbyśmy chcieli. W Polsce obydwa filmy wydano swego czasu na VHS (część pierwszą czytał Mirosław Utta, drugą – Jerzy Rosołowski). O ile „Addams Family Values” (znane u nas jako „Rodzina Addamsów II”) można także dostać na DVD z polskimi napisami (swego czasu sprowadziłem takie wydanie z Anglii) oraz w ostateczności (ale takiej naprawdę ostatecznej) na VCD (którą to wersję czyta Janusz Kozioł), tak już z częścią pierwszą jest problem. Przez długie lata w ogóle nie była ona dostępna w Europie na nośnikach innych niż kasety video, w związku z czym swego czasu sprowadzałem DVD z USA. W 2013 roku Fox wypuścił w końcu film na Blu-ray (między innymi w Wielkiej Brytanii), niestety okazało się, że wydanie to zmasakrowano DNR-em. Rok później Warner Bros wypuściło w USA kolejną edycję Blu-ray i tym razem udało się niczego nie zepsuć, zatem to właśnie po to wydanie należałoby sięgnąć (o wersji polskiej oczywiście można zapomnieć). Sequel do tej pory nie doczekał się wydania Blu-ray.

źródło: zdj. Paramount Pictures / MGM