NOSTALGICZNA NIEDZIELA #57: Wysyp żywych trupów

Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam klasyczne produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. W tym tygodniu cofamy się w czasy nie tak odległe, bo do roku 2004, by opowiedzieć o pierwszym rozdziale znakomitej „trylogii Cornetto”. Mowa tu o „Wysypie żywych trupów” Edgara Wrighta z Simonem Peggiem w roli głównej. Zapraszamy do lektury!

Kiedy w ubiegłym roku „Baby Driver” z piskiem opon wjechał na ekrany kin, reżyser i scenarzysta owego obrazu dał się poznać szerszej, międzynarodowej widowni jako niemal bezkonkurencyjny wirtuoz kina rozrywkowego, wręcz quasi-musicalowego. A jednak, choć głęboko amerykańska oda do prędkości z Anselem Engortem w roli tytułowego „Dzieciaka” wyróżnia się na tle innych produkcji Edgara Wrighta rozmachem, to nie stanowi perełki jego dotychczasowych dokonań artystycznych. To miejsce wciąż zajmuje kultowa, głęboko brytyjska „trylogia Cornetto”, składająca się z trzech naginających konwencję i łamiących bariery gatunkowe komedii: „Wysyp żywych trupów”, „Hot Fuzz” i „To już jest koniec”. Powiązane w mniejszym i większym stopniu wspólnymi gagami i pojawiającą się wiernie w każdym rozdziale etykietką rożków lodowych w różnych smakach, trzy filmy odnajdują dość podobny archetyp postaci i rzucają go kolejno w objęcia formuły horroru, kryminału i science-fiction (choć w tym ostatnim przypadku mamy do czynienia z tematyką nieco poważniejszą). „Wysyp żywych trupów” otwiera trylogię zgrabnie napisaną opowieścią o przyspieszonym dorastaniu w obliczu zombie-apokalipsy. Shaun (w tej roli współscenarzysta i twarz protagonistów wszystkich trzech filmów – znakomity Simon Pegg) jest dobijającym do trzydziestki i odmawiającym snucia jakichkolwiek życiowych perspektyw pracownikiem sklepu RTV AGD. Po zerwaniu z dziewczyną, bohater Pegga decyduje się (a bardziej – zapisuje plan na lodówce) „wziąć w garść” i odzyskać kontrolę nad własnym życiem. Plany komplikuje nieco nadejście plagi, zmieniającej mieszkańców Londynu w krwiożercze maszyny do zabijania.

MV5BMzAwNjg5MTYyOF5BMl5BanBnXkFtZTcwMDcwMzIyMw@@._V1_SY1000_CR0,0,1521,1000_AL_.jpg

W kontekście podejmowanej tematyki Wright nie skrywa inspiracji kultową „Nocą żywych trupów”, choć tonowi „Wysypu” bliżej do klasyki komedio-horroru w stylu „Amerykańskiego Wilkołaka w Londynie”. Pomysł napisania filmu zrodził się po nakręceniu jednego z odcinków serialu „Spaced” (współtworzonego przez Pegga i Wrighta). W nim to jeden z bohaterów, pod wpływem narkotyków i całonocnej sesji „Resident Evil 2”, wyobraża sobie prawdziwą konfrontację z zombie. Co ciekawe, tłum dwustu statystów wcielających się w londyńskie żywe trupy złożony jest w całości z fanów „Spaced”, zaangażowanych do filmu za pośrednictwem forów internetowych. Fabuła „Wysypu żywych trupów”, jakkolwiek sprawnie nakreślona w scenariuszu, nie funkcjonowałaby z podobnym sukcesem bez kunsztu reżyserskiego Edgara Wrighta, bez wątpienia jednego z najzdolniejszych, współczesnych twórców. Wiele można powiedzieć o zabiegach, które autor „Baby Driver” stosuje, by utrzymać emocjonalną „inwestycję” widza do ostatniej sceny każdego ze swoich filmów – zwłaszcza w kontekście nieszablonowego komizmu wykorzystującego nie tylko werbalną stronę satyry, ale angażującego wszystkie elementy czteroramowej filmowej diegezy. Dość powiedzieć, że w „Wysypie żywych trupów” Wright odnajduje wizualną komedię w miejscach skrajnie nieoczywistych, naginając formę tak, by każdy pierwiastek – kinetyczna praca kamery, dynamiczne przejścia ze sceny do sceny i rytmiczny montaż – składał się na wypełnienie jednej, spójnej, artystycznej wizji. W tej natomiast nie ma miejsca na dłużyzny, sekwencje i kadry, które muszą się w filmie znaleźć w ramach szeroko pojętej ekspozycji. Edgar Wright transformuje dosłownie każdy aspekt obrazu i dźwięku w ekscytujące (a w tym przypadku przezabawne) filmowe doświadczenie. Brzmienie „Wysypu” stanowi wszelako kwestię zupełnie odrębną. Muzyka jest bowiem w filmach Wrighta elementem ściśle wpływającym na tempo i płynność narracji, a manipulowanie rewelacyjną ścieżką dźwiękową i rytmiczna synchronizacja z obrazem to kolejny z aspektów, które wyróżniają Brytyjczyka na tle tuzinów współczesnych rzemieślników. W „Wysypie żywych trupów” odznacza się też skłonność Edgara Wrighta do konstruowania dłuższych, wyśmienicie zaplanowanych sekwencji. Dwukrotnie zastosowana „droga do sklepu spożywczego” może przy tym poprawnie wzbudzić pewne skojarzenia z podobną, choć jeszcze dłuższą i ambitniej wychoreografowaną sceną z „Baby Driver”.

VX-5877274_1920x1080-min(1).PNG

Słowem podsumowania więc, „Wysyp” korzysta z każdego elementu formy filmowej, by zagwarantować jak najlepsze, komediowe doświadczenie. W tłumie efektów dźwiękowych, wizualnych paralel, rewelacyjnych gagów (z których najlepszym jest chyba przewijająca się przez cały film koszmarna niewprawność w doborze broni przeciwko zastępom nieumarłym) pod reżyserią Wrighta błyszczy również obsada. Obok Simona Pegga, znalazł się tu między innymi Nick Frost – kolejna powracająca twarz w filmach Wrighta – i świetny Bill Nighy, w epizodycznej (i zaskakująco wzruszającej) roli przyszywanego ojca Shauna (sam reżyser wcielił się też w jednego z zombie występujących w zamykającym film reportażu telewizyjnym).

Przy całym wspomnianym we wstępie naginaniu konwencji i nieskrywanej skłonności do pastiszu, filmy Edgara Wrighta, z „trylogią Cornetto” na czele, nie są bynajmniej zwykłymi parodiami; zamiast tego posiadają własną, fenomenalną niszę w każdym z podejmowanych gatunków. Jako przykład idealnego z nich – „Wysyp żywych trupów” jest wieloma różnymi tematycznie filmami w jednym – komicznym listem miłosnym do podgatunku kina grozy, krwistą komedią romantyczną i anty-eskapistycznym dramatem o dojrzewaniu. Dzięki wirtuozerskiej reżyserii każdy z motywów funkcjonuje spójnie, płynnie i przezabawnie składając się na twór, który winien być kategoryzowany wyłącznie jako „film Edgara Wrighta”.

W Polsce Wysyp żywych trupów doczekał się tylko wydania na DVD, które cały czas możecie jeszcze bez problemu zakupić. Z zagranicznych wydań Blu-ray, które ukazało się między innymi na amerykańskim i największych europejskich rynkach, warto wspomnieć o angielskim i amerykańskim steelbooku.

71kmiAKvK7L._SL1500_.jpg

źródło: zdj. Universal Pictures / Rogue Pictures