NOSTALGICZNA NIEDZIELA #77: Noc żywych trupów

Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam klasyczne produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. Tym razem przyjrzymy się kultowemu i niewątpliwie najbardziej wpływowemu filmowi George'a A. Romero. Obrazowi, który przy wykorzystaniu minimalnych środków finansowych i niezwykle skromnych możliwości realizacyjnych, zapoczątkował cały subgenre zombie-horroru, inspirując przy tym pokolenia kolejnych twórców i redefiniując wizualny słownik kina grozy. Przed Wami „Noc żywych trupów” - pierwsza i bezsprzecznie najlepsza część sześciofilmowego cyklu.

They're coming to get you, Barbara — przepowiada Johnny (Russel Streiner), pierwsza ekranowa ofiara tajemniczego wirusa przemieniającego ludzi w mięsożerne ghoule. Gdy postać wygłasza swoją pamiętną i proroczą w kontekście rozwoju wydarzeń filmu kwestię, w głębokim planie, ponad nagrobkami, majaczy już jeden z bezwolnych potworów. W sprzeczności jednak do oczekiwań ówczesnej widowni, przyzwyczajonej do ustalonego wizerunku szkaradnego plugastwa nie z tego świata — ufoludków, wilkołaków, ożywionych nieludzkich eksperymentów i rurytańskich dzieci nocy, monstrum w najmniejszym stopniu nie wpisuje się w dominujące w kinie kryteria estetyczne. Żywy trup, relikt haitańskiego folkloru, to u George'a A. Romero zwykły człowiek z sąsiedztwa, szary bohater subiektywnego drugiego planu — czarno-biała sylwetka odarta z cywilizacyjnej fasadowości i egzystująca w duszącej rzeczywistości, jako mimowolne świadectwo epoki. Dopiero u Romero też, amerykańska legenda uzyskuje nieodłączne od tej pory elementy kulturowego wizerunku, w tym zaraźliwą naturę swego nieumarłego stanu i skłonność do kanibalizmu. Każdy kolejny film o zombie (choć określenie to w „Nocy” ani razu nie pada) będzie od tej pory czerpał z ustalonego przez reżysera wzorca. 

High-Def-Digest-highdefdigest.com-Blu-ray-Review-Night-of-the-Living-Dead-1968-Japan-Import-George-Romero_6_.jpg

„Noc żywych trupów” zadebiutowała na ekranach w październiku 1968 roku, zaledwie kilka miesięcy po zabójstwie Martina Luthera Kinga Jr., z miejsca stając się manifestem niezależnego kina klasy B — rezonującym atmosferą socjopolitycznej paranoi wzmaganej walką o równość rasową i widmem wojny w Wietnamie. W odpowiedzi na fantastyczne i abstrakcyjne scenografie — charakterystyczne dla horroru klasycznego Hollywoodu — Romero, nowofalowy ambasador strachu Ameryki, wykorzystuje w „Nocy żywych trupów” setting Pensylwanii. Umiejscowienie filmu na przedmieściach USA pozwoliło artyście wpleść w narrację wyrazisty komentarz społeczny. Układając pierwszą wizualną metaforę obrazu, reżyser filmuje ujęcie ustalające jedną z dwóch lokalizacji — miejski cmentarz, stosując powolną panoramę, która zrównuje nekropolię ze smętnie zwisającą amerykańską flagą. Wkrótce narracja przenosi akcję do opuszczonego domu na przedmieściach, w którym grupa głównych bohaterów stacza rozpaczliwą walkę o przeżycie.

Co ciekawe, to nie konfrontacje z hordą zombie stanowią najciekawszy element głównej części „Nocy żywych trupów” — te bowiem, obok nadmiernej ekspresji części członków obsady, jawią się jako najbardziej przestarzałe i ujawniające szereg niedopracowań. Abstrahując właśnie od ograniczeń formalnych, poetyka warsztatu Romero wykształca w toku filmu niemal taktylne poczucie rażącej nieuchronności. Klaustrofobiczna inscenizacja, uchwycona na zmianę w usypiających czujność statycznych ujęciach, a następnie we frenetycznym oku kamery prowadzonej z ręki (co ciekawe — na podobieństwo niektórych ówczesnych reklam telewizyjnych), skutecznie ustala język „Nocy” jako suspensywny, bezbłędnie komunikujący namacalny „realizm” i niezmiernie rytmiczny na poziomie montażu. Podobnie umiejętnie, Romero sięga w filmie po raczkującą w USA estetykę gore'u. Atakując krótkimi, makabrycznymi ujęciami (maskującymi niski budżet), reżyser wytrąca z równowagi, a następnie — w dwóch scenach w filmie, z nadawczym sadyzmem napawa oko widza przedłużonymi, hipnotyzującymi sekwencjami bodyhorrorowej grozy (wystarczy wspomnieć pamiętną sekwencję pożerania ciał).

1811201817411012927.jpg

Na koniec warto jeszcze dodać, że, mimo niewątpliwej widowiskowości to nie brutalność jest najbardziej szokującym i referencyjnym względem współczesnych narracji elementem „Nocy żywych trupów”. Aspektem tym niezmiennie pozostaje zakończenie — bezkompromisowe, zaskakujące i głęboko nihilistyczne. Uwiecznione w serii wstrząsających paradokumentalnych stopklatek, ostatnie ujęcia filmu Romero niosą przy tym najmocniejszy, choć co ciekawe — zupełnie nieplanowany podczas castingu i na etapie produkcji, podtekst. W dobie tak wyraźnych filmowych apeli, jak chociażby pozostawiające widza w bardzo podobnej sferze dyskomfortu niedawne „BlacKkKlansman. Czarne bractwo” Spike'a Lee, reportaż z apokalipsy obserwowany przez bohaterów „Nocy żywych trupów” na małym teleodbiorniku z „króliczymi uszami” zdaje się stawiać skłonność do wzajemnej anihilacji, jako niezależną stałą w anatomii ludzkiej kondycji.

W Polsce za sprawą dystrybutora Mayfly film „Nocy żywych trupów” doczekał się wydania na DVD. Edycję na Blu-ray znajdziecie oczywiście bez problemu na większości zagranicznych rynków, w tym w USA, Wielkiej Brytanii — wydania od Criterion w digi-packu, Francji, czy Hiszpanii, ale niestety żadna z nich nie została wyposażona w polską wersję językową. Warto też odnotować, że swego czasu klasyk Romero doczekał się też w Wielkiej Brytanii limitowanego steelbooka.

źródło: zdj. Continental Distributing