Pomniejszenie - recenzja filmu

Pomniejszenie (Downsizing) to nowe obyczajowe science-fiction, w reżyserii Alexandra Payne'a z Mattem Damonem, Kristen Wiig i Christophem Waltzem w rolach głównych, które możecie zobaczyć na ekranach kin od 12 stycznia. Zapraszamy do zapoznania się z naszą recenzją poniżej.

Alexander Payne, reżyser Spadkobierców i Nebraski, powraca w historii o Paulu Safranek (Matt Damon) – mężczyźnie, który próbując uciec od rutyny i niespełnienia decyduje się na skorzystanie z najnowszych możliwości nauki. Wkrótce, wraz z żoną (Kristen Wiig), poddaje się zabiegowi zmierzającemu do zmniejszenia się do niewiele ponad 10 centymetrów i – tym samym – zlikwidowania wszystkich przyziemnych problemów, dotykających zwłaszcza niższą klasę średnią. Dziwne? A to dopiero pierwsze 20 minut.

Atmosfera Pomniejszenia jest, jak przystało na film Payne'a, unikalna. Subtelny humor, momentami w stylu amerykańskiego Saturday Night Live, przewija się z odważnymi, naturalistycznymi i posępnymi obrazkami, przedstawianymi w toku nieśpiesznie hipnotyzującej progresji. Z wyjątkiem jednej z pierwszych scen, w której film zbyt silnie polega na słownej, bezpośredniej ekspozycji zamiast oprzeć się w większym stopniu na wizualnym potencjale medium, język Pomniejszenia jest urzekający. Kilka sugestywnych ilustracji budzi niepokojąco znajome skojarzenia, sugerując chwilami ciekawą, implicytną wartość filmu. Do innych zalet należy z pewnością gwiazdorska obsada. Matt Damon umiejętnie kreuje portret sympatycznego, nieszczęśliwego i delikatnie żałosnego głównego bohatera. Waltz gra wspaniale, uciekając niejako od naśladowania swego ugruntowanego, tarantinowskiego archetypu. Najlepiej w Pomniejszeniu wypada jednak aktorka Hong Chau – zaskakująca rola pomniejszonej sprzątaczki o ograniczonej znajomości języka angielskiego porusza i pełni rolę bijącego serca opowieści.

downsizing2.jpg

Narracja co jakiś czas sugeruje problematykę, w której film może zakorzenić swój środek ciężkości – krytyka ery konsumpcjonizmu, wyzysk niższej klasy, konsekwencje ingerowania w naturę i „zabawy w Boga”, problematyka politycznego ujęcia tytułowych „pomniejszonych”, poszukiwanie własnego, egzystencjalnego celu. Jest w czym wybierać, bo droga, w jaką film Payne'a zabiera widza, jest długa i wypełniona ostrymi zakrętami.

Złożoność filmu staje się niestety jego największym problemem, bo Pomniejszenie podejmuje znacznie więcej niż jest w stanie udźwignąć, a wspomnianej wyżej narracyjnej osi po prostu nie posiada. Wraz z wejściem w ostatnią fazę II aktu filmu, gdy widz próbuje nadążyć za zasugerowaną progresją, nie sposób nie odczuć zwyczajnego przesytu nagromadzeniem potencjalnych punktów zaczepienia. Reżyser decyduje się wtedy nie tylko na kolejne odwrócenie oczekiwań, ale również zdecydowanym ruchem wstrząsa i tak już niepewną koherencją filmu. Zarówno ten etap, jak i następujące wkrótce zwieńczenie historii wydaje się zupełnie oderwane od reszty, a liczne, wprowadzone podczas ponad dwóch godzin motywy pozostają bez najmniejszej rezolucji. Jest to chyba najbardziej rozczarowujące, bo każdy z nich ma co najmniej spory potencjał. Scenariusz porzuca w końcu nawet wątek tytułowego „pomniejszenia”. Gdyby nie obecność kilku wizualnych gagów – w drugiej godzinie filmu można by było z powodzeniem zapomnieć, że główny bohater i jego otoczenie wyróżnia się czymkolwiek od „zwykłych” ludzi. Nawet jeżeli zrównanie jednych z drugimi było intencją Payne'a, mającą implikować jakieś głębsze przesłanie czy wspomóc rozwój postaci Matta Damona, to zagubiło się ono gdzieś pod kilkoma innymi filmami, które reżyser próbuje w Pomniejszeniu zmieścić. Nim dojdziemy do końcowej paraleli, nie pamiętamy, o co w zasadzie w filmie chodziło. Niespójność przewyższa tu tylko niewykorzystany potencjał, bo Pomniejszenie często bardzo precyzyjnie trafia we właściwe nuty – niestety pochodzące z kilku różnych partytur.

Film Payne'a ugina się pod naporem własnej ambicji – próbując opowiedzieć o wszystkim, kończy jako obraz w dużej części o niczym. Mimo świetnego aktorstwa, przyjemnego tempa opowiadanej historii, osobliwej momentami ścieżki dźwiękowej i kilku ciekawych wizualnie zabiegów, brak skupienia na jednym z wątków i zupełne porzucenie motywów przewodnich nie pozwala na zrozumienie wizji Payne'a i na podsumowanie jej inaczej niż słowami „piękny bałagan”.

Ocena końcowa: 3+/6

źródło: Paramount Pictures