Prawdziwa historia - recenzja filmu

11 maja do polskich kin wszedł nowy film Romana Polańskiego pod tytułem Prawdziwa historia. Jak wypada nowy film twórcy Pianisty? Zapraszamy do lektury naszej recenzji.

Nieważne jak skutecznie Roman Polański próbowałby wypierać historię, demony przeszłości nigdy nie przestaną dawać o sobie znać. Na przestrzeni ostatnich kilku dni jego nazwisko znów odbiło się szerokim echem w prasie, a miało to miejsce z dwóch powodów. Po pierwsze, w ubiegłym tygodniu filmowy świat obeszła wiadomość o usunięciu reżysera z Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej ze względu na toczący się od 1978 roku proces. Po drugie, pod koniec obecnego tygodnia na ekrany polskich kin wszedł jego najnowszy film, w którym to kinowy weteran wrócił do motywów poruszanych w ubiegłych dekadach swej filmowej kariery. Zabierając się za Prawdziwą historię powrócił do „szalonych lat 60.” własnej artystycznej twórczości, ponownie próbując sił w jednym ze swoich ulubionych gatunków. Powtórne odtworzenie thrillera psychologicznego okazało się jednak wielkim rozczarowaniem, ponieważ Polański w Historii staje się cieniem samego siebie, przeciwieństwem przenikliwego umysłu stojącego za perełkami gatunkowymi takimi jak Wstręt czy Dziecko Rosemary.

Główną bohaterką ponownie jest u Polańskiego kobieta, a dokładniej dwie, jako że Delphine, granej przez Emmanuelle Seigner nie ustępuje enigmatyczna Elle, w którą wciela się Eva Green. Pierwsza z pań jest światowej sławy pisarką. Jest nieco samotną kobietą w średnim wieku, próbującą odnaleźć się w życiu prywatnym, jak i zawodowym, po rozstaniu się z dorastającymi dziećmi i premierze najnowszej bestsellerowej powieści. Jej nowa towarzyszka, poznana podczas sesji autografów, to młodsza od Delphine intrygująca dziewczyna zajmująca się czymś, co w branży literackiej określane jest jako ghostwriting. Kobiety łączy wzajemna fascynacja, a także relacja zawodowa, w której Elle staje się dla Delphine swoistym mentorem, wytyczającym nowe ścieżki jej karierze. Ulegając własnej ciekawości i wpływom osobliwej fanki, Delphine z początku pozwala jej „przejąć stery”, lecz z czasem zaczyna tracić kontrolę nad sytuacją.

3705385.jpg-r_1280_720-f_jpg-q_x-xxyxx.jpg

Fabuła oparta na powieści autorstwa francuskiej pisarki Delphine de Vigan na pierwszy rzut oka wydaje się atrakcyjna i na język filmowy można by ją przetłumaczyć na tysiąc różnych sposobów. Polański zdecydował się niestety na jeden z najmniej ciekawych. Już w przeciągu kilku pierwszych minut reżyser właściwie oddaje widzowi najważniejszy sekret filmu, nie próbując później w żaden sposób mu tego zrekompensować. Posłużył się wyjątkowo banalną formą, której współczesny widz jest już nauczony tak dobrze, że nie trzeba przypominać mu jej w najoczywistszy z możliwych chwytów. Przede wszystkim ze względu na to, seans okazuje się monotonny i niezajmujący. Nie uświadczymy tu przeszywającej psychoanalizy bądź nieustępliwego nastroju grozy, do którego Polański, posiłkując się owym gatunkiem zdołał nas przyzwyczaić. Nawet zrealizowany przed ośmioma laty przeciętny Autor widmo przypominający zarówno tematycznie, jak i gatunkowo najnowszy film reżysera, był doznaniem ciekawszym i co ważniejsze, lepiej zrealizowanym.

Polański, współpracując tutaj z innym twórcą francuskiego kina, Olivierem Assayasem zabrał się za temat bardzo topornie. Scenariusz jest dość schematyczny i niespecjalnie błyskotliwy, można owszem znaleźć kilka niezłych analogii i motywów przenikania się fikcji z rzeczywistością, ale zestawiając to z nieporadnym prowadzeniem intrygi, całość wypada kiepsko. W gruncie rzeczy w żaden sposób nie udało się twórcom posunąć akcji do przodu. To, czego domyślamy się na początku, nie jest co prawda powiedziane wprost, ale z biegiem czasu staje się tak oczywiste, że my, jako widz mamy prawo czuć się nieco oszukani.  Na domiar złego, jednowymiarowość obu głównych bohaterek sprawia, że nie dopuszczamy możliwości obrania przez filmu innego kierunku lub przeprowadzenia jakiejś wolty gatunkowej. Emmanuelle Seigner i Eva Green mają tutaj wprawdzie pewne pole do popisu, ale jest ono zbyt ograniczone, by móc sprostać oczekiwaniom.

3120853-min.jpg

Prawdziwa historia to film, w którym 84-letni Polański zerka z tęsknotą przez obiektyw kamery na tego trzydziestoparoletniego wówczas Polańskiego, który zapisał się na kartach historii, jako wizjoner kina. Twórca Chinatown być może i cofnął się w czasie, lecz nie z takim skutkiem, jakiego byśmy oczekiwali. Określenie go autorem widmo to pewnie spore nadużycie, ale mając na uwadze jego wcześniejszy dorobek gatunkowy, po tym seansie można się zastanowić, ile jest w nim jeszcze wigoru, żeby opowiedzieć coś nowego.

Ocena 2/6

źródło: zdj. Wy Productions