Smerfy: Poszukiwacze Zaginionej Wioski (2017) - recenzja filmu i wydania Blu-ray [2D, opakowanie plastikowe]

15 listopada 2017 roku do polskich sklepów trafiły krążki z filmem Smerfy: Poszukiwacze Zaginionej Wioski. Zapraszamy do lektury recenzji wydania Blu-ray.

 „Smerfy: Poszukiwacze zaginionej wioski” (2017), reż. Kelly Asbury

(dystrybucja w Polsce: Imperial CinePix)

UWAGA: tekst nie zawiera spoilerów, o ile nie uważa się za takie scen prezentowanych w trailerach i klipach promocyjnych.

Smerfy były jedną z bajek, na których się wychowałem. W pewne dni tygodnia o godzinie 19.00 zasiadałem przed telewizorem z kromką chleba, dżemem, kubkiem kakao lub innymi używkami dopuszczonymi do sprzedaży dla małoletnich, aby po kilku wersach „Hej, dzieci, jeśli chcecie. Zobaczyć Smerfów las…” zanurzyć się na 22 minuty w magicznej krainie, której ewidentnym centrum była grzybowa wioska niebieskich ludzików w białych czapeczkach. W tamtych czasach nie wiedziałem jeszcze, że były to czapki frygijskie (zainteresowanych odsyłam do Wikipedii). Nie wiedziałem też, że śmieszne słówko „Peyo” z planszy tytułowej to pseudonim artystyczny ich twórcy, urodzonego w 1928 roku Belga, Pierra Culliforda (zm. 1992). Ba, nie miałem nawet świadomości, że moja ukochana bajka to tak naprawdę adaptacja komiksów drukowanych od końca lat 50-tych (thank you uncle Google). I co z tego, skoro nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Bajka broniła się sama, bez wsparcia swoich bogatych „korzeni” (materiał na origin story?). Nie dosyć, że technicznie przewyższała rodzime Bolki, Lolki, Filemony, Reksia i inne Uszatki, to i same historie były zwyczajnie ciekawsze. Bardziej złożone, okraszone magią i przede wszystkim oryginalne, co zważywszy na liczbę 418 opowieści, było nie lada wyczynem.

00334.m2ts_snapshot_39.51.png

Lata leciały, sucha krakowska zastąpiła dżem, piwo wyparło kakao, a godzina 19.00 kojarzy mi się raczej z ferworem rodzinno-zawodowej walki, niż pościelą i dobranocką. Co gorsza, Smerfy przestały dzwonić, potem także pisać. A może to ja przestałem? W każdym razie urwał nam się kontakt. Niby w 2011 i 2013 roku wytwórnia Sony zaserwowała im pół-animowany, pół-aktorski comeback, ale ja tych przebierańców zwyczajnie nie kupiłem. Nie udało mi się przebrnąć przez żadną z wysokobudżetowych odsłon. Magia Smerfów przestała działać. Albo Sony nie umiało jej użyć, albo oddziałuje ona tylko na osoby do pewnego wzrostu i wieku.

Tymczasem mamy rok 2017, a Smerfy ponownie dobijają się do naszych drzwi. Jak wyszło moje spotkanie z nimi? Magicznie jak w czasach dzieciństwa, czy nudno i niezręcznie jak w epoce korpo-orki? Zapraszam do recenzji animacji Smerfy: Poszukiwacze Zaginionej Wioski.

Film:

Smerfetka (Demi Lovato, Małgorzata Socha). Jedyna dziewczyna w wiosce Smerfów. Ma doła. I chandrę. I wątpliwości. I dylematy. Niby normalne pomyślisz, w końcu kobieta. Jednak nie, nie chodzi o zwykłe wahania nastrojów. Te są natury egzystencjalnej, znaczy poważna sprawa. Ale spokojnie, film jest adresowany do najmłodszych widzów, więc temat zostaje podany w przystępny i zrozumiały dla naszych pociech sposób. W skrócie wygląda to tak. Sympatyczna heroina jako jedyna nie ma imienia ze słówkiem ją opisującym. Znacie Ważniaka (Danny Pudi, Krzysztof Szczepaniak), Ciamajdę (Jack McBrayer, Grzegorz Drojewski) czy Osiłka (Joe Manganiello, Piotr Stramowski), prawda? A znając ich, znacie ich imiona. W drugą stronę działa to tak samo. Znacie imię, znacie Smerfa. Wyjątkiem jest właśnie Smerfetka (nie wiedzieć czemu nazywana czasem Smerfetyną). Ten brak charakterystycznej cechy oznacza kryzys tożsamości i staje się motorem napędowym dla dalszych wydarzeń. Intryga zawiązuję się bardzo szybko i już po chwili (w ogóle film jest dosyć krótki – trwa niecałe półtorej godziny) drużyna czterech niebieskich istotek znajdzie się w zakazanej części lasu, który nie przypomina nic, co widziały wcześniej. Czy Smerfetka znajdzie odpowiedzi na swoje pytania? Jaki będzie miała z tym związek tytułowa Zaginiona Wioska? Kto w niej mieszka? Spokojnie, spoilerów nie będzie.

Jak się bawiłem? Mój prawie sześcioletni synek znakomicie, ja trochę gorzej. Na poziomie rozrywkowym, bynajmniej źle nie jest. Z ekranu wylewa się masa kolorów (jeśli byliście na Pandorze Jamesa Camerona lub w krainie prehistorycznych Croodów, tutaj poczujecie się jak w domu) i graficznych fajerwerków, design Zakazanego Lasu olśniewa, akcja pędzi na złamanie karku, a muzyka ucieszy widzów w każdym wieku (może z wyjątkiem kawałka, który znalazł się w filmie chyba tylko dlatego, że ma w tytule słowo „blue”). To, co kuleje, to niestety główny wątek. Jest on całkiem ciekawie wprowadzony w akcie pierwszym i zręcznie zakończony we wzruszającym i pokrzepiającym akcie trzecim. Czego brakuje? Rozwinięcia w środkowej części filmu! Smerfy latają na ognioważkach, pływają w magicznej rzece, bawią się z fluorescencyjnymi królikami (naprawdę) i wiele, wiele więcej – przepakowanie tej sekcji akcją dorównuje, ba, nawet przewyższa filmy superhero. Cieszy to oczy i uszy rodziców oraz dzieci, ale serce i rozum idą spać. Szkoda, bo finałowa scena dotykałaby znacznie mocniej, gdyby twórcy opowiedzieli nam coś więcej o głównej bohaterce, gdyby pokazali, jak działa, co myśli i czuje. Pozwolili nam ją polubić. Tymczasem, mamy festiwal fajerwerków. Sam w sobie cudowny, ale jednak kosztem głównego motywu opowieści. Podręcznikowy wręcz przykład „pretekstowej fabuły”.

00334.m2ts_snapshot_40.34.png

W filmie zobaczymy też klasycznych dla serii Papę Smerfa (Mandy Patinkin, Grzegorz Pawlak) oraz bardziej ciamajdowatego od Ciamajdy, zupełnie niestrasznego Gargamela (Rainn Wilson, Maciej Stuhr) wspieranego przez wiernych zwierzęcych kompanów w postaci kota Klakiera (Frank Welker) i sępa Montiego (Dee Bradley Baker). Swoją drogą, kolejna ciekawostka, Klakier w wersji oryginalnej zawsze nosił diabelskie imię Azrael.

Humor nie jest najwyższych lotów. Sytuacyjny ma zdecydowanie slapstickowy charakter, a słowny… posłużę się przykładem. Z czego między innymi robi się magiczne mikstury? Z sera trzymanego w majtkach i grzyba spomiędzy palców. Hmmm. Bardziej udana jest za to biedronka Cykacz (Smerfybug) o szerokim wachlarzu zastosowań. Aparat, drukarka, dyktafon. Wpadlibyście na to? A skoro przy biedronce jesteśmy, to mała dygresja odnośnie do polskiego dubbingu. Technicznie nie mam zastrzeżeń, chociaż sentyment do wersji z czasów Dobranocki jednak wygrywa. Dodatkowo giną w nim pewne smaczki związane z tłumaczeniem. Kolejny przykład. Wspomniany Cykacz wykonuje wydruk zdjęcia, na co zachwycony Ciamajda rzuca „wow, bug technology” (pluskwa szpiegowska i/lub defekt techniczny). Nasze dzieci usłyszą tylko „wow, biedronkowa technologia” (w polskich napisach natomiast „wow, ma opcję drukowania”.

00334.m2ts_snapshot_42.54.png

Jakim zatem filmem są Poszukiwacze Zaginionej Wioski? Landrynkowo-tęczowo-laserowym filmem akcji. Dylemat Smerfetki znalazł się w nim tylko dlatego, że jakaś fabuła przecież być musi. Ocena? Im starszy widz, tym bardziej zmierzać będzie w stronę trójki. Im młodszy, tym bliżej piątki. Krakowskim targiem…

4
Film

Obraz:

Nie jest to bajka, która ma wyglądać realistycznie. Wspomniana wyżej kolorystka to raczej neon, landrynki i Barbie – jednym słowem: baśniowo. Aby obraz nie odbiegał jednak za bardzo w stronę gry komputerowej, dodano trochę ziarnistości. Na szczęście nie przesadzono, jak w Surf’s Up. Powiedziałbym, że jesteśmy pomiędzy Angry Birds, a Storks. Jeśli chodzi o ostrość, kontrast i poziom czerni, to z kolei klimaty filmów od Illumination (Despicable Me, Sing, The Secret Life of Pets), zatem lekka, niemal niewidoczna „mgiełka”. Jak ktoś nie lubi, można delikatnie zaplusować ostrość i kontrast, a w pozycji jasność dać minusika. Wtedy będzie „żyleta”. Nie jest to jednak nic, za co można obniżyć ocenę. Ot, „taka uroda”. Detale na równie wysokim poziomie. Pomyślał ktoś w latach 80-tych, że kiedyś zobaczymy pojedyncze nitki w czapkach Smerfów?

Ocenę delikatnie obniżam za „dziwną, nienaturalną kolorystykę” (po części wynika to z designu), która w pierwszej części filmu mocno kłuje w oczy oraz za nierówność kontrastu i wspomnianej mgiełki. Z reguły im jaśniejsza scena, tym zjawisko bardziej zauważalne. W zamku Gargamela jest ok. Ale ponownie, nie jest to nic poważnego.

Martwi też pominięcie na naszym rynku płyty 3D, tym bardziej że pewne sceny poprowadzone są ewidentnie pod kątem maksymalnego wykorzystania tego właśnie efektu.

00334.m2ts_snapshot_01.56.jpg 00334.m2ts_snapshot_03.04.jpg

00334.m2ts_snapshot_03.12.jpg 00334.m2ts_snapshot_08.53.jpg

00334.m2ts_snapshot_29.14.jpg 00334.m2ts_snapshot_48.18.jpg

00334.m2ts_snapshot_51.14.jpg 00334.m2ts_snapshot_51.19.jpg

00336.m2ts_snapshot_10.07.jpg 00336.m2ts_snapshot_19.15.jpg

+5
Obraz

Dźwięk:

Ścieżka oryginalna dostępna jest w DTS-HD MA 5.1, a polski dubbing w Dolby Digital 5.1. Wyższość tego pierwszego standardu nie jest zaskoczeniem, chociaż przyjemność z bardzo efektownego udźwiękowienia bajki czerpać będą zarówno Ci, którzy zdecydują się na język Shakespeara, jak i Ci przywiązani do rodzimego słownictwa. Różnica polegać będzie na lepszej separacji (a dzieje się dużo) i bardziej dobitnej kierunkowości. Bas atakuje bardzo podobnie. Dzieciaki najgłośniej wydadzą z siebie „wow”, podczas scen rozgrywających się na magicznej rzece, w jaskiniach i podczas burzy.

W dwóch lub trzech sytuacjach miałem natomiast wrażenie, że prawa strona gra trochę zbyt głośno względem lewej. Szczegół.

Za muzykę odpowiedzialny był Christopher Lennertz (Sausage Party, dwie części Horrible Bosses), ale zapamiętamy głównie piosenki. Najbardziej wpadają w ucho: “I’m A Lady”, „You Will Always Find Me in Your Heart” i „Heroes We Could Be”.

+5
Dźwięk

Dodatki:

Wszystkie znajdują się na płycie z filmem. Przygotowano je w Full HD, w „pełnoekranowym aspekcie”. Ogromny minus za brak języka polskiego w jakiejkolwiek postaci! Tym większy, że lwia część materiałów skierowana jest do najmłodszych widzów. Natomiast jeśli liczycie na minimum angielskie napisy – cóż, liczcie dalej.

  • Emoji Sneak Peek (2:05): Trailer filmu Emotki.
  • Filmmaker Commentary: Komentarz audio w wykonaniu reżysera (Kelly AsburyGnomeo i Julia, Shrek 2), szefa animacji (Alan Hawkins) i  jegomościa odpowiedzialnego za realizację założeń scenariusza (Brandon Jeffords) – niestety brakuje jakichkolwiek napisów, zatem bez znajomości mówionego angielskiego się nie obejdzie. A szkoda, bo informacji jest dużo i co ważne, dotyczą głównie tego co widzimy na ekranie. Nie ma zatem typowych przechwałek reżyserskich i trwających wiele minut opowieści na temat procesu kreatywnego poświęconego scenie, która skończyła się kilka chapterów wcześniej.
  • Deleted Scenes: Smurfberry Blast, Brainy's Experiment, Bridge Escape i Gargamel's Lair (7:35): Sceny usunięte, prezentowane jako delikatnie animowane szkice, raczej bez użycia kolorów. Każda poprzedzona tablicą informacyjną, wprowadzającą kontekst sytuacyjny.
  • Kids at Heart! The Making of Smurfs: The Lost Village (9:12): Typowy making of, który w żadnym wypadku nie zbliża się „jakością” do poziomu komentarza audio. Smaczku dodają „reinscenizacje” z udziałem dzieci.
  • The Lost Auditions (4:14): Jak wyglądałby casting, gdyby aktorzy dubbingujący pozamieniali się rolami. Nawet śmieszne.
  • Demi Lovato Meets Smurfette (1:01): Nieciekawy wywiad Smerfetki z Demi Lovato.
  • Lost Village Dance Along (3:10): Dzieciaki tańczą do piosenki „I’m a Lady”.
  • Smurfify Your Nails (2:23): Malujemy paznokcie w smerfne motywy.
  • Baker Smurf's Mini Kitchen (4:07): Gotujemy tycie dania w tyciej kuchni. Co???
  • Meghan Trainor "I'm a Lady" Music Video (2:48): Teledysk.
  • Making the Song "You Will Always Find Me In Your Heart" (3:00): Kompozytor Christopher Lennertz opowiada o kreacji i realizacji piosenki ze sceny finałowej.
  • The Sound of the Smurfs (3:44): Rzecz o muzyce.
  • Draw Your Favorite Smurfs (7:42): Nauka rysowania Smerfetki, Ważniaka i Ciamajdy. Przystępne nawet dla opornych.
  • See More Smurfs!: Trailery filmów The Smurfs, The Smurfs 2, The Smurfs: The Legend of Smurfy Hollow i Smurfs: A Christmas Carol.
  • Previews: Kolejne trailery... między innymi Surf’s Up 2 i dwóch nowych odsłon The Swann Princess.

Dodatki same w sobie zasługują przynajmniej na 4, może nawet z plusikiem, ale jak na polskie wydanie są jednak mało przyjazne nieanglojęzycznym pociechom. Ocena dołuje…

3
Dodatki

Prezentacja wydania:

Film dotarł do mnie w typowym plastikowym pudełku Elite, w równie standardowym niebieskim kolorze, ze srebrnym logo Blu-ray w górnej części frontu. Opakowanie zawiera jedną płytę z filmem i dodatkami. Na okładce umieszczono głównych bohaterów opowieści (w trakcie sceny ze spływem tratwą po magicznej rzece) oraz spolszczony tytuł. Niestety, wewnętrzna strona okładki nie uraczy nas żadnym urozmaiceniem - standard. Rewers natomiast zawiera wszystkie potrzebne informacje, a do jego czytelności nie mam zastrzeżeń. Grafika na płycie również przedstawia drużynę protagonistów, a mały znaczek w górnej części informuje o edycji region free.

PB150332.jpg PB150338.jpg

PB150346.jpg

+3
Opakowanie

Specyfikacja wydania

Dystrybucja

Imperial CinePix

Data wydania

15.11.2017

Opakowanie

Amaray

Czas trwania [min.]

86

Liczba nośników

1

Obraz

Aspect Ratio: 16:9 - 1.85:1

Dźwięk oryginalny

DTS-HD MA 5.1 angielski

Polska wersja

Dolby Digital 5.1 (dubbing) i napisy

Podsumowanie:

Czy europejskie animacje (do głowy przychodzi mi też francuski Asterix – rówieśnik Smerfów) mają szanse odnosić sukcesy komercyjne na miarę produkcji Disneya, Dreamworksa lub Illumination? Na pewno nie. Sukces artystyczny na miarę Pixara lub Laiki? Raczej nie, chociaż Mały Książę był dużym krokiem w dobrą stronę (Nazywam się Cukinia jeszcze nie widziałem). Czy zatem zakup Zaginionej Wioski (defacto animacji wyprodukowanej w Stanach) jest złym pomysłem? Niekoniecznie. Jeśli Wasza pociecha okres szkolny ma jeszcze przed sobą, a Wy chcecie zafundować jej bezmyślną (niekoniecznie w tym złym znaczeniu), bezstresową rozrywkę z masą kolorków i slapstickowego humoru, a przy okazji delikatnie pobudzić swój sentyment do trzódki Papy Smerfa, zakup płytki polecam. W każdym innym przypadku, robicie to na własne ryzyko.

4
Film
+5
Obraz
+5
Dźwięk
3
Dodatki
+3
Opakowanie
+4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić wydanie Blu-ray z animacją „Smerfy: Poszukiwacze Zaginionej Wioski”?

Film do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Imperial CinePix.

źródło:  Imperial CinePix / Sony Pictures