„Strażnicy Galaktyki” tom 1 – recenzja komiksu

W ubiegłym roku Egmont wypuścił na polski rynek komiks o przygodach popularnych Strażników Galaktyki ze scenariuszem Dana Abnetta. Czy warto się nim zainteresować? Sprawdźcie naszą recenzję.

Materiał może zawierać treści stanowiące, w ocenie części odbiorców, spoilery do serii „Anihilacja” oraz „Anihilacja: Podbój”, wydanych w Polsce w ramach inicjatywy Marvel Classic przez wydawnictwo Egmont.

Jeżeli o istnieniu drużyny Strażników Galaktyki dowiedziałeś się z filmu kinowego Jamesa Gunna o tym samym tytule i postanowiłeś sięgnąć po jakąś zbieżną tematycznie pozycję komiksową, to w wydaniu polskim mogłeś dotychczas trafić wyłącznie na „Strażników Galaktyki” Briana Michaela Bendisa w ramach inicjatywy Marvel Now! Niestety, ta seria, o ile mogła się wydać wyjątkowo znajoma dla fanów filmu, a jej pierwszy tom czytało się całkiem nieźle, to cierpiała na zaawansowane stadium braku jakiegokolwiek kierunku i silną wtórną inspirację adaptacją filmową. W efekcie nie podejmowała się w ogóle kontynuacji tego, co ówczesny materiał źródłowy miał do zaoferowania. Jakkolwiek więc postacie wyglądały i zachowywały się jak ich odpowiedniki filmowe, a drużyna miała identyczny z filmowym skład, to strukturalnie bohaterowie zdawali się kompletnie oderwani od ich poprzednich komiksowych wersji. Seria tak mocno płynęła na fali promocji filmu, że jedna z postaci z głównego składu drużyny na moment jej startu była fabularnie martwa... i nikt nie przejął się tłumaczeniem, jak to możliwe, że żyje. Kto w końcu by zauważył? Te trzy osoby, które czytały oryginalnych „Strażników Galaktyki”? Jeżeli jednakże Ciebie, jako czytelnika, interesuje nie tyle materiał promocyjny filmu, co materiał źródłowy, który film zainspirował – dobrze trafiłeś. Dan Abnett i Andy Lanning mają dla Ciebie szaloną wyprawę w głąb kosmosu Marvela.

Na wstępie wypada zaznaczyć, że seria „Strażników Galaktyki”, o której tu mowa, wyrasta organicznie z dwóch potężnych miniserii – „Anihilacji” i „Anihilacji: Podbój”. W nich śledziliśmy dwie galaktyczne wojny, skutkujące naruszeniem struktury rzeczywistości i powstaniem szczelin, przez które nieznane zagrożenia rozpoczęły przesiąkać do naszego wszechświata. Wprawdzie seria „Strażników” pisana jest dość przystępnie i można wejść w nią bezpośrednio (z wyjątkiem nieco bardziej osadzonych w wydarzeniach z przeszłości i nieco abstrakcyjnych zeszytów 11. i 12.), to jednak zalecałbym sięgnięcie po nią we właściwym porządku chronologicznym, co doda całości wydarzeń i wątków szerszego kontekstu, przydatnego tak w tej serii, podczas zbliżającej się „Wojny Królów”, jak również puentującego całość „Imperatywu Thanosa”. Wytrawni obserwatorzy dopatrzą się na drugim tle również nawiązań do jeszcze innych historii m.in. „Wojny domowej” czy „Thunderbolts” w wersji Warrena Ellisa (to taki marvelowski Suicide Squad pod wodzą Normana Osborna).

Peter Quill, znany jako Starlord, jest załamany. Właśnie zakończyły się dwie wielkie kosmiczne inwazje – Anihilusa wprost ze strefy negatywnej oraz technoorganicznej rasy Phalanx na Halę, stolicę Kree (za którą Peter osobiście się obwinia). Struktura wszechświata została potężnie uszkodzona, a w przestrzeni kosmicznej powstają anomalie w postaci szczelin w rzeczywistości niosące nieznane zagrożenia. Peter ma jednak pomysł – chciałby powołać proaktywną drużynę bohaterów, którzy mogliby zapobiec kolejnym zagrożeniom na skalę fali anihilacji, zanim te na dobre się rozwiną. Ma już bazę na Knowhere, wsparcie Cosmo – psa o potężnych psionicznych mocach – oraz empatki i telepatki – Mantis. Udało mu się również przekonać do swojej inicjatywy kilku wcześniejszych sojuszników: istotę kosmiczną Adama Warlocka, Phylę-Vell – córkę legendarnego Kapitana Mar-Vella władającą obręczami kwantowymi, dwójkę słynnych zabójców – Gamorę i Draxa – oraz oczywiście geniusza technologicznego – Szopa Rocketa – i jego dobrego kumpla – drzewo imieniem Groot. Niestety Peter nie lubi pozostawiać nic przypadkowi, więc możliwe, że przy zbieraniu drużyny nie był do końca szczery z towarzyszami – pytanie, czy i kiedy może się to zemścić na wzajemnym zaufaniu członków zespołu.

straznicy-galaktyki-plansza-0.jpg

Siłą serii o Strażnikach Galaktyki jest kreatywna swoboda twórców. Trzeba pamiętać że Anihilacja miała miejsce w okresie, w którym na Ziemi trwała niezwykle popularna komercyjnie „Wojna domowa”. W praktyce więc wszyscy najbardziej rozpoznawalni ziemscy herosi zajęci byli aktem o rejestracji superbohaterów, a w tym czasie niewykorzystywane postacie o kosmicznym rodowodzie mogły rozwiązywać konflikty na skalę całego wszechświata. W ramach tomu dostajemy dwanaście pierwszych zeszytów serii, przedstawiających pierwsze misje nowosformowanej drużyny, pierwsze wewnętrzne konflikty, tie-in (historię poboczną) do wydarzenia „Tajna Inwazja” oraz wyprawę do strefy negatywnej. Trzeba podkreślić, że zawiązanie serii wypada bardzo sprawnie, w formie nagrań vlogów poszczególnych bohaterów przeplatanych retrospekcjami do komentowanych wydarzeń z pierwszej misji i starcia z Powszechnym Kościołem Prawdy – grupą kosmicznych fanatyków napędzanych energią czystej wiary. W efekcie niezbędną ekspozycję przyjmuje się lekko, a relacje pisane są naturalnie i wiarygodnie, komponując się w oparach lekkiego, niewymuszonego humoru. Dodatkowo na plus wypada wątek ustalenia nazwy drużyny obecny w dwóch pierwszych zeszytach – prawdziwa scenopisarska perełka, wykorzystująca wcześniejsze publikacyjne wersje drużyny dla stworzenia czegoś nowego i świeżego. Zaznaczyć również należy, że zeszyty serii „Strażników” stanowiące tie-iny do „Tajnej Inwazji” to kwintesencja tego, czego oczekiwałbym od solidnej historii pobocznej. Zasadniczo nie opowiadają żadnych wydarzeń zmieniających obraz samego głównego wydarzenia, do którego się odwołują, ale jedynie wykorzystają jego charakterystyczne motywy do opowiedzenia czegoś samodzielnego, w scenerii własnej, trwającej historii. Chwała za to scenarzystom, bo zwykle w ramach tie-inu bohater serii przestaje robić swoje i przez kilka zeszytów zajmuje się promowaniem innego komiksu, przekonując nas, jak istotne wątki dla tego innego komiksu zawarte będą w jego własnej serii. Z perspektywy filmowej adaptacji stwierdzam również, że komiksowy sposób powołania drużyny oraz zestaw jej członków (trafimy tu na kilka nieobecnych w adaptacji postaci dużego kalibru) sprawia, że grupa w ujęciu komiksowym wydaje się bardziej przemyślana i kompetentna w stosunku do swoich odpowiedników z dużego ekranu. Do tego Drax jest tu wyjątkowo inteligentnym zabójcą, a Groot – podobnie jak w „Anihilacji: Podbój” – wyraża się w sposób jeszcze w miarę zrozumiały. Ach te drobne, adaptacyjne różnice.

Oprawa graficzna tomu pierwszego to prace Paula Pelletiera (zeszyty 1-7), Brada Walkera (zeszyty 8-10), Wesa Craiga (zeszyty 11. i 12.) oraz Carlosa Magno (zeszyt 9.). W większości to superbohaterski standard oprawy graficznej z przełomu XX i XXI wieku, możecie więc liczyć na realistyczny styl o silnych konturach i taką ilość obróbki cyfrowej, która nie spowoduje, że zaczniecie się zastanawiać, czy aby rysunków nie tworzyła sztuczna inteligencja. Pelletier w tym zestawieniu prezentuje się ewidentnie najlepiej, z współgrającymi stylistyką pracami Walkera na miejscu drugim. Najgorzej wypadają prace Magno uboższe w departamencie teł i sprawiające wrażenie generalnie mniej szczegółowych i tworzonych w pośpiechu.

straznicy-galaktyki-plansza-1.jpg

Wydanie polskie to standardowa, sprawdzona formuła w standardzie Klasyki Marvela, w twardej matowej oprawie, z charakterystycznym logiem na białym tle w górnej części grzbietu. Do tłumaczenia nie sposób mieć zastrzeżenia, oddaje różne sposoby wysławiania się indywidualnych postaci i, co najważniejsze, pozwala płynnie cieszyć się treścią. W zakresie dodatków możemy liczyć na zestaw okładek alternatywnych, szkice dwóch plansz autorstwa Pelletiera (niestety w miniaturach) oraz kilka materiałów promocyjnych dotyczących poszczególnych komiksów z serii „Anihilacja”, „Anihilacja: Podbój”, „X-Men: Mordercza Geneza” oraz „X-Men: Powstanie i upadek Imperium Shi'ar” (te dwa odpłacą Wam kontekstem już wkrótce w czasie lektury „Wojny Królów”).

Podsumowanie

„Strażnicy Galaktyki” od Dana Abnetta i Andy'ego Lanninga to kawał świetnej, rozrywkowej historii z rubieży kosmosu Marvela, zbudowanej na wiarygodnych relacjach i okraszonej niewymuszonym humorem. Jeżeli mniej interesuje Cię, co zainspirował w komiksach film Jamesa Gunna, a bardziej co zainspirowało filmową adaptację – nie mogłeś trafić lepiej. Do tego – chociaż ta historia zapewne obroni się samodzielnie – szczerze zachęcam do czytania jej jako części wielkiej sagi rozpoczynającej się od „Anihilacji” poprzez „Anihilację: Podbój”, serię „Strażników”, „Wojnę królów” aż do „Imperatywu Thanosa”. No chyba, że jak Jack Flag – jeden z pojawiających się tu bohaterów – „nienawidzicie tego całego kosmicznego szajsu” (choć wtedy nie wiem, co robilibyście w podsumowaniu tej recenzji). Po krótce – Szop Rocket poleca, a Mantis – ponieważ już zerknęła w przyszłość – twierdzi, że się Wam spodoba.

Oceny końcowe

5
Scenariusz
4+
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
3
Przystępność*
4+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

kpSYnKxmqaWYlaqfWGao,straznicy_galaktyki.72.jpg

Specyfikacja

Scenariusz

Dan Abnett, Andy Lanning

Rysunki

Wes Craig, Paul Pelletier, Brad Walker

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

300

Tłumaczenie

Tomasz Sidorkiewicz

Data premiery

18 września 2019 roku

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

źródło: Egmont / zdj. Marvel