Superman tom 1: Syn Supermana - recenzja komiksu

We wrześniu Egmont rozpoczął wydawanie w Polsce pierwszej od dawna regularnej serii o Supermanie. Czy warto po nią sięgnąć? Zapraszamy do lektury naszej recenzji.

Najlepsze opowieści o superbohaterach czerpią swoją siłę z odpowiedniego balansu między oderwaną od rzeczywistości, eskapistyczną fantazją a elementem życiowego realizmu, prawdziwego doświadczenia pozwalającego utożsamić się z postaciami, które przybyły na Ziemię z odległej planety i potrafią strzelać promieniami energii z oczu. Pierwszy tom Supermana z Odrodzenia Uniwersum DC świetnie wpisuje w ten schemat. Napisana przez Petera J. Tomasiego i Patricka Gleasona historia uderza w wiele sprawdzonych, klasycznych gatunkowych tropów opowieści o Człowieku ze Stali, jednak powiew świeżości wnosi do niej postać syna Clarka i Lois, Jonathana, który stopniowo odkrywa swe moce, jednocześnie borykając się ze zwykłymi problemami wchodzącego w okres nastoletni dziecka. Tomasi i Gleason chwytają dynamikę relacji w superbohaterskiej rodzinie jeszcze lepiej niż zrobił to Dan Jurgens w Lois i Clarku, a choć starcie z pojawiającym się w tym tomie antagonistą może się wydać nieco sztampowe, charakter prezentowanego przez niego zagrożenia całkiem nieźle wpisuje się w ogólną tematykę serii.

Tom Syn Supermana zaczyna się od one-shotu Superman: Rebirth, który jest właściwie echem  historii zmarłego Kal-Ela z New 52 i pełni funkcję mostku łączącego starą i nową serię. Zeszyt ten stanowi zgrabny epilog do całego wątku przejęcia funkcji Supermana przez Kal-Ela sprzed Flashpointu i jest właściwie do pominięcia jeśli ktoś tamtych wydarzeń nie śledził, choć sprawdza się także jako odświeżenie minonych wydarzeń fabularnych. Istotna część opowieści rozpoczyna się, gdy tylko nowy/stary Superman oddaje hołd swojemu poprzednikowi, postanawia zgolić brodę i przywdziać swoje tradycyjne barwy oraz bez marudzenia, z entuzjazmem przejąć po nim schedę. Od razu twórcy komunikują też, że ważny będzie dla nich element rodzinny opowieści. Jonathan i Lois są równie istotnymi postaciami co Clark Smith (pod takim imieniem bowiem ukrywa się w rzeczywistości New 52 stary Kal-El). Widzimy jak wygląda codzienne życie rodziny Smithów na farmie, pojawiają się typowi amerykańscy wiejscy sąsiedzi, Jonathan poznaje młodą rówieśniczkę, a jednocześnie zaczyna kwestionować nieomylność swoich rodziców, nie przestając ich doceniać i podziwiać.

syn_supermana_plansza_01.png

Choć w spokojniejszych, skupionych na życiu rodzinnym fragmentach można chwilami odnieść wrażenie, że czyta się jakąś pisaną w niezależnym duchu dekonstrukcję gatunku, komiks szybko komunikuje swoje ambicje bycia bardzo klasyczną historią o Supermanie, musi więc pojawić się w niej złoczyńca, najlepiej związany z Kryptonem. Tak też się dzieje, gdy na scenę wkracza Eradicator, dając pretekst do długich, ale sprawiających pewną czytelniczą przyjemność klasycznych scen superbohaterskiej naparzanki. To, jak zamiary Eradicatora wiążą się z losami postaci Jonathana jest natomiast ciekawym pomysłem na uzasadnienia użycia akurat tej, a nie innej postaci. Nie spoilując tego, jak to dokładnie wygląda warto jedynie wspomnieć, że swój moment w świetle reflektorów dostaje także Lois Lane, która otrzymuje od twórców szansę, by również zmierzyć się z zagrożeniem prezentowanym przez przeciwnika Super-rodziny. Epizody w tomie zaliczają także Batman i Wonder Woman, którzy pojawiają się na bardzo krótka w dwóch momentach, jednak jeden z nich wiąże się z doskonałym wizualnym żartem dotyczącym wyrazu twarzy Nietoperza. 

Poziom rysunkowy tomu jest odpowiednio dobry, by nie odwracać uwagi od gatunkowej siły historii. Przy warstwie graficznej pracowało mnóstwo osób, z jednym ze scenarzystów, Patrickiem Gleasonem, na czele, udało się jednak zachować spójność stylistyczną opowieści, która również pod względem wyglądu w odpowiednich proporcjach łączy atencję wobec postaci i sielankowość krajobrazów wiejskiej Ameryki z dynamiczną i kolorową akcją w scenach, które jej się od artystów domagają. Dobry komiks o Supermanie powinien także obfitować w ikoniczne, spektakularne przedstawienia superbohatera i ich ilość jest w Synu Supermana jak najbardziej wystarczająca, twórcy obdzielają jednak nimi także inne postaci, które również dostają swoje heroiczne momenty. Jest w tych rysunkach coś przywodzącego na myśl taśmowość produkcji, która kiedyś charakteryzowała pracę komiksowych artystów, tutaj jest one jednak w pewnym sensie na miejscu.

Krótko mówiąc, pierwszy tom Supermana jest więc tomem, który zdecydowanie można polecić komuś, kto niekoniecznie pragnie dekonstrukcji ulubionych superbohaterów, a jednak chce, by stawiane były przed nimi nowe życiowe wyzwania oraz by rozwój ich całkiem nie omijał: przynajmniej ten dotyczący otaczających ich postaci. Kal-El zawsze potrzebował porządnej obsady towarzyszącej, ten doskonały twór staje się bowiem ciekawą postacią dopiero w kontakcie ze wszystkimi, którzy stają na jego życiowej drodze. Synowi Supermana udaje się spełnić wiele z tych wymagań, dzięki czemu te bardziej gatunkowe momenty nie rażą, a twórcom udaje się zdobyć zaufanie czytelnika już na samym początku lektury. Jeśli tylko nie oczekujecie Supermana w klimacie Zacka Snydera, pierwszy tom serii z Odrodzenia jest doskonałą propozycją dla każdego zainteresowanego śledzeniem historii z tą postacią.

Oceny końcowe

+4
Scenariusz
+4
Rysunki
5
Tłumaczenie
4
Wydanie
+4
Przystępność*
+4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność - stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum. 

3235867o.jpg

Szczegółowe zdjęcia komiksu znajdziecie w oddzielnym wpisie Superman tom 1: Syn Supermana - prezentacja.

Specyfikacja

Scenariusz

Peter J. Tomasi, Patrick Gleason

Rysunki

Patrick Gleason, Doug Mahnke, Jorge Jiménez

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

Kolor

Liczba stron

156

Tłumaczenie

Jakub Syty

źródło: Egmont / DC Comics