The Defenders odc. 8 - recenzja finału sezonu [SPOILERY]

Po dwóch niezłych odcinkach „The Defenders”, pierwszy sezon wieńczy godzina, podczas której dowiadujemy się, że pod Hell's Kitchen znajduje się szkielet wielkiego, starożytnego smoka, jak również, że nie ma takiego kataklizmu, którego prawnicy w firmie Foggy'ego Nelsona nie potrafiliby zatuszować.  Brak jakichkolwiek konsekwencji fabularnych wyburzenia drapacza chmur przez czwórkę samozwańczych mścicieli, ściganych przez pół policji Nowego Jorku, to tylko jeden z problemów tego nierównego, ostatniego odcinka. Do zapoznania się z resztą (i nie tylko) - zapraszamy poniżej.

 Odcinek ósmy: „The Defenders”

Zacznijmy od pozytywów. Ósmy odcinek „Obrońców” jest bowiem ostatecznie zupełnie satysfakcjonujący, bohaterowie wciąż fantastycznie ze sobą współgrają (serio, nawet Avengersi nigdy nie mieli takiej chemii jak ekipa Netflixa), umiejętności Daredevila zawstydziłyby całą Ligę Cieni razem wziętą (tak jest, DC), a tempo nie pozwala na nudę, pędząc aż do ostatniego kwadransu. Ostatni odcinek to czysta rozrywka najwyższych lotów.

Finalną konfrontację twórcy utrzymali w lekkim duchu, w jednym z kluczowych momentów podkreślonym hip-hopowym kawałkiem Protect Ya Neck. Myślę, że taki zabieg idealnie obrazuje tonalny wydźwięk całej serii. Na końcu próżno szukać sceny wzbudzającej podobne emocje co niezapomniana sekwencja w korytarzu z pierwszego sezonu Daredevila. Zamiast tego podziwiamy jak epickie przewroty Matta i kamienne pięści Luke'a Cage'a spuszczają łomot nieskończonym zastępom przeciwników. Nie ma tu specjalnego napięcia, ale spektakl zaiste przedni.

defenders_e8.jpg

Teraz, gdy mamy już za sobą wszystkie odcinki, można powiedzieć, że „The Defenders” osiągnęło sukces w wyeksponowaniu swoich bohaterów i opowiedzeniu lekkiej i fajnej opowieści. Nie wyszło natomiast zarysowanie stawek i wykreowanie istotnego i znaczącego kontrapunktu dla Obrońców. Bezpłciowe Hand, zwłaszcza po śmierci Alexandry, stało się jedynie tłem dla dramatu Matta i Elektry, który – podczas gdy sam w sobie potrafił zaangażować – pasował bardziej do trzeciego sezonu „Daredevila” a nie wspólnej serii.

Sumując plusy i minusy pierwszego sezonu „The Defenders”, nie sposób nie dojść do wniosku, że jest to produkcja, która w konwencji zbliżyła się do filmów głównego nurtu Marvel Cinematic Universe – ma z nią bowiem więcej wspólnego niż z którąkolwiek z innych netflixowych serii. Bazując już na osobistych preferencjach można uznać to za wadę lub zaletę. Ja bawiłem się z Defendersami niezobowiązująco i naprawdę przednio.

Tak na koniec: wszyscy wiedzieliśmy, że Matt Murdock wróci w tym samym odcinku, prawda?

Ocena końcowa: 4/6

Ocena pierwszego sezonu: 4/6

Dziękujemy za uwagę i zapraszamy na kolejne recenzje marvelowych serii Netflixa! Najbliżej (bo już w listopadzie) startuje „Punisher", następne w kolejce są: drugi sezon Jessiki Jones (początkiem 2018) i Luke'a Cage'a (wiosna/lato 2018).

źródło: Netflix