„Tomb Raider” tom 1: „Zarodnik” – recenzja komiksu

Jeśli ktoś myślał, że uniwersum „Tomb Raidera” ogranicza się wyłącznie do gier, ten srogo się mylił. Wraz z rebootem marki w 2013 roku, każda część gry została poszerzona o komiksy należące ściśle do kanonu serii. Jak wypada „Tomb Raider” tom 1: „Zarodnik”, mający miejsce między drugą a trzecią częścią gry?

Larze Croft udało się zahaczyć o niemal każdą gałąź popkultury. Trzy filmy (z czego najnowszy spowodował u mnie śmierć kilkunastu szarych komórek), parę książek, nawet jedna kreskówka i – co nieoczywiste – masa, masa komiksów. W 2013 roku markę „Tomb Raider” postanowiono nieco odkurzyć, wszakże Lara swe największe sukcesy odnosiła na przełomie wieków. Tak też oto dostaliśmy reboot całego uniwersum. Duże zmiany dotknęły samej Lary. Z biuściastej, zadziornej i doświadczonej poszukiwaczki skarbów, zamieniła się w nieco bardziej ludzką, normalną dziewczynę pasjonującą się archeologią.

Sama gra mogłaby spokojnie nosić tytuł „Pasje Lary Croft”. W trakcie trzech pierwszych minut gry nasza dzielna pani archeolog dostaje z piąchy w twarz, zostaje podpalona, a nawet przebita prętem. Jak Boga kocham, nie przypominam sobie żadnej innej gry, która w takim stopniu znęcałaby się nad główną bohaterką. Ale zabieg ten – choć ciutkę przesadzony – sprawdza się idealnie dla nowej wizji Lary Croft. Nasza bohaterka, z którą bez problemu można się utożsamić, przechodzi przez sporo traumatycznych zdarzeń. Sprawiają one, iż staje się silniejsza, jednocześnie zachowując wrażliwość i tę aurę człowieczeństwa. Często przy tym dręczą ją rozterki moralne. Lara w tym nowym uniwersum to taki typ badassa, który posunie się do wszystkiego, by przetrwać, ale jednocześnie nie jest mu obojętny los delfinów i waleni. Tak jak przed premierą drugiej części gry zdecydowano się na wypuszczenie komiksów opowiadających o wydarzeniach „pomiędzy”, tak samo zrobiono przed zwieńczeniem trylogii, efektem czego jest recenzowany tu komiks, „Tomb Raider” tom 1: „Zarodnik”.

2vdqwbo6.jpg

No właśnie, nie znając najnowszego uniwersum „Tomb Raidera”, można się poczuć delikatnie zagubionym. W „Zarodniku” występują nawiązania do wydarzeń i bohaterów z gier. Nie ma na szczęście tego dużo, bo historia opowiedziana w komiksie stara się jednak skupić na bieżących wydarzeniach. Fabuła nie jest, lekko mówiąc, najlepsza. Lara zostaje wciągnięta w poszukiwanie grzyba nieśmiertelności, a na jej drodze stanie Zakon Czarnego Zarodnika. Ta zgraja gości – wyglądających niczym ghule – inteligencją zdecydowanie nie grzeszy. Ba, to prawdopodobnie najmniej inteligentna grupa złoczyńców, jakich widziałem kiedykolwiek, gdziekolwiek. Za każdym razem, gdy się pojawiają na kartach recenzowanego tu komiksu, ośmieszają się coraz bardziej swoimi działaniami względem Lary i jej kompanów.

A skoro o pięknej i młodej pani archeolog mowa... To zdecydowanie nie jest Lara z gry, gdzie swoją osobowość dzieli po pół z twardzielką i wrażliwą dziewczyną. Tutaj mamy już full-badass mode, gdzie wyłącznie raz na kilkanaście stron Lara zamyśli się nad przeszłością, robiąc sobie przerwę od zabijania członków Zakonu Czarnego Zarodnika. Nie, żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało. Większość scen morderstw popełnianych z zimną krwią przez Larę wywołało u mnie mimowolny uśmieszek na twarzy. Nie dlatego, że jestem psychopatą lubującym się w takich klimatach (a może…), ale dlatego, że bardzo fajnie wpisują się w klimat komiksu. Mimo niemądrego scenariusza i panującego niekiedy chaosu narracyjnego, twórcom „Zarodnika” niemal idealnie udało się stworzyć podwaliny na silną więź między Larą a czytelnikiem. Ciężko jej nie lubić, a tym bardziej nie kibicować jej w starciu z gangiem umięśnionych i uzbrojonych kretynów.

mi8x0uvj.jpg

Prawda jest taka, że przyjemność czerpana z czytania tego komiksu jest zależna tylko i wyłącznie od podejścia czytającego. To znaczy, czy jest w stanie przymknąć oko na scenariuszowe głupotki – tych jest naprawdę sporo – i cieszyć się przedstawioną konwencją, czy jednak zwracać uwagę na durnotę niektórych scen i zastanawiać się, jak ktokolwiek mógł uznać to za sensowną historię. Szczerze mówiąc, miałem naprawdę sporą frajdę z oglądania jak Zakon Czarnego Zarodnika robi z siebie idiotów czy jak Lara rozwala helikopter, rzucając w niego czekanem. Czytając ten komiks, czułem się trochę, jakbym oglądał damską wersję Rambo. Powiem więcej, to guilty pleasure w czystej postaci, chociaż wątpię, by z takim zamysłem Mariko Tamaki pisała scenariusz do „Tomb Raidera”. Radzę Wam – wyłączcie myślenie, skupcie się na zaskakująco ładnych ilustracjach (szczególnie, gdy Lara robi za ponurego żniwiarza) i po prostu czerpcie frajdę z tych często absurdalnych scen rodem z najlepszych perełek kina akcji, a na pewno docenicie campową stronę „Tomb Raidera”.

2
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
4
Wydanie
4
Przystępność*
+3
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

*Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja

Scenariusz

Mariko Tamaki

Rysunki

Phillip Sevy

Oprawa

miękka

Liczba stron

144

Druk

kolor

Format

170x260 mm

Wydawnictwo oryginału

Dark Horse Comics

Data premiery

marzec 2019

Dziękujemy wydawnictwu Scream za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Dark Horse Comics / Scream