„Doktor Strange” tom 1 – recenzja komiksu. Kosmicznie dziwny Doktor

W ramach nowej linii wydawniczej Marvel Fresh na polskim rynku zadebiutowała między innymi seria o przygodach Doktora Strange'a. Czy warto się nią zainteresować? Sprawdźcie naszą recenzję.

Jeszcze niedawno nie było co czytać na polskim rynku z Doktorem Strange'em, a tu nagle – bum – robi się zamieszanie i w samych wydaniach miękkookładkowych dostajemy kolejny tomik z numerem jeden na grzbiecie, tym razem od Marka Waida. Ostatnia seria startująca od runu Jasona Aarona stanowiła powiew świeżości w historii postaci, która od jakiegoś czasu stała się na tyle niezręczna dla scenarzystów, że używali jej głównie po to, żeby magicznie rozwiązywać problemy, których nie dało się pokonać bardziej przyziemnymi metodami. Nadto seria Aarona grała z jednej strony wielkim pozamagicznym zagrożeniem i utratą mocy przez Strange'a, z drugiej zaś wprowadzała mechanizm magicznej ceny dla potężnych, choć – jak się okazuje – w praktyce ograniczonych mistycznych mocy. Potem nastał Donny Cates, jak zwykle zaskakujący, który przemieszał trochę wokół Najwyższego Czarodzieja. Nadal czytało się to świetnie. Cztery tomy polskich wydań później Strange zalicza reset numeracji wraz ze startem inicjatywy Marvel Fresh i dostaje nowego scenarzystę, i to jakiego. Mark Waid to twórca, który ma na koncie masę dobrych pozycji, więc z marszu ciekawiło mnie, w jakim kierunku całość pójdzie. Nie będę ukrywał, że start tej serii odrobinę mnie zaskoczył.

Coś złego dzieje się wokół Najwyższego Czarodzieja, jako że powoli traci on kontakt z magicznymi aspektami rzeczywistości. Początkowo uznaje to za chwilową słabość, ale z czasem okazuje się, że jest tylko gorzej. Ostatecznie dochodzi do poziomu, na którym artefakty nie słuchają już jego poleceń, a on sam nie jest w stanie wykonywać powierzonych mu funkcji obrońcy ziemskiej rzeczywistości. Zwraca się więc o radę do Tony'ego Starka – Iron Mana (co prawdopodobnie jest dość głupim pomysłem, skoro Tony ma tyle wspólnego z magią, co koń z koniakiem). Ten z kolei proponuje mu zamiast poszukiwania odpowiedzi w innych rzeczywistościach wybrać się na oświecającą wyprawę w głąb kosmosu, użyczając mu nawet statku do podróży międzygwiezdnych. Strange, ku zaskoczeniu czytelnika, przyjmuje tę propozycję i rusza na wyprawę w głąb systemu Shi'ar. Po drodze, jak to w kosmosie, jego supernowoczesny statek zderza się z asteroidą i przymusowo ląduje na najbliższej dostępnej planecie. Ta okazuje się zamieszkana przez Gryndian – mało przyjazną rasę – w efekcie pozbawiony magii Strange dość szybko trafia do celi. Tam poznaje Pkzkrfmkannę (spokojnie, dalej w historii będzie nazwana skrótowo po prostu Kanną), z profesji tajnolożkę, która będzie używała energii magicznych w zupełnie nowy, nieznany Stephenowi, rzemieślniczy sposób. Już wkrótce razem zbiegną i wyruszą na wesołą, międzygwiezdną odyseję, aby odzyskać połączenie dotychczasowego Najwyższego Maga z pierwotnym źródłem jego mocy oraz trafić na wiele nowych, magicznych artefaktów. W swojej wyprawie trafią na wiele znanych i nieznanych postaci o kosmicznym rodowodzie, jak i na pewien niezwykle potężny przedmiot, który zmusi Strange'a do podjęcia trudnej i wątpliwej moralnie decyzji względem nowej towarzyszki. Do tego poza znanym nam już faktem, iż magia ma swoją cenę, dowiemy się również, że istnieją byty zainteresowane windykacją niepokrytego kosztu jej użycia, co będzie przyczynkiem do konfrontacji z tymi istotami, jak również przetoczenia się przez serię kilku doskonale nam znanych postaci. Czy Strange odzyska pełnię swoich wyjściowych mocy? A może konieczne będzie znalezienie nowego źródła tychże celem dalszego wykonywania powierzonych mu, strażnicznych funkcji?

Waid zaczyna serię od wysokiego C, ponownie pozbawiając protagonistę mocy tylko po to, żeby wysłać go w sam środek komiksowej space opery. Jako że podobny zabieg (utraty mocy) widzieliśmy na przestrzeni kilkunastu ostatnich zeszytów, liczyłem po cichu, że po przebudowaniu fundamentów postaci przez Aarona i eksperymentach Catesa, wreszcie dostanę coś mocno klasycznie osadzonego w postaci, na co wskazywałaby dotychczasowa twórczość Waida.  Wesoła kosmiczna przygoda, która wypełnia pierwszą połowę tego tomiku, jest ciekawym pomysłem, jednakże można odnieść wrażenie, że mogłaby zostać gładko przepisana na dowolnego bohatera z zachowaniem istotnych elementów fabuły. Do tego znaczne skondensowanie czasu w ramach wyprawy naszych bohaterów będzie się przekładało na przeskakiwanie pomiędzy kadrami z planety na planetę oraz przeładowanie narracją bloczkową. Będzie więc gigantyczny kosmos Marvela, ale pokazywany w sposób mocno wyrywkowy. Nie zrozumcie mnie źle – jest to dobrze rzemieślniczo poprowadzona historia, tyle że dość oryginalna jak na fakt, że z racji „jedynki” na grzbiecie sięgną po nią osoby kojarzące setup otaczający Doktora Strange'a i mogą być dość mocno zaskoczone. Do tego, w zakresie fabularnej motywacji, samo wyruszenie naszego pozbawionego mocy bohatera samotnie w kosmos wydaje się być skrajnie pretekstowe i niezbudowane na niczym poza scenariuszową potrzebą. W sumie jeżeli chcielibyśmy czytać przygodowe, międzygwiezdne opowieści, to mamy sporo komiksowych alternatyw, w praktyce bardziej spójnych i świeżej napisanych. No chyba że znacie już doskonale postać naszego protagonisty i oczekujecie nowych, nieoczywistych wyzwań oraz pewnego zamieszania połączonego ze zmianami status quo (a jednocześnie przymkniecie oko na napisane pośpiesznie zawiązanie intrygi). W drugiej połowie historii będzie już bardziej klasycznie zarówno pod kątem zagrożeń, jak i otoczenia naszego bohatera, ale dziwny kosmiczny posmak historii już z nami pozostanie.

Graficznie będzie bardzo solidnie, choć bez magicznych (a jakże) fajerwerków. Tomik budują nam rysunki Jesusa Saiza, a następnie Javiera Piny, czyli hiszpańskich ilustratorów znanych doskonale czytelnikom wydanej w Polsce serii „Kapitan Ameryka: Steve Rogers”. Będzie więc umiarkowany komiksowy realizm, miejscami ze zbyt dużą dawką obróbki cyfrowej lub nieprzykładający wagi do szczegółów teł czy detali, od czasu do czasu trącący gładką, woskową strukturą postaci. Z kolei w dziesiątym, jubileuszowym zeszycie serii dostaniemy prace kilku charakterystycznych, aktualnych twórców, co zawsze witam z entuzjazmem, jako że na relatywnie niewielkiej przestrzeni możemy podziwiać dystynktywne style różnych ilustratorów, bez podmianek w głównej historii.

Wydanie polskie pierwszego tomu „Doktora Strange'a” to standardowy Marvel Fresh, czyli wariant miękkiej oprawy ze skrzydełkami w standardzie dotychczasowych Marvel Now!/DC Odrodzenia, tyle że z białym grzbietem. W środku znajdziecie dwie pierwsze historie serii, zeszyt jubileuszowy oraz zestaw kilkunastu okładek alternatywnych. Na zachętę poza zapowiedzią tomu „Thor Odrodzony” czekają na Was polecajki poprzedniej serii „Doktora Strange'a” oraz serii „Avengers” od Jasona Aarona.

Podsumowanie

Jeżeli szukacie dobrego miejsca na rozpoczęcie przygody z Najwyższym Czarodziejem, to nadal seria Jasona Aarona będzie lepszym wyborem. Na starcie bowiem zamiast śledzić spodziewane przygody mistycznego Doktora dostaniecie wariancje w klimatach space opery z magią gdzieś tam na drugim czy trzecim planie. Tym samym do tej pozycji mogę odesłać z czystym sumieniem wyłącznie tych, którzy przeczytali już wszystkie pozostałe dostępne w Polsce pozycje ze Strange'em i z jednej strony są nadal głodni tego bohatera, z drugiej są otwarci na odrobinę zmian wokół jego klasycznego status quo. Spodziewałem się czegoś nieco innego, co nie znaczy, że w oderwaniu od moich oczekiwań ta pozycja może nie okazać się dla Was ciekawą rozrywkową lekturą. Tyle tylko, że mało w niej tego komiksowego mięsa, dla którego po nią sięgnąłem.

Oceny końcowe

3+
Scenariusz
4+
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
4
Przystępność*
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum. 

Specyfikacja

Scenariusz

Mark Waid

Rysunki

Javier Piña, Jesús Saiz

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

Kolor

Liczba stron

264

Tłumaczenie

Weronika Sztorc

Data premiery

25 sierpnia 2021

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont/Marvel