Elisha Cook Jr. – ikona drugiego planu kina noir
Filmową karierę rozpoczął w iście amerykańskim stylu – od produkcji powstałej w nowojorskim garażu. Przez ponad sześć dekad pojawiał się na teatralnych deskach oraz dużym i małym ekranie. Grywał w komediach, musicalach, westernach, kryminałach i horrorach, a jego nazwisko widnieje między innymi na liście członków obsady „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego. Szczególnego miejsca w historii kina Elisha Cook Jr. nie zawdzięcza jednak głośnym horrorom czy pokaźnej liczbie obrazów w dorobku. Trafił tam za sprawą często niewielkich ról w filmach noir.
Pora na kolejną wyprawę do krainy spowitej mrokiem i deszczem. Tym razem spotkamy przestępców, tchórzy i nieszczęśników, których łączy jedno – charakterystyczne oblicze Elishy Cooka.
Elisha Cook Jr. i Marie Windsor w „Zabójstwie”.
W świecie filmu Elisha Cook Jr. zadebiutował już w 1930 roku. Jednakże, nakręcone w nowojorskim East Side „Her Unborn Child” trudno określić mianem prawdziwego startu jego kariery na srebrnym ekranie. Ta rozpoczęła się na dobre dopiero sześć lat później, gdy po sukcesie sztuki „Ah,Wilderness!” Cook wrócił do grania przed kamerami. Zanim to się stało, otrzymał od ojca swojego przyjaciela radę, która pokierowała jego losami. Owen Davis, dramaturg i zdobywca Nagrody Pulitzera, miał mu powiedzieć:
Junior, pojedziesz tam (do Hollywood – dop. KŚ) i pojawisz się w wielu złych filmach. Jeśli chcesz to rozegrać mądrze, to wybieraj małe role – wtedy nigdy nie będą mogli na ciebie zrzucić winy.
Jak, po zacytowaniu tych słów, dodał sam Cook – „od tamtej pory właśnie to robiłem”. Postępowaniu w zgodzie z tą decyzją sprzyjała też dość krytyczna ocena własnych możliwości. W jednej z rozmów aktor stwierdził:
Zawsze czułem, że nigdy nie udźwignąłbym całego filmu. To wymaga talentu. (...) Niewielu ludzi go ma, ten prawdziwy talent. Bogart go miał. Spence (Tracy – dop. KŚ) go miał. Brando go miał.
Pierwsze lata w Hollywood minęły Cookowi głównie pod znakiem komedii i musicali, choć zdarzały się też i inne produkcje. Jedną z nich była przygodowa „Załoga nieustraszonych”. Z dużą pewnością można powiedzieć, że udział w filmie Johna Forda na długo zapadł Cookowi w pamięci. Podczas kręcenia jednej ze scen aktor stracił kawałek kciuka.
Będąc lżejszym o pół palca i bogatszym o nowe doświadczenia Cook brnął dalej ścieżkami filmowych krain aż pewnego razu zawędrował do miejsca, które już niedługo stanie się siedliskiem mroku i zepsucia. Kolejny etap w życiu aktora nierozerwalnie złączył się z nowym rozdziałem w historii amerykańskiego kina. Oto w Stanach Zjednoczonych narodził się styl. Nie nadano mu jeszcze nazwy (ta pojawiła się nieco później i niczym Statua Wolności też przybyła z Francji), ale już był na tyle wyraźny, by skierować wielu twórców na swoje szlaki. Podwaliny pod Nowe pomógł kłaść nikt inny, jak właśnie bohater niniejszego tekstu.
Humphrey Bogart i Elisha Cook Jr. w „Sokole maltańskim”.
W 1940 roku na ekrany kin trafił „Stranger on the Third Floor”, a już w następnym roku widzowie mogli obejrzeć obraz często określany mianem pierwszego filmu noir. Mowa oczywiście o „Sokole maltańskim” w reżyserii Johna Hustona. W obu wystąpił Elisha Cook Jr. We wcześniejszym dziele zagrał jeszcze osobę niesłusznie oskarżoną o popełnienie przestępstwa, ale już u Hustona wcielił się w owładniętego żądzą mordu opryszka. Druga z wymienionych ról na dobre odcisnęła wyraźne piętno na karierze aktora, który od tej pory zaczął kojarzyć się z czarnym kinem i osobami raczej nie postępującymi w zgodzie z literą prawa. W 1941 do kin zawitało też „I Wake Up Screaming”. Tę dziś już nieco zapomnianą historię morderstwa modelki także można określić mianem filmu noir. Poza stylem, wspomniane tytuły łączy jeszcze jedno – zapadający w pamięć Cook Jr.
Wracając do samego „Sokoła maltańskiego”. Było kilka powodów, dla których Cookie – jak nazywali go znajomi – polubił tę opowieść o ludziach goniących za marzeniami ucieleśnionymi pod postacią cennej statuetki (tytułowy Sokół). Pierwszym z nich była osoba reżysera, drugim możliwość zagrania niezbyt przyjemnego jegomościa (aktor utrzymywał, że „uwielbia grać dupków”), a trzecim charakter bohaterów i fakt, że nie ma tu ani jednej porządnej osoby. Cook świetnie rozumiał zasady rządzące czarnym kinem.
Elisha Cook Jr. w „Tajemniczej damie”.
Nie sprawiło to jednak, że aktor na dobre związał się wyłącznie z produkcjami tworzonymi w tym stylu, a gdy się decydował na powrót w mroczne zaułki, to zaangażowanie i znajomość zasad nie chroniły go przed występami w średniakach. Im jednak nie zamierzam poświęcać miejsca, a w zamian za to przypomnę o filmie, którego z pewnością nie można nazwać niezbyt udanym albo wręcz kiepskim. W „Tajemniczej damie” Robert Siodmak ukazuje poczynania Carol Richman – zadurzonej w swoim szefie sekretarki, która postanawia udowodnić, że jej ukochany jest niewinny. Cook wcielił się tutaj w członka orkiestry, któremu od gry na perkusji bardziej zależy na podrywaniu atrakcyjnych kobiet zajmujących miejsca w pierwszym rzędzie. Jego Cliff jest odpowiednio niepokojący, obleśny i niebezpieczny, a przy tym też tchórzem podszyty. To jedna z najlepszych kreacji w dorobku aktora. Przy pomocy Cliffa dobitnie przypomina się też widzom, że w świecie filmów noir paskudne są nie tylko kobiety i nie tylko femme fatale czekają na swoje ofiary niczym pająki na muchy.
Cook zaliczył również ważny występ w „Wielkim śnie” Howarda Hawksa. W tej klasycznej opowieści Philip Marlowe (Humphrey Bogart) rozpoczyna pozornie proste śledztwo w sprawie szantażu, lecz cała sprawa szybko się komplikuje i rozrasta. W pewnym momencie na drodze detektywa staje niejaki Harry Jones (Cook). Nie chcę zdradzać zbyt wiele, więc napiszę tylko, że jest to jedna z tych postaci, które co prawda otrzymały niewiele czasu ekranowego, ale wykorzystały go do maksimum. Cook wypadł tu popisowo i ciężko zapomnieć o jego roli. Mało tego, trudno mi wyobrazić sobie kogokolwiek innego na jego miejscu. „Wielki sen” i rok młodsze „Born to Kill”, gdzie Cook zagrał przyjaciela tytułowego urodzonego mordercy, umocniły pozycję aktora na szczycie podium ikon drugiego planu filmów noir. Za sprawą przywołanych pozycji można też nazwać Cooka Seanem Beanem tamtych lat.
Marilyn Monroe i Elisha Cook Jr. w „Proszę nie pukać”.
Niewiele brakowało, a wspomniane produkcje byłyby ostatnimi, godnymi uwagi w dorobku Cooka. Przez konflikt dotyczący płacy, aktor na jakiś czas zamienił scenariusz na łopatę a plan zdjęciowy na plac budowy. Przez moment nawet nie był on pewien, czy kiedykolwiek wróci przed kamerę. Na szczęście tak się stało i w 1951 roku do kin wszedł dramat „Proszę nie pukać”. Ukazano w nim losy opiekunki do dziecka (Marilyn Monroe), która niedawno opuściła szpital psychiatryczny. O ile mam kilka zastrzeżeń do samego filmu, tak pod względem aktorskim cała obsada zaprezentowała się tu co najmniej dobrze. Oczywiście tyczy się to też Cooka (ekranowego wujka bohaterki zagranej przez Monroe). Można nawet powiedzieć, że ponownie kradł sceny dla siebie.
Prawdziwą perłą w koronie czarnego kina i jednym z najważniejszych punktów w filmografii Cooka jest „Zabójstwo” z 1956 roku. W dziele Stanleya Kubricka Cookie wcielił się w jednego z członków grupy, która postanowiła obrabować tor wyścigowy. Jakby mało mu było zaburzonej samooceny, to na dodatek jego żoną była istna femme fatale. To nie mogło się skończyć dobrze. Wspominając film Cook stwierdził kiedyś.
„Zabójstwo” to jeden z najbardziej klasycznych i trzymających w napięciu thrillerów, jakie kiedykolwiek powstały, a do tego miał wyjątkową obsadę. Marie Windsor i ja... Później oboje mieliśmy wrażenie, że wyszliśmy poza nasze możliwości. Takie role jak ta nie trafiają się zbyt często.
Trudno się z taką oceną nie zgodzić. „Zabójstwo” to fenomenalny obraz, a występ Cooka można określić jako najlepszy w karierze aktora. Świetnie zaprezentował on bohatera targanego emocjami, pragnieniami i wyrzutami. To jedna z tych postaci, których jest żal widzowi, ale jednocześnie takich, które w pełni zasłużyły na cenę, jaką przyszło im zapłacić za swoją głupotę. Z późniejszych filmów noir, w jakich pojawił się Cook, warto wspomnieć jeszcze o „Plunder Road”, którego fabuła przedstawia losy złodziei złota. Całość jest zaskakująco podobna do „Zabójstwa”, ale Cook nie wspiął się już na wyżyny, jak to miało miejsce u Kubricka. Choć trzeba przyznać, że nadal oglądało się go dobrze i z całą pewnością nie można tej roli nazwać nieudaną.
Cook był przy narodzinach czarnego kina i pozostał jego częścią prawie do samego końca okresu klasycznego, amerykańskiego noir. Swoją przygodę z tym stylem zakończył podobnie, jak ją rozpoczął, czyli wcielając się w charakterystyczne postacie drugiego planu.
Za sprawą pozostawionej na planie energii, zaangażowania i przede wszystkim przez miłość do wykonywanego zawodu oraz wpływu, jaki przemysł filmowy ma na innych (jak wspomniał kiedyś: „Uwielbiam tę pracę. Ona uszczęśliwia ludzi”), Cookie wciąż przyciąga i sprawia, że czarne kino jest jeszcze bardziej fascynujące, niż mogłoby być.
Źródła:
- „Reel Characters. Great Movie Character Actors” (1986), aut. Jordan R. Young
- „Stranger on the Third Floor” (1940), reż. Boris Ingster
- „Sokół maltański” (1941), reż. John Huston
- „I Wake Up Screaming” (1941) reż. H. Bruce Humberstone
- „Tajemnicza dama” (1944), reż. Robert Siodmak
- „Wielki sen” (1946), reż. Howard Hawks
- „Proszę nie pukać” (1952), reż. Roy Ward Baker
- „Zabójstwo” (1956), reż. Stanley Kubrick
- „Plunder Road” (1957), reż. Hubert Cornfield
zdj. Warner Bros. / United Artists / Universal Pictures / 20th Century Fox