„BoJack Horseman” – recenzja 1. sezonu i wydania Blu-ray [opakowanie Amaray]
Soprano. White. Draper. Horseman. Złota Era Telewizji zawłaszczczona przez antybohaterów dobiegła końca, gdy w zeszłym miesiącu na platformie Netflix zadebiutowało 6 ostatnich odcinków „BoJacka Horsemana”. A jednak, by wyrwać Was z marazmu i cyklu autoodtwarzania Mr Blue na Spotify, wraz ze sklepem ZagraniczneDVD.pl zachęcamy do wyzerowania zegara w tragikomicznym biegu losów konia z depresją i grupy jego antropomorficznych przyjaciół. Przy tej okazji mamy dla Was recenzję zagranicznego Blu-raya z pierwszym sezonem przełomowej animacji. Zapraszamy do lektury.
„BoJack Horseman” sezon 1. (2014)
(dystrybucja: Manga Home Entertainment)
Serial:
Uwaga! Recenzja zawiera spoilery z 6. sezonu serialu.
„Zakończenia nie istnieją w realnym świecie, wynalazł je Steven Spielberg, a zrobił to, by sprzedać więcej biletów” – mówi w pierwszym sezonie BoJack Horseman, cyniczny koń-alkoholik z chroniczną depresją. Podobnie jak sam antybohater, w epilogi nie wierzy też Raphael Bob-Waksberg, geniusz stojący za sześcioletnią machiną, która zrewolucjonizowała oblicze animowanej narracji, czy narracji w ogóle. Pozostając wiernym przełamywaniu konwencji, Waksberg kończy „BoJacka” nie kończąc go wcale. Wysyntezowanie puenty ostatniego odcinka leży więc w rękach widzów. A ponieważ „BoJack Horseman” nauczył nas, że „nie ma zakończeń, jest tylko następny poranek”, dobrym miejscem, by jej poszukać, będzie nie finałowe pół godziny, a sam początek historii. Pozwoli on bowiem dostrzec, jak długą drogę przewędrował tytułowy bohater.
Każdy, kto podejmie pierwszy sezon „BoJacka Horsemana” po zakończeniu ostatnich odcinków, natychmiast dostrzeże, że na przestrzeni lat narracja zmieniła się diametralnie. Debiutanckie epizody to przede wszystkim ostra satyra świata showbiznesu, w żadnej mierze jednak niesięgająca tak głęboko ani tak celnie, jak już wkrótce później. Nieprzypadkowo początek serialu (pierwsze sześć odcinków) nie zjednał sobie opinii krytyków – tych samych, którzy na przestrzeni kolejnych lat mieli obwołać animację arcydziełem, a Waksberga rewizjonistą. I trudno się im dziwić. Nie dziwi się wszak i sam twórca, gdy stwierdza, że na początku brakowało mu pewności, by prowadzić „BoJacka" dokładnie tak, jak prowadzić chciał, nie usiłując zarazem wpasować się w konwencję dorosłej animacji. W pierwszych trzech, czterech odcinkach uwidaczniają się zapożyczenia ze starszych kreskówek, a grupa głównych bohaterów, ludzi i humanoidalnych zwierząt koegzystujących w hiperbolicznym Los Angeles jawi się przede wszystkim jako platforma do nieskończonych (i skądinąd fantastycznych) gagów.
Wraz z wyraźniejszą „serializacją” sygnalizującą, że BoJack, Diane, Princess Carolyn, Mr Peanutbutter i Todd nie są postaciami rodem z klasycznego sitcomu, skazanymi na odtwarzanie statusu quo, Waksberg powoli odrzuca kamuflaż. Pomiędzy kolejnymi odcinkami zaczyna funkcjonować siatka zależności, która popycha naprzód zorganizowaną historię. Z nieoszlifowanej satyry „BoJack” bardzo szybko staje się boleśnie szczerym krzywym zwierciadłem odbijającym niemal każdy z elementów pozaekranowej rzeczywistości -- wszelako takim, które nie ogranicza się do reprodukowania ironii, a wpełza do umysłów udręczonych bohaterów, by dać wyraz egzystencjalnym rozterkom. Na przestrzeni lat do „BoJacka” przylgnęła łatka animacji „smutnej”, a stało się to dlatego, że komiczne postacie uwięzione w świecie owej artystycznej fikcji desperacko poszukują konkluzji, momentów wywiedzionych żywcem ze świata celuloidowych opowieści. Tymczasem każda z decyzji przynosi trwale transformujące opowieść konsekwencje, zaś puenty i kulminacje, niezależnie jak wyczekiwane, po prostu nie nadchodzą. Kolejne wątki kończą się niesprawiedliwie, chaotycznie, często losowo, ich kształt nadać mogą wyłącznie zagubieni zakładnicy formy.
Jednym z najzabawniejszych obrazów takich długofalowych zależności jest łatwe do przeoczenia powiązanie pierwszego odcinka serialu z jego ostatnim. Wpadając w panikę, gdy Princess Carolyn porusza z nim temat macierzyństwa (tak dla bohaterki istotny w kolejnych sezonach), BoJack przewraca wózek dla dziecka, a następnie znika z kadru i (najpewniej) powoduje wypadek samochodowy. W jednym z finałowych odcinków to samo dziecko, odpowiednio wyrośnięte i wkrótce odciągnięte na bezpieczną odległość przez matkę, przygląda się BoJackowi, gdy ten bierze odpowiedzialność za swoje dawne przewinienia. W świecie serialu Waksberga konsekwencje stają się motorem napędzającym opowieść, choć połączenie niektórych punktów showrunner pozostawia widowni. Podobnie zależne od czujności odbiorców są wszystkie pomniejsze narracje, które toczą się w tle. Nie będzie przesadą, gdy powiem, że Waksberg wraz z ekipą scenarzystów i rysowników zrewolucjonizował funkcję narracyjnego „tła”. Zerkając za postacie, odkrywamy świat o niezwykle szczegółowej satyrycznej głębi. Paski kanałów informacyjnych, billboardy, reklamy, detale postaci etc. stają się w „BoJack Horseman” przestrzenią dla niewyczerpanych gagów, bezczelnych aliteracji, bezpretensjonalnych językowych „punów”, hiperboli i absurdów. Funkcjonuje tu na przykład ekskluzywna whisky nazwana „Guten Bourbon: Urban German Bourbon”, sieć supermarketów znana w rzeczywistości jako 7-Eleven staje się znacznie mniej rytmicznym 8-Twelve, katalog domu pogrzebowego skrywa rozbudowane szczegóły pakietu pochówkowego przeznaczonego dla wyjątkowo parszywego ojca, a na czele podupadającego wydawnictwa Penguin staje, jak można by się było spodziewać, pingwin (z Cincinnati). Złożone dowcipy powracają z odcinka na odcinek, a „BoJack Horseman” kryje ich w kadrze tyle, że bez wielokrotnych powtórek nie mamy szans na dostrzeżenie przynajmniej połowy z nich. Stało się to, co prawda, przy okazji innego sezonu, ale pamiętam, jak kiedyś miałem w zwyczaju pauzowanie serialu, by przyglądnąć się kolejnym elementom scenografii. Trafiłem wówczas na odwrócony do góry nogami wzór na koszulce. Odwróciwszy głowę przeczytałem: „Przestań pauzować, oglądaj”.
Przygotowanie takiego tekstu i uchowane go w relatywnie wąskich ramach stanowi nie lada wyzwanie – serial Waksberga aż prosi się o dekonstrukcję każdego z elementów składowych, toteż by się nie zagalopować (ha), ostatnim luźnym przemyśleniem wobec tych kilkunastu pierwszych odcinków będzie ich struktura. Wiemy już, że finałowe ujęcie serialu Waksberg poświęci nie jednemu bohaterowi, a dwójce – relacje, które budujemy z ludźmi to wszak ulubiony temat „BoJacka”. Cały pierwszy sezon to w gruncie rzeczy odcinki poświęcone relacjom BoJacka z innymi bohaterami. Opowiadanie historii za pośrednictwem związków, w opozycji do układania protagonisty przeciwko światu, stanie się wizytówką „Horsemana” w kolejnych sezonach – tutaj służy jako wprowadzenie, opowiadające o tym, kim jest tytułowy koń, przez pryzmat tego, jak traktuje najbliższych. Doświadczenie debiutanckich odcinków będzie najowocniejsze właśnie wtedy, gdy zakończenie serii jest już za nami. Jak piosenka „Grouplove” przypomina co pół godziny, otrzymujemy tu bowiem bajkę o koniu, który nieustannie próbuje udowodnić, że jest bardziej człowiekiem niż koniem albo bardziej koniem niż człowiekiem. W pierwszym sezonie dopiero zaczyna i jak wiemy teraz — nigdy nie przestanie. Ale, jak tłumaczy Waksberg, właśnie o to w tym wszystkim chodzi.
Obraz:
Omawiając jakość obrazu wydania „BoJacka”, po raz pierwszy zderzamy się z odpowiedzią na pytanie: „Po co mi to na Blu-ray, skoro mam to na Netfliksie?”. Z własnego doświadczenia powiem tylko, że nic mnie tak nie irytuje, jak netfliksowe utraty jakości, nierówny bufor, który złośliwie pikselizuje mi najbardziej kluczowe momenty odcinka. Zestawiając obok siebie kadry z platformy streamingowej i Blu-raya, nietrudno będzie zresztą dostrzec, że poprawie ulega jakość prezentowanego obrazu. Stworzone ręcznie akwarelowe tekstury stają się na błękitnym krążku znacznie wyraźniejsze, podobnie szczegóły tła, tak istotne w odbiorze serialu, są tu nieco łatwiej dostrzegalne. Co więcej, sam ruch narysowanych bohaterów następuje z minimalnie większą płynnością. Ogółem, nie uświadczymy tu szczególnych przełomów, ale trudno też doszukać się jakichkolwiek mankamentów.
Dźwięk:
Obecny na płytce dźwięk DTS-HD Master Audio 5.1 (na okładce znajdziemy błędną informację o formacie Dolby TrueHD 5.1) nie budzi najmniejszych zastrzeżeń. Dźwięki środowiskowe wybrzmiewają z przyjemnym poczuciem przestrzenności, faworyzowane zaś kwestie dialogowe wypadają ostro, wyraźnie i precyzyjnie. Zapis kładzie znakomity nacisk na wstawki muzyczne – świetnie wypadają zwłaszcza czołówki w każdym z odcinków. Motyw „BoJacka” w kompozycji Patricka i Ralpha Carneyów otrzymuje nieco więcej uwagi i struktury, zwłaszcza niższe tony dudnią z przyjemnym, ciepłym rezonansem.
Należy też zaznaczyć, że na płytce nie odnajdziecie polskiej wersji językowej. Wydawnictwo jest więc przeznaczone wyłącznie do znających język angielski odbiorców. Szczęśliwie -- dystrybutor zadbał, by na płytce zawrzeć napisy angielskie, bez których mi osobiście nie sposób byłoby się w przypadku BoJacka obyć.
Materiały dodatkowe:
Obok chęci postawienia wydania na półce, materiały dodatkowe są chyba najwyraźniejszym powodem, by nabyć „BoJacka” na Blu-rayu. Najfajniejszym dodatkiem jest z pewnością komentarz twórców do każdego odcinka. Usłyszycie tu między innymi głosy showrunnera serialu Raphaela Boba-Waksberga (który pojawia się w niemal każdym komentarzu), Willa Arnetta (BoJack), Amy Sedaris (Princess Carolyn), Paula F. Tompkinsa (Mr Peanutbutter), scenarzystę Petera Knighta i designerkę produkcji Lisę Hanawalt. Ekipa dzieli się dygresyjnymi przemyśleniami dotyczącymi fenomenu „BoJacka” i szczegółami procesu produkcji; nieco rzadziej natomiast omawia poszczególne elementy każdego z odcinków. Dla fanów serii będzie to prawdziwa atrakcja.
W ramach pozostałych dodatków na uwagę zasługuje przede wszystkim pełny pierwszy odcinek serialu w niepokolorowanej wersji „work in progress”, zawierający alternatywne wersje niektórych postaci, w tym samego BoJacka i Todda. Znajdziemy tu też parominutowe zestawienie „side-by-side” wykończonej animacji finałowego odcinka sezonu i szkiców koncepcyjnych. W tym przypadku opcjonalnym wyborem jest też włączenie komentarza jednego z artystów stojących za animacją.
Opis i prezentacja wydania:
„BoJack Horseman” doczekał się wydania w klasycznym opakowaniu Amaray. Całości dopełnia kartonowy sleeve, odwzorowujący grafikę zdobiącą plastikowe pudełko. Grafikę wyselekcjonowaną na okładkę zaczerpnięto z jednego z popularniejszych plakatów wczesnych sezonów serii. Wewnątrz opakowania odnajdziecie dwa krążki Blu-ray z ładnymi, zróżnicowanymi nadrukami. Warto dodać, że okładka jest obustronna – wewnątrz opakowania przez niebieski plastik prześwituje ładnie zorganizowana rozpiska zawartości wydania.
Specyfikacja wydania:
|
Dystrybucja |
Manga Home Entertainment |
|
Data wydania |
28.10.2019 |
|
Opakowanie |
Amaray |
|
Czas trwania [min.] |
305 |
|
Liczba nośników |
2 |
|
Obraz |
Aspect Ratio: 16:9 Anamorphic |
|
Dźwięk oryginalny |
DTS-HD Master Audio 5.1 angielski |
|
Polska wersja |
Brak |
Podsumowanie
Różnica między „BoJackiem” na Blu-rayu a Netfliksem jest mniej więcej taka, jak między winylem a Spotify. Kolekcjonerzy zrozumieją. Wydawnictwo Shout! Factory i dystrybutora Manga oferuje minimalnie poprawki względem oprawy serialu, ale przede wszystkim daruje unikalną możliwość doświadczenia 12 pierwszych odcinków w towarzystwie twórców. Oglądaliście „BoJacka” na Netfliksie, a na Blu-rayu będziecie go studiować. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że serial Waksberga na to zasługuje.
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
Pierwszy sezon „BoJacka Horsemana” na Blu-ray znajdziecie na:
- ZagraniczneDVD.pl 169,00 zł
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego serdecznie dziękujemy sklepowi ZagraniczneDVD.pl.
Zdj. Netflix