Disney nie rezygnuje z kina, ale mocno stawia na platformę Disney+ i podnosi cenę
Zgodnie z zapowiedzią Disney wykorzystał Dzień Inwestora do ujawnienia swoich nowych produkcji ze świata Marvela, Pixara oraz „Gwiezdnych wojen”. Zostaliśmy wręcz przygnieceni masą nowych projektów, ale wszystkie te zapowiedzi sprowadzały się także do ujawnienia nowej strategii studia, które próbuje znaleźć odpowiednie rozwiązanie na kryzys wywołany pandemią. Jak Disney zaplanował swoją dystrybucję na 2021 rok i czy zdecydował się na tak drastyczne metody, jak wytwórnia Warner Bros.?
Po tym, jak studio Warner Bros. postanowiło stanowczo i – jak się później okazało – w oczach branży zbyt radykalnie podejść do kryzysu w kinowej branży, wszyscy obserwatorzy czekali na to, jak Disney zareaguje na ruch swojego konkurenta i czy również zdecyduje się na zmarginalizowane kinowego segmentu. Przypomnijmy, że Warner, nie przebierając w półśrodkach, ogłosił, że wszystkie jego filmowe premiery 2021 roku trafią tego samego dnia na platformę HBO Max i do kin, co dało jasny sygnał, że studio chce jak najszybciej naprawić słaby start swojej platformy streamingowej, która może jak na razie liczyć na nieco ponad 12 mln aktywnych użytkowników.
Disney mający bezapelacyjną przewagę pod względem liczby klientów na streamingowym rynku – z serwisu Disney+ korzysta już ponad 86 mln użytkowników – mógł pozwolić sobie na zdecydowanie łagodniejszą odpowiedź i postanowił nie rezygnować z kinowych premier na wyłączność (przynajmniej na razie).
Zacznijmy jednak od tego, że po ujawnieniu kosmicznej liczby nowych projektów, o których pisaliśmy w poprzednich newsach na Filmożercach, studio Disneya ogłosiło, że cena miesięcznego abonamentu serwisu Disney+ zostanie podniesiona zarówno dla klientów ze Stanów Zjednoczonych, jak i Europy. Od marca 2021 roku Amerykanie będą płacili za miesięczną możliwość oglądania produkcji Disneya już $7,99 (wzrost o $1), a mieszkańcy Europy zapłacą €8,99 (wzrost o €1). Po zapowiedzeniu tak wielu filmowych i serialowych produkcji Disney mógł sobie pozwolić na tego typu podwyżkę, mając świadomość, że jego platforma mimo tak bogatej oferty nadal pozostanie najtańszym serwisem wśród stramingowych gigantów. Miesięczny abonament Netfliksa w USA wynosi bowiem $14, a jeszcze więcej, bo $14,99, trzeba zapłacić w Stanach Zjednoczonych za miesięczny dostęp do HBO Max.
Mimo że Disney nie zamierza rezygnować z kinowej dystrybucji, to studio kontynuuje mocne promowanie swojej platformy streamingowej. Wśród ogłoszonych niemal 100 filmów i seriali zdecydowana większość trafi właśnie do Disney+, a koszt inwestycji w oryginalne produkcje wyniesie w ciągu najbliższych kilku lat od 8 do 9 miliardów dolarów. Łącznie do 2025 roku Disney chce zainwestować we wszystkie swoje trzy platformy streamingowe od 14 do 16 mld dolarów.
Studio zakłada, że inwestycja przełoży się na pozyskanie około 300 do 350 milionów łącznych subskrypcji swoich platform do końca 2024 roku – obecnie serwisy streamingowe gromadzą 137 mln klientów, z których 86,8 mln przypada na Disney+, kolejne 38,8 mln na Hulu i następne 11,5 mln na ESPN+. Główną siłą napędową platformy będą oczywiście seriale Marvela i „Gwiezdnych wojen” – każda z marek otrzyma po 10 seriali oryginalnych w ciągu najbliższych pięciu lat.
Bob Chapek stojący na czele Disneya zauważył jednak, że w poprzednim roku Disney zebrał z kas kin 13 mld dolarów i wytwórnia nie może zrezygnować z tak dużego źródła przychodu, które przyczyniło się do zbudowania ogromnej rozpoznawalności marek Disneya.
W zeszłym roku zebraliśmy 13 miliardów dolarów z kin i to spore osiągnięcie. Zbudowaliśmy te franczyzy przez kinowe premiery. Chodzi o równowagę i podążanie za konsumentem podczas zmieniających się czasów. Musimy być elastyczni, aby odczytywać wszystkie wskazówki, niezależnie od tego, czy jest to COVID, czy zmiana zachowań konsumentów, abyśmy mogli podejmować dobre decyzje.
Do kin trafiały będą więc przede wszystkim najbardziej rozpoznawalne marki, czyli filmy Marvela – studio podtrzymało przyszłoroczną premierę filmu o Czarnej Wdowie i zapowiedziało, że wszystkie z nowo ogłoszonych produkcji tworzone są z myślą o kinowej premierze („Fantastyczna czwórka”). Podobnie sytuacja wygląda z filmami osadzonymi w uniwersum „Gwiezdnych wojen” – w grudniu 2022 roku do kin trafi film, którego reżyserem będzie Taika Waititi, a rok później na dużym ekranie zamelduje się produkcja „Star Wars: Rogue Squadron” od Patty Jenkins.
Potwierdziły się więc wczorajsze przecieki sugerujące, że studio chce podzielić dystrybucję swoich produkcji na trzy kanały. Oprócz najbardziej rozpoznawalnych produkcji, które otrzymają tradycyjną premierę w kinach, część filmów, takich jak aktorskie wersje animacji „Piotruś Pan” oraz „Pinokio” z Tomem Hanksem, nie pojawi się na dużym ekranie i zaliczy debiut wyłącznie na platformie Disney+, a widzowie nie będą musieli ponosić dodatkowych opłat za ich obejrzenie. Trzecią opcją dystrybucji filmów będzie usługa Premier Access, którą Disney testował przy okazji filmu „Mulan”. W tym przypadku za obejrzenie filmu użytkownik platformy Disney+ będzie musiał uiścić dodatkową opłatę, a pierwszą tego typu produkcją będzie „Raya And The Last Dragon”, która zadebiutuje 12 marca 2021 roku. Co jednak istotne, tego samego dnia film pojawi się także w kinach, co oznacza, że Disney w tym przypadku pójdzie tą samą drogą, którą wybrał Warner Bros.
źródło: deadline.com / zdj. Disney