Altered Carbon -  przedpremierowa recenzja serialu

2 lutego na platformie Netflix zadebiutuje nowy serial pod tytułem Altered Carbon, na podstawie klasycznej powieści cyberpunkowej autorstwa Richarda K. Morgana. Widzieliśmy już pierwszy sezon i mamy dla Was przedpremierową recenzję.

„Altered Carbon” to serial powstały na podstawie klasycznej cyberpunkowej powieści autorstwa Richarda K. Morgana „Modyfikowany węgiel”. Sama zaś książka otrzymała prestiżową nagrodę imienia Philipa K. Dicka za najlepszą powieść science-fiction w roku 2003. Już sam ten fakt, a także to, że za serial wziął się Netflix, powinno skłonić fanów tego gatunku do bacznego przyjrzenia się serialowi.

„Altered Carbon” rozgrywa się w dosyć odległej przyszłości, bo około 300 lat od czasów obecnych. Nowe technologie zupełnie zmieniły społeczeństwo, a możliwość wiecznego życia dla wybranych sprawiła, że ludzkość zmieniła swoje priorytety życiowe oraz wierzenia religijne. Odkąd śmierć nie jest już końcem doczesnego istnienia, a każdy człowiek może przenieść swoją świadomość do innej powłoki, nastąpiły poważne zmiany w społeczeństwie. W takiej rzeczywistości spotykamy głównego bohatera serialu, Takeshiego Kovacsa (w tej roli Joel Kinnaman, znany z nowej wersji „RoboCopa”, niezbyt udanego „Legionu Samobójców” czy chociażby nakręconego także dla Netflixa wybitnego serialu „House of Cards”). Jest on jedynym ocalałym żołnierzem elitarnej, międzygalaktycznej jednostki, rozbitej w trakcie powstania przeciwko nowemu Protektoratowi. Skazaniec z umysłem uwięzionym w lodzie na 250 lat zostaje w końcu przywrócony do życia. Wszystko dzięki niewyobrażalnie bogatemu i długowiecznemu Laurensowi Bancroftowi (w tej roli James Purefoy – aktor dobry, ale niemający szczęścia do udanych produkcji, jak chociażby „Solomon Kane: Pogromca Zła” czy „Żelazny rycerz”), który oferuje Kovacsowi szansę na powtórne życie. Nie ma jednak nic za darmo. Obdarzony licznymi talentami Takeshi musi podjąć się śledztwa w sprawie morderstwa... samego Bancrofta.

Intrygująca fabuła to tylko punkt wyjścia dla kolejnego, naprawdę udanego serialu stacji Netflix. Dość tylko powiedzieć, że wraz z kolejnymi epizodami, a jest ich dziesięć i każdy trwa po niespełna godzinie, mamy okazję podążać za zgrabnie napisaną historią. Zawiłości fabuły powodują, że widz nie potrafi oderwać się od pochłaniania kolejnych odcinków, a scenarzyści, których w serialu jest aż siedmiu, oraz reżyserzy, tych z kolei mamy sześciu, przez swoją spójną wizję tworzą świat, którym jesteśmy szczerze zafascynowani. Wyobraźmy sobie świat przyszłości będący połączeniem klimatu „Blade Runnera” w reżyserii Ridleya Scotta z wszechogarniającym poczuciem inwigilacji i niebezpieczeństwa à la „Pamięć absolutna” Paula Verhoevena. W sam środek takiego świata wrzucony zostaje bohater grany przez Joela Kinnamana. Grany świetnie – to należy od razu podkreślić. Kovacs to połączenie Humphreya Bogarta w roli Ricka Blaine'a z „Casablanki” z Johnem Constantinem z filmu, w którym tytułową rolę „Constantine’a” odgrywał Keanu Reeves. Krótko mówiąc, mimika, gesty i zdawkowe słowa, które znaczą więcej niż całe zdania. Kinnaman ma w końcu szansę zaistnieć na stałe w świadomości kinomaniaków. Zresztą dobrych występów jest tutaj znacznie więcej: Chris Conner – grający właściciela lokalu „The Raven” – jako humanoidalny hologram o imieniu Poe urzeka swoją bezkompromisowością, lojalnością, a także – co ciekawe – poczuciem humoru. Ato Essandoh – kolejna znacząca postać w serialu – bardzo dobrze wypada u boku Kinnamana, a ich wspólne sceny iskrzą i bawią. W końcu oficer Ortega (w tej roli Martha Higareda), nie tylko zachwyca urodą, ale także determinacją i odwagą. Policjantka z krwi i kości, której rola odgrywa znaczące miejsce w fabule serialu. Postaci można by mnożyć, a większość z nich jest naprawdę wielowymiarowymi bohaterami z krwi i kości, umiejącymi zaskoczyć nieszablonowymi działaniami. Autentyczności bohaterom dodają również dobrze napisane dialogi, których świetnie się słucha, a ich wielokulturowość wypada wręcz fenomenalnie! Nie można zapomnieć także o muzyce, która jest bardzo dobrym uzupełnieniem wielu scen. Jeśli do tego dorzucimy kilka niezłych scen erotycznych (ciekawe czy serial otrzyma kategorię 18+?) oraz scen walk („Immortal Iron Fist” mógłby ich pozazdrościć swoją drogą), wtedy otrzymamy mieszankę naprawdę wybuchową!

Altered Carbon_02.jpg

„Altered Carbon” to jednak, na szczęście, nie tylko serial kryminalny z otoczką science-fiction. Jak przystało na cyberpunkową opowieść, znajdziemy tutaj także ciekawe tematy poruszające kwestie etyki i tego, jak może zmienić się jej postrzeganie w przyszłości. Jeśli istnieje możliwość życia niemalże wiecznego, to czy wartości takie jak uczciwość, moralność i wierność nadal będą istnieć? Świat przedstawiony to miejsce, w którym istnieją zdegenerowane jednostki. Niebojące się ryzykować własnym życiem, gdyż może ono zostać przywrócone przez bogatego zleceniodawcę. Torturujące wrogów w niewyobrażalny sposób przy użyciu nowoczesnych technik i sztuczek, generowanych komputerowo przy użyciu oprogramowania i aplikacji wykorzystujących ludzką podświadomość i ukryte lęki. Rzeczywistość za 300 lat od teraz, chociaż barwna i atrakcyjna wizualnie, nie jest przyjazna przeciętnemu mieszkańcowi. Moralność została także zastąpiona przyjemnością, a ludzie, żyjąc w coraz to nowych powłokach, już dawno nie pamiętają, kim byli w przeszłości. W „Altered Carbon” nierzadko mamy też do czynienia z szokującymi zwrotami akcji i  odkryciami dotyczącymi głównych postaci. W serialu pojawia się także aspekt religijny. Czy nadal możemy uważać, że to istota boska sprowadziła nas na ten świat i to ona decyduje o naszych losach? Czy to do Boga należy się modlić i powierzać mu własny los, jeśli ludzie wiedzą, jak przenosić świadomość człowieka do innego ciała i żyć wiecznie? A może w pewnym momencie należy powiedzieć sobie dość i pogodzić się ze śmiercią? Czy lepiej oddać się wierze i podążyć za tym, co nieznane, będąc pełnym obaw, ale też nadziei w łaskę i miłość Stwórcy? Czy też lepiej walczyć o doczesność, o fundusze na kolejne ciało, w którym spędzimy kolejne, może tym razem lepsze lata swojego życia? Pytania takie padają, ale już od nas samych zależą odpowiedzi na nie.

„Altered Carbon” rzuca nas na kolana stroną wizualną. Tutaj każda scena w mieście, po którym chodzi Takeshi Kovacs, wydaje się oślepiać swoim blaskiem. Niektórzy może powiedzą, że jest zbyt kolorowo i pięknie, jednak jest to pozorne. Rewelacyjną sceną jest moment, kiedy główny bohater idzie po raz pierwszy ulicami miasta bez założonego blokera reklam. Natychmiastowo zostaje on wirtualnie zaatakowany przez dziesiątki nachalnych reklam, które są tak wyraziste, że nie można odróżnić ich od rzeczywistości. Niesamowita scena, która skłania nas do przemyśleń, że  tak właśnie może wyglądać nasza przyszłość. Docelowa reklama skierowana do potencjalnego kupca, którego upodobania są określane przez jego preferencje na Facebooku, listę zakupową z aplikacji na jego komórce, zdjęcia z miejsc podróży przechowywane w chmurze oraz płatności przy użyciu karty kredytowej. Zapewne już za kilka lat wchodząc do galerii handlowej, dostaniemy dziesiątki ofert sprecyzowanych dokładnie pod nasze gusta. Za kilkadziesiąt lat zapewne będziemy musieli wykupywać abonament, który nas od tego ochroni. Za kilkaset lat... będzie tak, jak w najnowszym serialu Netflixa? Cóż, mam nadzieję, że nie, ale kto to może wiedzieć? Niemniej, warto ten serial obejrzeć, aby przekonać się, jakie wizje przyszłości mogą stać się realną perspektywą w niektórych aspektach życia.

Altered Carbon_03.jpg

Sumując: serial „Altered Carbon” pojawił się dosyć niespodziewanie i jestem przekonany, że od razu znajdzie bardzo duże grono zwolenników. Nie ukrywam, że przydałaby mu się głośniejsza kampania reklamowa, bo zwyczajnie na nią zasługuje. Bogaty i niesamowicie wciągający świat przedstawiony w serialu, masa charakterystycznych bohaterów, dobrze napisanych pod względem scenariusza i naprawdę nieźle zagranych, oraz wciągająca fabuła – to wszystko może złożyć się na serial, który uzyska status kultowego w kręgach miłośników science fiction. Jeśli więc chcecie w najbliższym czasie obejrzeć dobry serial, a po cichu liczycie na kontynuację, polecajcie go swoim znajomym – tak jak czynię ja w powyższej recenzji. Nie pożałujecie!

Ocena: 5/6

źródło: Netflix