„Providence” tom 1 – recenzja komiksu

17 lipca swoją premierę miał pierwszy tom serii „Providence” wydany w ramach linii wydawniczej Mistrzowie Komiksu. Jak wypada historia mistrza komiksu, Alana Moore'a? Zapraszamy do lektury naszej recenzji.

„Neonomicon” Alana Moore'a mnie zaskoczył. Nie dlatego, że był pełny motywów prosto z dzieł H.P. Lovecrafta – tego się spodziewałem. Również nie dlatego, że występowała tu rzadka mieszanina obiecujących pomysłów i topornie prowadzonych wątków (okraszonych porno z udziałem jaszczuroludzi). „Neonomicon” zaskoczył mnie jako historia stworzona właśnie przez Alana Moore'a – komiks był zupełnie inny niż cokolwiek innego od tego scenarzysty, co znałem wcześniej. Mimo że ciężko o pozytywną recenzję tej pozycji – i w sumie się nie dziwię – to zapowiedzi „Providence” były dla mnie obiecujące. Sugerowały większe związanie z oryginalnymi protagonistami historii H.P. Lovecrafta, zarówno pod względem postaci głównego bohatera, okresu, w którym opowiadana jest historia, jak i zawiązania akcji. Istny powrót do korzeni. Mimo to żywe wspomnienia „Neonomiconu” skutecznie powstrzymały mnie od sięgnięcia po „Providence” w oryginale. Kiedy pojawiły się pierwsze informacje dotyczące wydania polskiego, pochodzące pierwotnie od innego wydawnictwa, wróciłem do tematu, śledząc kolejne perturbacje, aż ostatecznie licencję przejął nie kto inny jak Egmont. Czy warto było czekać? Według mnie tak, ale po kolei.

Jest rok 1919. Właśnie zakończyła się Wielka Wojna. Robert Black — nasz protagonista — to dziennikarz nowojorskiego „Heralda”, któremu marzy się stworzenie własnej książki. Pytanie tylko o czym miałaby być, a jedyne czego Robert jest pewien to, że powinna poruszać jakiś ważny temat. Pewnego popołudnia redakcja staje przed wyzwaniem nagłego zapełnienia połowy strony kolejnego wydania „Heralda” i rozpoczyna się gorączkowe poszukiwanie wdzięcznego tematu. Ostatecznie szef Roberta stawia na zaproponowany w dyskusji artykuł o książce, która miałaby doprowadzać czytelników do pomieszania zmysłów, a nawet do samobójstw. Robert udaje się więc na spotkanie z niejakim Doktorem Alvarezem, autorem eseju o kontrowersyjnym dziele. Alvarez okazuje się tajemniczym mężczyzną zafascynowanym metodami przedłużenia ludzkiego życia poprzez obniżenie temperatury dzięki eksperymentalnemu systemowi chłodzenia pomieszczeń. Nadto w rozmowie wskazuje jakoby niebezpieczne książki, o które pyta Robert, były w istocie pochodnymi arabskiego tekstu alchemicznego „Kitab Al-Hikma An-Nadżmijja” – „Księgi Gwiezdnej Mądrości”. Dodatkowo na świecie nadal miałyby istnieć grupy osób do granic żarliwej religijności zafascynowane treścią oryginalnego tekstu. Tak zacznie się podróż naszego protagonisty ku odnalezieniu nie tyle samej tajemniczej księgi, co inspiracji do stworzenia własnego, wiekopomnego dzieła. Podróż, w którą poza swoimi ambicjami i ciekawością zabierze również kilka demonów swojej przeszłości oraz w trakcie której napotka kolejne osoby, których życie odmieniło się na skutek zetknięcia z tajemniczym tekstem.

providence-t1-plansza-00-min.jpg

Świat przedstawiony w „Providence” robi niesamowite wrażenie swoją złożonością i dopracowaniem. Wielokrotnie, gdy nasz bohater pojawia się w otoczeniu innych wchodzących z nim w interakcje osób, otrzymujemy jedynie skrawki wypowiedzi, urwanych zdań, które on sam usłyszał, pozostawiając część treści naszym domysłom. Sekwencje retrospekcji są organicznie wplecione w momenty refleksji naszego bohatera, wyróżnione wizualnie i zwykle ograniczają się do pojedynczych kadrów. Wszystko to buduje tętniący życiem świat, który z rzucanych nam poszlak pozwala ułożyć właściwą historię. Do tego nasz protagonista jest sprawnie i wiarygodnie prowadzony przez poszczególne wydarzenia silnie inspirowane materiałem źródłowym – dziełami H.P. Lovecrafta – jest to jednakże ten rodzaj przetworzenia, który dobrze się przyswaja zarówno fanom materiału źródłowego, jak i tym, którzy potraktują „Providence” samodzielnie, w oderwaniu od wszelkich inspiracji. Moore nie okrada tu nikogo z pomysłów, a jedynie snuje opowieść, która określonemu, świadomemu odbiorcy zabrzmi znajomo, nie będzie przy tym ściśle adaptacją komiksową. W recenzjach spotkałem się z podkreślaniem tytanicznej pracy scenarzysty w zakresie badania źródeł i choć niewątpliwie miała ona miejsce, to nie jest główną siłą „Providence”. Na razie (na etapie czterech pierwszych zeszytów) to po prostu dobra historia, z wiarygodnie napisanymi bohaterami. W tym miejscu zauważyć trzeba, że „zaprzyjaźnianie” czytelnika z protagonistą następuje nie tylko w samym komiksie, ale również w dodatkach do każdego zeszytu. Moore poszedł bowiem w kierunku uzupełnienia fabuły przedstawionej wizualnie o raptularz prowadzony przez głównego bohatera (rodzaj notatnika stanowiący spis myśli, wierszy czy zasłyszanych anegdot), ubogacany o rysunki, broszury i artykuły, jakie nasz bohater napotyka na swej drodze. Podobny zabieg w zakresie załączania „materiałów towarzyszących”, które tworzą lub które napotykają bohaterowie historii, można znaleźć chociażby w „Strażnikach” Moore'a, „Black Monday Murders” Hickmana czy niektórych zeszytach „Transmetropolitana” Ellisa. W tym konkretnym przypadku ta dodatkowa przestrzeń jest wykorzystywana zarówno dla kronikarskiego przedstawienia wydarzeń, których wprawdzie byliśmy świadkami, ale tym razem otrzymamy je z wewnętrznej perspektywy naszego bohatera, jak również opisania wydarzeń mających miejsce pomiędzy poszczególnymi zeszytami. Pomysł o tyle ciekawy, że pozwala zachować nasze konstrukcyjne, fabularne ciastko i również je zjeść – w trakcie wydarzeń nie spowalniamy akcji wewnętrznymi wynurzeniami protagonisty w formie chociażby narracji bloczkowej, aby z kolei następnie w formie wyłącznie tekstu opisać rozterki bohatera, bez ograniczeń objętościowych bloczków narracyjnych. Rzecz gustu – osobiście tego typu dzieła łączące elementy typowej powieści graficznej, ale i elementów prozy niezwykle mi odpowiadają, mam bowiem wrażenie, że świat, w którym dzieje się historia, wiarygodnie żyje własnym życiem, a nie został jedynie powołany do istnienia w celu opowiedzenia mi tej konkretnej fabuły (jak przecież w praktyce zawsze jest).

Oprawa graficzna, podobnie jak w przypadku „Neonomiconu” i „The Courtyard”, to prace Jacena Burrowsa – czytelne, realistyczne, miejscami naturalistycznie brzydkie z idealnie podkreśloną perspektywą. Co lubię w kresce tego artysty to osiągnięcie dystynktywności postaci przy skąpym, konsekwentnym posługiwaniu się cechami charakterystycznymi jak kształt twarzy, nosa czy kości policzkowych (co wbrew pozorom nie jest tak powszechnie spotykane). Ostateczny efekt robią kolory – tu brawa dla Juana Rodrigueza. Palety kolorów sygnalizują przejścia pomiędzy teraźniejszością a sekwencjami retrospekcji. Barwy pozostają przygaszone, co uwydatnia wrażenie wszechobecnego niepokoju, a i mroczności, gdy wymaga tego sytuacja. Dodatkowo dość często plansze poszczególnych stron skomponowane są z czterech podłużnych kadrów, z których trzy zawierają standardowe, oczekiwane przedstawienie bohaterów danego zdarzenia, podczas gdy czwarty z nich przedstawia jakiś całkowicie nieoczywisty kąt obserwacji wydarzeń, niczym oczami nieznanego nam tajemniczego obserwatora. Drobny szczegół, ale wpływa na niejednoznaczny odbiór każdej, nawet naszpikowanej ekspozycją sceny dialogu.

providence-t1-plansza-01-min.jpg

Wydanie polskie może poszczycić się twardą, matową oprawą z grzbietem pasującym wizualnie do niedawno wydanego „Neonomiconu” oraz wklejką z mapą tytułowego Providence po wewnętrznej stronie okładki. Czego nie sposób pominąć, dostajemy również słowo wstępne oraz „Leksykon nawiązań do Lovecrafta” Mateusza Kopacza, niekwestionowanego znawcy gatunku. Powołany „Leksykon” zawiera trzy zapisane maczkiem strony poszczególnych motywów, wątków i postaci, jakie pojawiają się w „Providence”, wziętych bezpośrednio lub sprawnie zaimplementowanych z materiału źródłowego – dzieł H.P. Lovecrafta. Po pierwsze, dodatek uważam za fenomenalny, bo oszczędził mi masę czasu na poszukiwanie materiałów porównujących „Providence” z jego bezpośrednią inspiracją. Po drugie, byłem zadowolony z siebie, gdy rozpoznałem podczas lektury około pięciu nawiązań, więc gdy okazało się, że jest ich dużo, dużo więcej, poczułem w głębi duszy motywujące ukłucie i chęć sięgnięcia do powoływanych dzieł. Tom zawiera również okładki alternatywne poszczególnych zeszytów, których jest wyjątkowo dużo jak na pozycję niesuperbohaterską, w różnych edycjach. Wszystkie są autorstwa Jacena Burrowsa i są absolutnie fenomenalne, a jedyny minus to, że dostajemy je w miniaturach, nie ma więc szans na zbytnie przyglądanie się kunsztowi artysty i kolorysty. Na deser — zapowiedź drugiego tomu serii na październik 2019 r.

Podsumowanie

Pierwsze cztery zeszyty serii „Providence” to intrygujące i obiecujące otwarcie historii, która jawi się jako skrupulatne i kreatywne przetworzenie materiału źródłowego w postaci mrocznej twórczości H.P. Lovecrafta. Fani autora „Zewu Cthulhu” będą odnajdywać tu co rusz nawiązania i tropy, które uwielbiają, jednocześnie nowicjusze dostaną opowieść o poszukiwaniach prowadzonych przez głównego bohatera w otoczeniu wyjątkowo niepokojącej rzeczywistości. Wszystko w przepięknej oprawie wizualnej z ubogacającymi narrację dodatkami w postaci notatek protagonisty, przedruków ulotek czy rysunków, jakie napotyka podczas swojej wędrówki. Oczywiście dobre otwarcie nie zawsze oznacza globalnie satysfakcjonującą serię, ale w tym konkretnym wypadku jestem dobrej myśli. Krótko mówiąc — ma Pan moją niepodzielną uwagę, Panie Moore. Co dalej?

Oceny końcowe

5
Scenariusz
5
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
6
Przystępność*
5
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

kpSYnKxmqaWYlaqfWGao,providence_1-072.jpg

Historia została pierwotnie opublikowana w zeszytach Providence Vol. 1 #1-4 (maj-wrzesień 2005 roku).

Zachęconych recenzją odsyłamy do wpisu „Providence” – prezentacja komiksu, w którym znajdziecie obszerną galerię zdjęć oraz prezentację wideo.

Specyfikacja

Scenariusz

Alan Moore

Rysunki

Jacen Burrows

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

176

Tłumaczenie

Jacek Żuławnik

Data premiery

17 lipca 2019

źródło: Egmont / Avatar Press