Życzenie śmierci - przedpremierowa recenzja filmu

13 kwietnia do polskich kin trafi Życzenie śmierci z Brucem Willisem będące remakiem klasycznego filmu z Charlesem Bronsonem. Czy warto wybrać się do kina? Przekonajcie się.

Mając na uwadze aktualną sytuację polityczną i nieustającą debatę na temat prawa do posiadania broni w Stanach Zjednoczonych Życzenie śmierci mogłoby być odważnym głosem w zagorzałej dyskusji. Zamiast tego Eli Roth (reżyser) i Joe Carnahan (scenarzysta) obrali drogę znacznie prostszą i jak się niestety okazało marnie przemyślaną. Film wprawdzie próbuje przeprowadzić jakiś dialog, lecz bardzo szybko z niego rezygnuje na rzecz strzelania, przygniecenia, wbijania i wszelkiej maści maltretowania bandziorów, od którego Roth uzależniony jest od jakiegoś czasu.

Death Wish to remake kultowego już filmu o tym samym tytule z 1974 roku. Tam, jak i w czterech kolejnych odsłonach cyklu sprawiedliwość własnoręcznie wymierzał jeden z największych twardzieli kina lat 70-tych, Charles Bronson. Obecnie, w rolę Paula Kerseya wcielił się nie kto inny, jak facet, który z pistoletem w ręku przebiegł większość filmowej kariery, czyli Bruce Willis. 63-letni aktor odgrywa tu postać głowy rodziny, szanowanego chirurga zmuszonego do przewartościowania priorytetów po brutalnym ataku na jego żonę (Elizabeth Shue) i córkę (Camila Morrone). Ze względu na rosnącą liczbę morderstw w mieście policja nie jest w stanie wpaść na trop sprawców, zatem załamany główny bohater postanawia rozpocząć osobistą krucjatę przeciwko złu chicagowskich ulic.

151490146802e0b-original-6.jpg

Potencjał obrazu nie zmalał jeszcze w sekwencji otwierającej, w której dowiadujemy się, że Willis gra chirurga (w końcu Charles Bronson wcielił się w architekta), ale ugrzązł gdzieś między natrętnymi flashbackami z portretu szczęśliwej rodziny i scenami morderstw popełnionych z maniacką wręcz satysfakcją. Filmowi daleko do oryginału i zawartej w nim wiarygodnej charakterystyki bohatera. Wszystko jest tutaj zaserwowane łopatologicznie oraz bez krzty wnikliwości. Willis, który w zasadzie od kilku ładnych lat, w każdej kolejnej roli naśladuje już samego siebie, nie jest w stanie autentycznie oddać dylematu swej postaci. Pomijając, że już na poziomie scenariusza trudno znaleźć konsekwentny zarys psychologiczny, sam aktor wyjątkowo nie ułatwia nam seansu. Momenty dramatyczne przychodzą mu na tyle ciężko, że chwilami chce się zatrudnić dublera albo uszczypnąć go w rękę w celu wywołania jakichkolwiek emocji. W scenie z wydźwiękiem emocjonalnym, gdy zwierza się swemu psychiatrze, robi to z nogą swobodnie opartą na znajdującym się naprzeciw stole, a w przypadku wymuszenia płaczu sprawia wrażenie jak gdyby pojawił się na planie filmowym po raz pierwszy. Największa wina tkwi jednak w podejściu do projektu reżysera. Roth potraktował ciekawy materiał wyjściowy mogący zmusić widza do większych przemyśleń lekceważąco i w efekcie przemielił go na charakterystyczną dla taniego kina akcji hollywoodzką papkę.

MV5BZjFjYTg0MzgtZmZiZS00OWEwLWFlYjMtYjk3ZGIzYjk2ZjYzXkEyXkFqcGdeQXVyNDA5MDQwODU@._V1_SX1499_CR0,0,1499,999_AL_.jpg

Życzenie śmierci to w istocie cały festiwal niewypałów i złych decyzji realizacyjnych. Od pretensjonalnych, a czasem także po prostu głupich wyborów fabularnych, przez kiepskie zaznaczenie ducha czasu, a skończywszy na wciskanym na siłę elemencie komizmu (przede wszystkim za sprawą ciężko myślącej pary policjantów) – film jest jednym z tych ciężkostrawnych remake’ów, po których wolałoby się obejrzeć oryginał dwa razy z rzędu. Mimo tego, paradoksalnie w jednej kwestii obraz z 2018 roku poradził sobie lepiej niż ten z 1974, a mianowicie kontrowersyjne przesłanie płynące z filmu z Bronsonem (nie zważając na to, po czyjej stronie opowiadał się ówczesny widz) zostało dostarczone zbyt bezpośrednio.  W nowym Życzeniu pytanie o przyzwolenie na posiadanie broni nie odbije się tak głośnym echem. 

Ocena 2/6

źródło: zdj. MGM