W styczniu tego roku, w polskich kinach odbyła się premiera wojennego fresku Sama Mendesa. Cztery miesiące później jego film debiutuje także na domowych nośnikach, dzięki firmie Monolith, która – co warto odnotować – postanowiła po raz pierwszy w swej historii wydać też odrębną płytę 4K UHD. To jednak materiał na osobny tekst, a tutaj przyjrzyjmy się zwykłemu „niebieskiemu krążkowi” z tą produkcją.
„1917” (2019), reż. Sam Mendes
(dystrybucja w Polsce: Monolith)
Film:
Jest I wojna światowa, a my gościmy we Francji, gdzie siły brytyjskie męczą się z Niemcami. Dwóch żołnierzy Jej Królewskiej Mości otrzymuje misję – mają przejść przez niebezpieczne terytorium tak zwanej ziemi niczyjej i dotrzeć do osamotnionego pułku własnych wojsk, zanim ten wpadnie w taktyczną pułapkę wroga i dojdzie do masakry. Czasu jest niewiele, więc bohaterowie muszą się spieszyć – zwłaszcza że pośród narażonych na śmierć ludzi znajduje się brat jednego z nich...
Ot, i tyle, bo pod względem fabuły film Mendesa jest prosty jak budowa cepa, co – podobnie jak to miało miejsce dekadę wcześniej w przypadku „Avatara” Jamesa Camerona – stanowi największy zarzut jego przeciwników, którzy mówią wprost o przeroście formy nad treścią, cały przebieg rzeczonej misji porównując do zgrabnie zaaranżowanej ekranizacji gry komputerowej. I o ile strukturę historii faktycznie można podpiąć pod jeden z poziomów rozgrywek dowolnej „strzelanki”, o tyle cały koncept „1917” jest zdecydowanie bardziej ambitny – i to nie tylko w sferze technicznej, którą zasłynął. Markując jedno długie ujęcie (w rzeczywistości zgrabnie przykryte niewidzialnymi cięciami montażowymi oraz CGI), film ten sprawia wrażenie opowieści dziejącej się w czasie rzeczywistym, a co za tym idzie – bezustannie trzyma w napięciu, cały czas przykuwając do ekranu.
Pomimo prostej otoczki, twórcy odpowiednio zadbali o osadzenie filmu w konkretnej rzeczywistości i prawdziwych wydarzeniach, co nadaje mu szczerej autentyczności. Nie brakuje także swoistej refleksji – może nie tyle nad istotą wojny, co przetrwania samego w sobie, a także powodami, które nie pozwalają nam się poddać choćby w najczarniejszej godzinie. Doskonale wyważona dramaturgia wespół z relatywnie nieznanymi twarzami głównych aktorów tworzą też prawdziwą emocjonalną bombę, która bez przerwy trzyma nas w niepewności i autentycznie zmusza do przejęcia się zarówno losem postaci, jak i powodzeniem misji, w której stawką nie są bynajmniej jedynie te dwa młode życia, lecz 1600 innych dusz. Dlatego też „1917”, nawet jeśli pozornie błahe od strony scenariuszowej, jest kinem spełnionym i kompletnym, a przy tym także czystym w przekazie oraz formie. Uniwersalny i wciągający, doskonale trzyma na krawędzi fotela do ostatnich sekund dwugodzinnego seansu. To wizualnie wielkie widowisko, ale z sercem i o odpowiednio wyeksponowanym ludzkim – niekiedy wielce intymnym – pierwiastku, wobec którego nie można przejść obojętnie.
Inna sprawa, że to także jeden z tych filmów „wybitnie kinowych”, czyli takich, które największe wrażenie robią właśnie na dużym ekranie i tam też należy je podziwiać – niczym (ruchome) obrazy w galerii. Zanim zamknięto kina, zdołałem obejrzeć go dwukrotnie w IMAXie, za każdym razem absolutnie zatracając się w całym doznaniu, a także wychwytując rzeczy, które pierwotnie mi umknęły w natłoku wrażeń. Dbałość o szczegóły i mnogość detali to kolejny duży plus tego projektu, który spokojnie sprawdził się także w momencie, gdy już wiedziałem, jak to się wszystko potoczy i skończy – a mimo to oglądałem go z taką samą ekscytacją. Czy jednak można to powtórzyć w domowym zaciszu, gdzie filmy odbiera się nieco bardziej „leniwie” – zwłaszcza te, które już się widziało? Przyznam, że tego się trochę obawiałem, sięgając po krążek Blu-ray.
Szczęśliwie nawet z kubkiem kawy i „w piżamce” – z drobnymi przerwami technicznymi, robionymi na potrzeby recenzji – film raz jeszcze zdołał mnie pochłonąć, jakby ostatecznie przekonując do swojej jakości. Być może niektóre rzeczy dałoby się ciut lepiej poprowadzić, pewne wątki wzbogacić z pożytkiem dla fabuły, a niektóre momenty wydłużyć, podsycając jeszcze trochę dramaturgię. Niemniej „1917” bardziej aniżeli skomplikowaną fabułą do analizy jest przeżyciem i jako takie sprawdza się perfekcyjnie.
Obraz:
„1917” charakteryzuje się niezwykłej urody zdjęciami Rogera Deakinsa oraz mocno opiera na wrażeniu jednej wielkiej wizualnej sztuczki (zasłużona statuetka Oscara, którą film dostał także w kategorii efektów specjalnych). Obraz jest zatem niezwykle ważny, zwłaszcza w kilku kluczowych dla fabuły sekwencjach. W takiej sytuacji zawsze można mieć obawy względem odwzorowania kinowego wrażenia w domowym zaciszu. Czy Monolith podołało zadaniu? Zanim odpowiem na to pytanie, trzymając chwilę w niepewności, skupmy się na podstawowych aspektach tej produkcji. Jako pierwsza w historii nakręcona została ona nowiusieńkimi kamerami Arri Alexa Mini LF, w formacie obrazu 2.39:1 (wersja dla kin IMAX oferowała z kolei 1.90:1). Źródło zapisano w rozdzielczości 4.5K, a jego master ukończono w 4K, w systemie Dolby Vision. Z takimi liczbami przemawiającymi za siłą prezentacji trudno było zatem coś zepsuć.
I rzeczywiście – praktycznie nie mam się tutaj do czego przyczepić. Głębia oraz ostrość obrazu, jak i ilość widocznych detali już od pierwszych minut imponują, nie tylko w zbliżeniach, ale i w planach ogólnych. Kolory, czerń, bardzo ważna gra światłem czy w końcu wszechobecny ruch wypadają naturalnie, soczyście i odpowiednio filmowo. Świeży i jeszcze ciepły przecież tytuł pozbawiony jest komputerowych ingerencji i innych ulepszaczy obrazu, którego nie trapią też pozostałe mankamenty tego formatu. Co prawda, raz dostrzegłem delikatny, widoczny dosłownie przez parę sekund banding, który unosi się nad wątłym blaskiem z kominka, ale to niewielka skaza na niemal referencyjnym obrazie.
Odnotujmy jeszcze, że polskie wydanie „1917” od firmy Monolith cechuje niższy kontrast względem np. wydania z USA – różnicę tę możecie sprawdzić na przykładzie filmu „Na noże” w sekcji o obrazie. Ponadto, w przeciwieństwie do zagranicznych wydań, Monolith zapisał film na płycie w dokładnie 24 fpsach (nie 23,976 fps), co może skutkować zacinaniem lub brakiem płynności wyświetlanego obrazu – w razie problemów należy upewnić się, czy odtwarzacz przełączył się w tryb 24 Hz.
Wykres bitrate'u wideo na płycie Blu-ray
Poniżej prezentujemy wykresy bitrate'u video recenzowanej płyty Blu-ray, a dodatkowo także bitrate obrazu filmu „1917” dostępnego w polskiej bibliotece serwisu iTunes dla posiadaczy urządzeń Apple TV i Apple TV 4K w rozdzielczości Full HD.
Po kliknięciu w obrazek przejdziecie do narzędzia, w którym można wyłączyć wybrany wykres i sprawdzać bitrate w konkretnym miejscu.
Dźwięk:
Nie mniej ważny od obrazu jest dla „1917” dźwięk, za który film otrzymał kolejnego Złotego Rycerza (powędrował on do rąk Marka Taylora i Stuarta Wilsona za miks). Także i w tym wypadku materiał źródłowy stanowi wykładnik jakości sam w sobie, bowiem wszystko nagrano w systemie Dolby Atmos. Tenże Atmos został uwzględniony na zachodnich wydaniach filmu. Na rodzimej płycie zastaniemy natomiast trzy ścieżki dźwiękowe: DTS-HD Master Audio 7.1 i Dolby Digital 5.1 dla oryginalnej wersji językowej oraz Dolby Digital 5.1 EX dla wersji polskiej (DD 5.1 EX od zwyczajnego DD 5.1 różni się dodatkowym kanałem tylnym, który można usłyszeć w przypadku posiadania systemu audio 6.1 lub 7.1). Nie wnikam, dlaczego zabrakło w naszym wydaniu Atmosa, choć z tego, co widzę, to np. w Czechach jest podobnie, zatem być może raz jeszcze cały ten region Europy został potraktowany odgórnie po macoszemu. Skupmy się jednak na tym, co mamy.
A mamy całkiem dobre odwzorowanie dość bogatego środowiska, jakim jest front wojenny. Wybuchy oraz liczne wystrzały naturalnie skupiają na sobie całą uwagę, na krótką chwilę zawłaszczając dla siebie głośniki i solidnie drażniąc sąsiadów drganiami subwoofera. Ale i poza nimi wszystko wydaje się być na swoim miejscu, pomimo braku Atmosa (co i tak da się we znaki przede wszystkim posiadaczom najbardziej rozbudowanych systemów kina domowego), zgrabnie rozchodząc się wokół nas. Dialogi są czyste i nie ma problemów z ich zrozumieniem, również na drugim i trzecim planie. Ważna w kontekście fabuły piosenka, która niesie się łagodnym, dalekim echem, jest dobrym dowodem na to, że fantastyczne udźwiękowienie samego filmu będzie działało na różnych opcjach wyboru. Podobnie, jak odpowiednio dużo miejsca na oddech otrzymuje muzyka Thomasa Newmana, która dodaje niezwykłej głębi kilku znaczącym scenom. Ponownie więc nie ma na co narzekać.
W kwestii polskiego tłumaczenia jest dobrze. Lektor (Paweł Straszewski) czasem czyta nieco inne kwestie niż widoczne w napisach, ale generalnie i jedno, i drugie wywiązuje się ze swojego zadania. Nie zauważyłem większych błędów, aczkolwiek parę linijek tekstu komuś „zjadło”. Warto przy tym wspomnieć, że w filmie pada kilka kwestii w języku francuskim, zatem miejmy to na względzie, zasiadając do seansu.
Dodatki:
To ciekawy zabieg, bo materiały dodatkowe wyświetlają nam się już w menu, na małych okienkach z boku, jakby zachęcając, żebyśmy zobaczyli je zamiast filmu (ale nie polecam tego rozwiązania ze względu na spoilery). A składa się na nie pięć odrębnych materiałów, które łącznie nieprzekraczają 40 minut (wszystkie w HD i z polskimi napisami, możliwe do odtworzenia pojedynczo lub jako całość):
- Sam Mendes - Prawdziwa historia (4:29) – pobieżny, wyraźnie promocyjny materiał, który skupia się na procesie pisania scenariusza, osobistego znaczenia materiału dla reżysera, a także jego pracy na planie i wychwalania przez ekipę. Raczej nic wielkiego.
- Siły sprzymierzone (12:01) – o wiele ciekawszy dokument o technicznej stronie filmu i jego logistycznego zaplanowania, wyszukiwania oraz tworzenia lokacji, wykorzystania konkretnych kamer i odpowiedniego ustawienia kątów, aktorów itp. Zajmująca ciekawostka, pozwalająca jeszcze bardziej docenić całe przedsięwzięcie.
- Muzyka - dusza filmu (3:52) – kompozytor Thomas Newman wespół z reżyserem i innymi członkami ekipy dyskutuje na temat swojej muzyki i jej znaczenia dla filmu. Ponownie dość krótkie, szczątkowe spojrzenie na skomplikowany proces twórczy.
- Bohaterowie w okopach (6:59) – sympatyczny dokumencik o aktorach, castingu, treningu, zaangażowaniu poszczególnych osób oraz pracy na planie. Ogółem nic wielkiego, ale rzuca trochę światła na ten ważki element filmu.
- Produkcja z rozmachem (10:25) – drugi najdłuższy dodatek na płycie skupia się na współpracy Mendesa ze scenografem Dennisem Gassnerem, który wykreował w najdrobniejszych detalach ekranowy świat wielkiej wojny. Ponownie jest to pełny technicznych ciekawostek materiał, przeznaczony głównie dla wszystkich tych, którzy lubią zaglądać za kamerę i poznawać proces tworzenia filmowej magii. I raz jeszcze spojrzenie na ogrom pracy wielu ludzi podnosi szacunek do gotowego dzieła.
Niestety, z jakichś przyczyn Monolith zrezygnował z obecnych na zachodnich wydaniach komentarzy twórców – Sama Mendesa i Rogera Deakinsa. To spory minus, bo po pierwsze „1917” jest znakomitym przykładem filmu, który może dużo zyskać na takim dodatku, a po drugie są one bardzo chwalone przez zagranicznych kolegów. Poza tym ponownie można tu pisać o wybrakowanym wydaniu, co pozostawia jednak pewien niesmak, a na pewno żal.
Opis i prezentacja wydania:
W tej kwestii brak zaskoczeń. Tradycyjne, błękitne plastikowe pudełko z płytą wrzuconą do środka i najzwyklejszą grafiką na okładce to wszystko, co dostajemy. Ciekawy jest fakt, że pod tym względem świat podzielił między siebie dwa różne zdjęcia promocyjne – jedno szare z bohaterem stojącym w ogniu walki i z kolorowym tytułem filmu w tle, a drugie prezentujące biegnących ku zachodzącemu na horyzoncie słońcu żołnierzy, na których tenże tytuł „wycięto”. Szczęśliwie polskie wydanie stawia na tę drugą, ładniejszą i bardziej minimalistyczną wersję, co sprawia, że nawet taki rynkowy standard prezentuje się na półce po prostu dobrze (choć zapewne czarny amaray lepiej by się z tym rozwiązaniem uzupełniał).
Podstawowe informacje z raportu BDInfo:
Disc Title: 1917
Disc Size: 39,831,296,263 bytes
Length: 1:58:45.000 (h:m:s.ms)
Size: 29,725,870,080 bytes
Total Bitrate: 33.38 Mbps
VIDEO:
Codec Bitrate Description
----- ------- -----------
MPEG-4 AVC Video 28000 kbps 1080p / 24 fps / 16:9 / High Profile 4.1
AUDIO:
Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
DTS-HD Master Audio English 2290 kbps 7.1 / 48 kHz / 2290 kbps / 16-bit (DTS Core: 5.1 / 48 kHz / 1509 kbps / 16-bit)
Dolby Digital Audio English 640 kbps 5.1 / 48 kHz / 640 kbps / DN -31dB
Dolby Digital EX Audio Polish 640 kbps 5.1-EX / 48 kHz / 640 kbps / DN -31dB
SUBTITLES:
Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
Presentation Graphics Polish 15.658 kbps
Pełny raport BD-info dostępny jest pod odnośnikiem: „1917” – raport BDInfo z płyty 2D.
Specyfikacja wydania
Dystrybucja |
Monolith |
Data wydania |
18.05.2020 |
Opakowanie |
plastikowe |
Czas trwania [min.] |
119 |
Liczba nośników |
1 |
Obraz |
Aspect Ratio: 16:9 - 2.39:1 |
Dźwięk oryginalny |
DTS-HD Master Audio 7.1 angielski |
Polska wersja |
Dolby Digital 5.1 EX (lektor: Paweł Straszewski) i napisy |
Podsumowanie:
Rewelacyjny film, imponujący obraz, bardzo dobry dźwięk oraz zjadliwy i poszerzający horyzonty zestaw dodatków – tak prezentuje się polskie wydanie „1917”. Z całą pewnością wydanie nie idealne, bo posiadające ważkie braki i pozostawiające odrobinę niedosytu w temacie bonusów oraz audio. Niemniej ze swojej strony mogę je tylko i wyłącznie polecić. Szczególnie, gdy przegapiliśmy wizytę w kinie, tytuł ten jest pozycją obowiązkową dla każdego filmożercy.
Kompletne informacje na temat wydania Blu-ray z filmem „1917” znajdziecie na Filmoskopie.
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
Gdzie kupić?
- MediaMarkt 59,90 zł
- DVDmax.pl 59,99 zł
- Empik 61,99 zł
- Gandalf 62,99 zł
- BlueDvd 69,99 zł
Wydanie do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Monolith.
zdj. Monolith / Universal Pictures