„Apokawixa” – recenzja filmu. Pełnokrwiste kino klasy B [47. FPFF w Gdyni]

Na 47. Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni zadebiutował film „Apokawixa”, najnowsza produkcja wyreżyserowana przez Xawerego Żuławskiego („Mowa ptaków”, „Wojna polsko-ruska”). Jak wypada produkcja o ataku zombie nad polskim morzem? Zapraszamy do lektury recenzji.

Pal licho Piekiełko czy sopockiego Sfinksa, najlepszą imprezę na tegorocznym FPFF w Gdyni rozkręcił Xawery Żuławski. Z baletów nie każdy wrócił żywy, niektórzy sąsiedzi z oburzenia nabawili się gorączki, ale szczęśliwie obyło się bez interwencji służb miejskich. „Apokawixa” to wydarzenie nie dla każdego. Jeśli wkręciłeś się na ten melanż przypadkiem, masz dwa wyjścia. Albo w porę się wycofasz, albo zostaniesz i dasz się porwać w wir nieokiełznanej zabawy. Pierwszy pełnometrażowy(!) polski film o zombie (twórcę „Wojny polsko-ruskiej” w 2008 roku uprzedził niejaki Don Bastek) jest bowiem bezkompromisową zgrywą z kina masowego. Żuławski tym razem rzeczywiście odpina wrotki i bezlitośnie nabija się z naszych popkulturowych przyzwyczajeń. Jego nowemu filmowi w jednakowym stopniu przyświeca zadeklarowane posłannictwo rozrywki, co rewizja autorskich poszukiwań. W „Apokawixie” reżyser dobitnie wyzbywa się artystowskiego tonu „Mowy ptaków” i dokazuje z dziką ekspresją znaną ze wspomnianej ekranizacji Doroty Masłowskiej. To najbardziej spełnione dzieło tego twórcy od czasu debiutanckiego „Chaosu”.

Krajobrazem akcji w „Apokawixie” nieprzypadkowo jest pandemiczna rzeczywistość. Oddając głos pokoleniu Z, reżyser kreśli apokaliptyczno-imprezową wizję wkraczania w dorosłość na tle wtórnych lockdownów, wirtualnego liceum i czyhającej nad jutrem katastrofy ekologicznej. W tych warunkach psychotropy stały się popularne na równi z internetem, weganizm urósł do rangi narzędzia walki, a pokazywanie dupy na kamerce zastąpiło wspólne schadzki po szkole. Czy jest na to jakaś odtrutka? Kamil (Mikołaj Kubacki), rozpieszczony syn szemranego eko-biznesmena sugeruje imprezę stulecia. Tuż po maturze chłopak skrzykuje ekipę klasowej braci, by w wystawnym pałacu nad morzem odpalić wiksę, jakiej polskie kino jeszcze nie widziało. Pech chciał, że stężenie sinic w Bałtyku znów odnotowało poziom krytyczny. Każdy kontakt z wodą skutkuje osobliwymi zmianami w charakterze. Z pysków zaczyna kapać czarnozielona maź, żądzę namiętności przezwycięża szalone upodobanie do mordu, zaś mózgi awansują na pierwsze miejsce w menu.

Żuławski do spółki ze scenarzystami Krzysztofem Bernasiem i Maciejem Kazulą z pełną premedytacją szyją realia „Apokawixy” wyłącznie grubymi nićmi. Grupę bohaterów stanowią komiksowo uproszczeni nastolatkowie spod znaku przedstawicieli subkultur znanych tyleż z amerykańskich filmów, co korytarzy polskich liceów. Mamy tu zawziętą eko-aktywistkę, głupawego blond-surfera, skrywającą wyuzdanie kujonkę, wyzwoloną seks-gwiazdę internetu czy nieśmiałą alternatywkę. Wśród cech „Apokawixy” dominują satyra, dystans i humor, zaś gatunkowa ironia i samoświadomosć pozwalają na traktowanie filmu w ramach pełnokrwistego kina klasy B. Do jednego kotła twórcy wrzucili „Projekt X”, „Zombieland” i Johna Hughesa, a to, co się z niego wydostało zionie czymś niezwykłym i niespotykanym w swoich warunkach. „Apokawixa” jest jak odkopany skarb polskiego kina gatunkowego. To obłędny komedio-horror, który nie tchórzy przed byciem odtrąconym na bok; produkcja kroczy swą egzotyczną ścieżką, wiedząc jednocześnie, że nie ma co liczyć na pochwały od połowy rodzimej widowni.

Apokawixa-cezary-pazura-film-min.jpg

To pewne jak amen w pacierzu, że natłok wrażeń w „Apokawixie” przyprawi niejednego widza o co najmniej zawrót głowy. W końcu czego tutaj nie ma: handlujące pigułami pato-gangi rywalizują między sobą o strefy wpływów, kaszubski strażnik miejski o facjacie Cezarego Pazury szaleńczo testuje młodzież na COVID, grupa Bogu ducha winnych harcerek zostaje rozerwana na strzępy przez hordę zombiaków, a pieczę nad pobliskim lasem sprawuje tajemniczy pan Blitz (fantastyczny Sebastian Fabijański w roli odciętego od cywilizacji trapera). Trzeba przyznać, że twórcom kilkukrotnie zdarza się popaść w kreatorski samozachwyt i wówczas „Apokawixa” traci na swej awangardowości. Więcej zastrzeżeń można mieć z kolei do wydźwięku filmu w kwestiach społecznie naglących. Wirus zombie postrzegany w kategoriach metafory zagłady ekologicznej zostaje wywindowany na poziom dosłowności, o którym nie śniło się nawet Adamowi McKayowi. Zdecydowanie lepiej pod tym względem jest odbierać zarazę jako alegorię zbiorowego zezwierzęcenia; ludzkiego zdziczenia wywołanego przymusową izolacją pośród czterech ścian.

„Apokawixa” to jednak przede wszystkim rasowe kino rozrywkowe, które pod gatunkową przykrywką celnie obśmiewa swoje pochodzenie. Film Żuławskiego jest jak wywołująca skrajne emocje kolorowa pigułka, z tym że to od Was zależy, czy trip będzie należał do udanych.

Ocena filmu „Apokawixa”: 4+/6

zdj. Next Film