Po Kulturze Gniewu kolejne wydawnictwo sięgnęło po twórczość francuskiego scenarzysty Huberta Boularda (lub po prostu Huberta). Czy sierpniowa nowość od Egmontu jest równie udaną pozycją, co „Piękna” i „Męska skóra”? Zapraszam do recenzji!
Nie każda księżniczka potrzebuje rycerza w lśniącej zbroi – niektóre potrafią wyswobodzić się same, a jeszcze inne pragną wszystkiego tylko nieuwolnienia z zamkowej wieży. Na Islenę, czyli przedstawicielkę ostatniej z wymienionych grup, natrafił niejaki Arzhur. Rycerz ten nie mógł pochwalić się czynami równie wielkimi, co jego imiennik („Arzhur” to po bretońsku „Artur”), wręcz przeciwnie – swoje za uszami miał, więc pewnego dnia chętnie skorzystał z szansy na odkupienie i wyruszył na pomoc zniewolonej przez stwory niewieście. Na miejscu okazało się, że dama nie znajdowała się w opałach, a pomordowane przez Arzhura monstra były jedynymi życzliwymi jej istotami. Niemal na samym początku czytelnik dostaje niemały orzech do zgryzienia – kto w tej bajce będzie prawdziwym potworem?
Tak zaczyna się wspólna wędrówka Arzhura i Isleny, która posłużyła autorowi do opowiedzenia historii o rodzinie, dojrzewaniu, błędach i tajemnicach przeszłości oraz mroku. Mroku charakteryzującego nie tylko demony, ale także (a może i przede wszystkim) ludzkie serca. Pozornie rozmach jest tu całkiem spory. Na poszczególnych planszach zaprezentowano wielkie batalie, pustoszenie miast i kilka innych momentów typowych dla fantasy. Lecz w gruncie rzeczy „Ciemność” jest bardzo kameralna. Do tego, co najważniejsze, dochodzi nie na polu bitwy, a w cieniu komnat lub pod strzechą prowizorycznego szałasu. Na pierwszy plan wysuwają się nie pojedynki, tylko emocje bohaterów.
Hubert nie prezentuje tu niczego nowego – na podobne motywy czy przesłanie nietrudno natrafić w innych dziełach kultury. Baśnie z gorzkim finałem i przewrotnymi sytuacjami nie są czymś nowym, lecz mimo to autorowi udało się z tych dobrze znanych składników stworzyć danie na tyle smakowite, że aż chciałoby się dokładkę. Dużą rolę w takim odbiorze komiksu miała jego warstwa wizualna.
Co tu dużo pisać, „Ciemność” jest pozycją wyjątkowo przyjemną dla oka. Vincent Mallié, którego kojarzyć można m.in. z „W poszukiwaniu ptaka czasu”, ponownie dowiódł swego kunsztu. Jego kreska świetnie pasuje do komiksu fantasy. Z jednej strony jest szczegółowa, tu i ówdzie rysownik udanie podkreśla detale i wydobywa z ciemności interesujące fragmenty garderoby bądź architektury. Z drugiej strony nie brakuje tu rozmyć i uproszczeń, które dobrze podkreślają baśniowy klimat opowieści. Na uwagę zasługują również kolory i to, jak zostały wykorzystane do podkreślenia emocji bohaterów i sytuacji, w jakich ci się znaleźli. Nawet nie ze względu na fabułę, a właśnie za sprawą rysunków chętnie wrócę do tego komiksu nie raz i nie dwa.
Na wstępie przywołałem dwa inne tytuły od Huberta, które już wcześniej trafiły na polski rynek. Na ich tle „Ciemność” wypada porównywalnie – zwłaszcza w zestawieniu z „Męską skórą”. Bolączką obu albumów jest zbytnia powierzchowność, ale lektura każdego z nich angażuje. „Piękną” oceniłbym nieco wyżej od „Ciemności”, ale nadal nie jest to na tyle duża różnica w jakości, by mówić o kolosalnej przepaści między tymi komiksami. Tak nie jest, więc osoby ceniące sobie styl autora mogą spokojnie sięgnąć po omawianą pozycję.
„Ciemność”, czyli zbiór często wykorzystywanych motywów obleczony piękną otoczką, to lektura obowiązkowa dla miłośników fantasy i/lub twórczości Huberta.
Oceny końcowe komiksu „Ciemność”
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
Specyfikacja
Scenariusz |
Hubert Boulard |
Rysunki |
Vincent Mallié |
Oprawa |
twarda |
Druk |
Kolor |
Liczba stron |
152 |
Tłumaczenie |
Maria Mosiewicz |
Data premiery |
23 sierpnia 2023 |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.
Zdj. Egmont / Dupuis