Czy warto obejrzeć hit Netfliksa? Recenzja filmu „Rebel Ridge” z Aaronem Pierre'em

Jeśli zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałby „Rambo”, gdyby powstał dzisiaj, koniecznie zobaczcie najnowszy film Jeremy’ego Saulniera „Rebel Ridge”. W dobie rozbuchanych budżetów i natarczywych kampanii reklamowych Netflix proponuje nam skromny modern western będący mieszanką stylów Taylora Sheridana i S. Craiga Zahlera.

Zanim ogłoszono go członkiem Korpusu Zielonych Latarni, był członkiem Korpusu Piechoty Morskiej. Recenzja filmu „Rebel Ridge”

W króciutkiej czołówce dostajemy po uszach utworem zespołu Iron Maiden — „The Number Of The Beast”. Oj, będzie się działo. No właśnie nie. To pierwszy fałszywy trop. Muzyka wydobywa się ze słuchawek jadącego na rowerze Terry'ego Richmonda (Aaron Pierre), na pierwszy rzut oka najspokojniejszego człowieka na kuli ziemskiej. Jest jednak zbyt głośna i Terry nie słyszy zbliżającego się patrolu małomiasteczkowej policji. Dochodzi do potrącenia i zatrzymania. Nasz bohater okazuje się byłym członkiem Marine Corps, a jego rowerowa wycieczka to nie maraton ku zdrowotności, tylko próba uchronienia kuzyna przed odsiadką.

Gotówka przeznaczona na zapłatę kaucji zostaje jednak skonfiskowana przez stróżów prawa i porządku. Do przeniesienia kuzyna z aresztu do więzienia pozostało jeszcze kilka dni, więc Terry poszukuje innych rozwiązań zaistniałej sytuacji. Mimo pomocy lokalnej urzędniczki zostaje przyparty do muru i zmuszony do konfrontacji z pierwotnym oprawcą — komisariatem policji w Shelby Springs, dowodzonym przez zimnokrwistego komendanta Sandy'ego Burnne'a (Don Johnson).

Rebel ridge film

Następuje krwawa rozwałka. Nie, nie następuje. To kolejny fałszywy trop. Wybuchów i strzelanin jest tutaj jak na lekarstwo. Mimo to film trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty jak najlepszy akcyjniak z lat 90. To przede wszystkim starcie dwóch charakterów. Świetnie napisanych i zagranych.
Aaron Pierre jest fantastyczny i choć nie miałem okazji zobaczyć go w żadnej innej produkcji to i tak wróżę mu wielką karierę. Gość po prostu ma „to coś”. Lubimy go od pierwszych minut i nawet gdy zachowuje się w sposób dość nielogiczny to i tak wspieramy go całym sercem. Z drugiej strony barykady jest pan komendant. Jego może ciężko polubić, bo to cham i prostak, ale... Wszyscy scenarzyści Marvel Cinematic Universe powinni obejrzeć ten film i zobaczyć, jak powinien się prezentować prawdziwy czarny charakter.

Nie polubisz, ale jesteś w stanie zrozumieć, a nawet szanować. Sandy łamie prawo którego przysiągł strzec. Nie robi niczego dla siebie. Dba o miasto i jego mieszkańców. Jest ofiarą systemu. Tak samo jak Terry. Ok, Don Johnson to bohater mojego dzieciństwa i za samo „Miami Vice” jest od zawsze w moim top 5 aktorów. Cieszę się za każdym razem gdy tylko widzę go na ekranie, bez znaczenia gdzie i jak. Ale uwierzcie mi, ta rola jest wybitna. Brawo Don.

rebel ridge film netflix

Na drugim planie też nie ma się czego przyczepić, a dość sporym zaskoczeniem jest występ Davida Denmana (narzeczony Pam z amerykańskiego „The Office”). No i oczywiście dawno niewidziany James Cromwell jak zawsze trzyma poziom. Niskonakładowy film Netflixa przypomina, że Hollywood może nie ma się dobrze, ale wciąż żyje, podstawą dobrego filmu jest scenariusz (taki napisany przed rozpoczęciem zdjęć, najlepiej przy biurku, a nie na kolanie), a nie pieniądze i data premiery. A pozytywne opinie widzów i krytyków to najlepszy marketing.

Jeśli istnieje w sieci film w rodzaju „były marine ogląda Rebel Ridge” to nie chcę go oglądać. Wolę do końca życia wierzyć, że da się złowić rybę gołą ręką.

Ocena filmu „Rebel Ridge” 5+/6

PS. A kto to jest Rambo? Nie twoja sprawa, Bambo. :)

zdj. Netflix