
Komiksów Mike’a Mignoli nigdy za wiele. Tym razem wydawnictwo Egmont sięgnęło po perypetie pewnego okultystycznego detektywa. Czy komiks jest równie nieziemski, co sprawy, jakimi zajmował się tytułowy bohater? Przekonajcie się!
„Joe Golem” oferuje czytelnikom ciekawy punkt wyjściowy. Fabuła została podzielona na dwie części. W jednej śledzimy losy detektywa krążącego po częściowo znajdującym się pod wodą Nowym Jorku, a w drugiej zaglądamy do jego głowy. Otóż nie tylko sprawy, jakimi zajmuje się Joe, są nietypowe. Tyczy się to również jego snów. Tego prywatnego śledczego męczą powracające wizje średniowiecznego golema polującego na czarownice. Nie trzeba mieć umysłu Sherlocka Holmesa, by domyślić się, że stworzony setki lat wcześniej w Europie stwór i Joe to jedna i ta sama istota. Jednak za sprawą manipulacji ze strony pracodawcy, a także pod wpływem podawanych przez niego specjalnych herbatek, bohater żyje w błogiej nieświadomości na temat własnego pochodzenia i gorliwie wypełnia polecenia szefa.
Wspomniałem o podzielonej fabule i chciałbym przy okazji dodać, że w ogóle liczba dwa wydaje się wyjątkowo wręcz związana z recenzowanym zbiorem. Mamy dwóch scenarzystów, dwóch rysowników, dwóch kolorystów, dwa oblicza głównego bohatera (i nie tylko jego) oraz dwa tory, którymi podąża opowieść. Do tego dochodzi jeszcze tło akcji, czyli dwa światy, z jakich składa się Nowy Jork, ten podwodny i ten na powierzchni. Co prawda już w tym momencie czuję się trochę, niczym zwolennik teorii spiskowych doszukujący się wszędzie ukrytych znaczeń i symboli, ale mam dla Was jeszcze jedną dwójkę związaną z omawianym komiksem. Całość „Joe…” można podzielić na dwie części – tę świetną i tę mniej udaną.
Pierwsze cztery historie są całkiem krótkie, niezbyt ze sobą powiązane i aż ociekają klimatem rodem z groszowych opowieści grozy. Razem z protagonistą wędrujemy po Nowym Jorku i poznajemy najmroczniejsze miejsca tego miasta. Przez karty przewijają się m.in. czarownice, osoby opętane i czające się w zakamarkach potwory. Fabuły tych opowiadań co prawda zbudowane są z aż za dobrze znanych schematów, ale i tak lektura wciąga i to na tyle, że jak już się zacznie czytać, to trudno odejść od komiksu. Chyba najbardziej zapadło mi w pamięci „Ciało i krew”, na łamach którego Joe pomógł pewnej kobiecie pozornie żyjącej samotnie, ale tak naprawdę nienarzekającej na brak towarzystwa. Ciekawie wypada też wątek dotyczący prywatnego życia głównego bohatera i ingerencji, jakich w tej sferze dopuszcza się jego pracodawca.
Same śledztwa to jedno, a do tego twórcy naprawdę interesująco zarysowali klimat na poły zatopionego Wielkiego Jabłka. Miasto przeraża i fascynuje zarazem. Duża w tym zasługa Patrica Reynoldsa i Dave’a Stewarta. Rysownik i kolorysta fenomenalnie oddali atmosferę scenariusza. Gdy trzeba, ostra kreska Reynoldsa jest odpowiednio szczegółowa, ale w innych miejscach artysta sporo zostawia też wyobraźni czytelnika. Na to wszystko Stewart wspaniale nałożył kolory i udanie podkreślił nastrój poszczególnych plansz. Ich Nowy Jork przepełnia duchota, brud i śmierć.
No i po tych czterech interesujących i świetnie zilustrowanych opowiadaniach nadszedł czas na wielki finał omawianego zbioru w postaci ponad stustronicowego „Tonącego miasta” i równie długich „Sztukmistrzów”. Aby nie zdradzić zbyt dużo napiszę tylko, że obie historie skupiają się na przyzywaniu wielkich istot z mackami. Choć są pełne znanych motywów, to nie można ich nazwać złymi, a jeśli ktoś lubi lovecraftowskie klimaty i akcję (naprawdę dużo akcji), to odnajdzie się tu, jak ryba w wodzie. Problemem zatem nie tkwi w poziomie (choć ten i tak jest nieco niższy niż wcześniej), tylko w nagłej zmianie względem treści i charakteru poprzednich rozdziałów. Zamiast skupienia się na mieście oraz detektywie i jego sprawach na zakończenie dostajemy coś, co bardziej pasowałoby do przygód Hellboya niż Joe. Mimo uwielbienia, jakim darzę komiksy o Czerwonym, to nie przypadł mi do gustu ten zwrot w kierunku przygód o nim.
Nieco inaczej od poprzedników zaprezentował się także nowy duet odpowiedzialny za warstwę wizualną. Trudno zarzucić wiele pracom rysownika Petera Bergtinga i kolorystki Michelle Madsen, ale jednocześnie nie sposób nie narzekać, gdy porówna się ich z Reynoldsem i Stewartem. Przygotowane przez nich plansze z reguły ogląda się dobrze. Może i nieco razi zbyt częste upraszczanie tła i rysów twarzy, ale to w sumie drobnostka. Bardziej przeszkadza sposób wykończenia całości. Więcej tu schludności, czystości i zdecydowanie mniej zniszczenia i zepsucia, które cechowały wcześniejsze rozdziały. O ile jeszcze Madsen mniej lub bardziej udawało się kontynuowanie stylu zapoczątkowanego przez Stewarta (choć czasami stosowane przez nią barwy są za bardzo nasycone i żywe), o tyle zestawiając Reynoldsa z Bergtingiem ciężko uwierzyć, że ich dzieła ukazują ten sam świat przedstawiony.
Podczas prezentacji wspomniałem, że dam znać o tym, w jakim stanie komiks doczekał końca lektury. Cóż, w takim samym, w jakim ją rozpoczął. Grzbiet „Joe…” jest wyraźnie cieńszy niż w innych wydanych przez Egmont komiksach Mignoli, a do tego chętnie rusza się na boki. Gdy zapoznałem się z całością, to jeszcze poddałem recenzowany zbiór kilku testom wytrzymałościowym i nic się nie rozleciało. Wydanie solidne, ale mimo to i tak mam nadzieję, że w przypadku zapowiedzianego na sierpień „Łowcy czarownic” powróci grubszy grzbiet. Zawsze lepiej mieć dodatkową pewność, że komiks w niezmienionym stanie przetrwa lata. Wracając do „Joe…”, druk i papier są zadowalającej jakości. Tłumaczenie wypada dobrze. Wychwyciłem tylko jedną literówkę (w pewnym momencie Molly zwróciła się do pana Churcha per pani). Cieszy kilkadziesiąt stron dodatków, wśród których znajdziemy szkice, wspomnienia, zdjęcia ukazujące proces powstawania poszczególnych plansz i kilka zjawiskowych okładek.
„Joe Golem” to interesujący zbiór, w którym znajdą coś dla siebie miłośnicy pulpowych historii, opowieści z dreszczykiem czy horrorów w stylu Lovecrafta.
Oceny końcowe komiksu „Joe Golem. Okultystyczny detektyw”
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
*Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.
Specyfikacja
Scenariusz |
Mike Mignola, Christopher Golden |
Rysunki |
Patric Reynolds, Peter Bergting |
Oprawa |
twarda |
Druk |
Kolor |
Liczba stron |
536 |
Tłumaczenie |
Jacek Drewnowski |
Data premiery |
29 maja 2024 |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Zdj. Egmont / Dark Horse