„Doom Patrol” tom 1 – recenzja komiksu

19 czerwca do sprzedaży trafił pierwszy tom komiksu „Doom Patrol” wydawany przez Egmont w ramach serii DC Vertigo. Jak wypada historia stworzona przez Granta Morrisona? Zapraszamy do lektury recenzji.

Bóg stworzył wszechświat i wyszedł mu bałagan. My stworzyliśmy superbohaterów, którzy są wspaniali. To czyni nas lepszymi od Boga.

Grant Morrison (śmiejąc się)

Pora na kilka słów o zespole odmieńców i wyrzutków broniących społeczeństwa, niezbyt pozytywnie do nich nastawionego, przed zagrożeniami odbiegającymi od standardów gatunku. Dodajmy przy tym, że to zespół zebrany i kierowany przez charyzmatycznego profesora na wózku inwalidzkim. Brzmi znajomo? Nie będzie to jednak pierwsza, pasująca do powyższego opisu grupa z konkurencyjnego wydawnictwa, jaka zapewne przyszła Wam do głowy, ta bowiem miała oficjalną premierę komiksową – o ironio – kilka miesięcy po naszych dzisiejszych bohaterach. Przypadek? Być może. Faktem jest, że kilku asystentów zmieniło w tym okresie pracodawcę, natomiast, mając na względzie ówczesny komiksowy cykl produkcyjny, nie da się jednoznacznie przesądzić, który z zespołów, dzielących oczywiste podobieństwa koncepcyjne, narodził się jako pierwszy.

Doom Patrol zadebiutował na łamach zeszytu nr 80 serii „My Greatest Adventure” w czerwcu 1963 r. za sprawą scenarzystów Arnolda Drake'a i Boba Haneya oraz artysty Bruna Premianiego. Pierwotnie drużyna składała się z istot obdarzonych nadzwyczajnymi mocami i umiejętnościami, jednakże zwykle z owymi „darami” wiązała się alienacja i trauma, przekładające się na sposób konstruowania ich przygód. Wkrótce, mając na uwadze również groteskowy i czasem surrealistyczny charakter ich przygód, zostali ochrzczeni mianem „Najdziwniejszych Bohaterów na Świecie” (org. „World's Strangest Heroes”). Pierwotna drużyna składała się z poruszającego się na wózku inwalidzkim „Szefa” – profesora Nilesa Cauldera, Robotmana – mózgu kierowcy wyścigowego Cliffa Steele'a w mechanicznym ciele, Elasti-Girl – Rity Farr oraz Negative Mana – Larry'ego Trainora i została ostatecznie bohatersko uśmiercona w finałowym zeszycie runu tj. „Doom Patrol” numer 121 (wrzesień/październik 1968 r.). Wolumin drugi „Doom Patrolu” rozpoczął się za sprawą scenarzysty Paula Kupperberga w październiku 1987 roku i, delikatnie mówiąc, nie został najlepiej przyjęty. Długoletni fani drużyny krytykowali przede wszystkim uczynienie z zespołu kolejnej generycznej grupy superbohaterów, co miało pozbawić przygody pierwotnej „inności”. Ostatecznie Kupperberg wytrwał 18 zeszytów, a od zeszytu 19. serię przejął szkocki scenarzysta Grant Morrison – tak zaczęła się fabularna i wizualna ostra jazda bez trzymanki.

doompatrol-t1-plansza-min.png

Prezentowane wydanie bazuje na oryginalnym „Doom Patrol: Book One” i zbiera wyłącznie zeszyty woluminu drugiego autorstwa Morrisona, tj. od zeszytu 19. do 34. Mamy więc do czynienia z podobnym zabiegiem, jak w przypadku wydania „Sagi o Potworze z Bagien” Alana Moore'a. Na początku lektury można się spodziewać odrobiny porządków dotychczasowego status quo i przeobrażania serii w odpowiadającą wizji nowego scenarzysty, ale po pierwszych kilku zeszytach nie będziecie mieli wątpliwości kto jest kim i na jakim etapie znajdują się przygody naszych bohaterów. Bardziej dociekliwsi będą wprawdzie zmuszeni do wyszukania informacji o kilku postaciach drugoplanownych, ale w przypadku komiksów mainstreamowych odwoływanie się do poprzednich wydarzeń jest nieuniknione. Na szczęście dla tego tomu – to jest właśnie ten łagodny punkt wejścia w serię, wystarczy wiedzieć, że drużyna istniała wcześniej i miała bardziej konwencjonalny, superbohaterski skład.

Uniwersum DC powoli regeneruje się po wydarzeniu „Invasion!”, w czasie którego rasa kosmicznych supernaukowców – Dominatorów – najechała ziemię, detonując bombę genową i stymulując rozwój mataludzi. Nie oszukujmy się – najlepszym, co dał nam ten crossover, to reboot „Doom Patrolu”. Niektórzy ówcześni członkowie drużyny zmarli, inni zapadli w śpiączki, jeszcze inni stwierdzili, że trykoty to nie ich bajka, krótko mówiąc, fabularne porządki pełną gębą – zespół oficjalnie przestał istnieć. Cliff, znany również jako Robotman, budzi się z krzykiem na szpitalnym łóżku. Okazuje się, że ludzki umysł nie najlepiej znosi uwięzienie mózgu w mechanicznym ciele niezdolnym do odczuwania i wykonywania zwykłych, biologicznych funkcji. W ramach rekonwalescencji Cliff odwiedza tajemniczą kobietę, która wskutek doświadczonej traumy wykształciła nieodgadnioną ilość odrębnych osobowości, każda z własną odrębną świadomością i zestawem supermocy, niejednokrotnie dokonujących fizycznych transformacji jej ciała i zmieniających się w zawiadywaniu jej ciałem bez jakiejkolwiek reguły. Tymczasem do Larry'ego Trainora przybywa pierwotnie z nim związany negatywny duch, w swej bezcielesnej formie złożonej z czystej energii. Duch ponownie poszukuje nosiciela i tym razem sam Larry może okazać się dla niego niewystarczającym naczyniem. Gdzieś indziej z płonącego wraku samochodu wychodzi mężczyzna trzymając w dłoniach czarny tom, pozbawiony jakichkolwiek zapisków, a jego ostatnimi słowami przed śmiercią są okrzyki ostrzegające przed „nożycoludźmi”. Obecni na miejscu agenci nie mają wątpliwości, że z tą sprawą należy zadzwonić do profesora Nilesa Cauldera, tym bardziej że coraz więcej zgłoszeń dotyczy napadów, których ofiary zniknęły, pozostawiając po sobie w przestrzeni ślady, jakby po cięciach gigantycznych nożyc... Sam Niles już dawno uświadomił sobie, że Doom Patrol nadal będzie potrzebny, pozostaje tylko przekonać o tym fakcie innych potencjalnych członków drużyny. W taki to sposób, poprzez połączenie przypadkowym, nagłym, niewyjaśnionym zagrożeniem, Doom Patrol powstanie do swej świetności niczym kilka lat później Amerykańska Liga Sprawiedliwości, również spod pióra Morrisona.

doompatrol-t1-plansza0-min.png

Choć postacie okazjonalnie używają w stosunku do siebie samych określenia „superbohaterowie”, to niewiele znajdziecie tu tradycyjnego superbohaterstwa. Run Morrisona to powrót do dziwnych, groteskowych i surrealistycznych przygód oraz podniesienie ich do potęgi. Wytwory wyobraźni i rzeczywistości będą się przenikały, a rozwiązania problemów będą skrajnie dalekie od często spotykanego zdzielenia antagonisty po twarzy. Pewien obraz okaże się mieć moc pożarcia całego Paryża wraz z mieszkańcami i uwięzienia ich na płaszczyznach impresjonizmu, surrealizmu czy futuryzmu. Międzywymiarowy byt, mający się za boga i żywiący się fizycznym cierpieniem, odwiedzi nasz świat, aby znaleźć wybrankę serca i nasycić się na kolejne sto lat. W siedzibie Doom Patrolu zmaterializują się wymyśleni przyjaciele pewnej dziewczynki i zaskakującym okaże się nawet nie to, że istnieją naprawdę, ale to, że przecież owa dziewczynka zastrzeliła ich kilka lat temu przy użyciu wyimaginowanego karabinu. Na prezentowany tom składają się cztery dłuższe historie i dwie jednozeszytówki – każda z nich stanowi prawdziwe tsunami pomysłów scenarzysty. Drobnym minusem jest poziom skondensowania narracji – czasami aż się prosi, żeby odrobinę więcej uwagi poświęcić poszczególnym fragmentom opowieści czy rozwojowi postaci, tymczasem gnamy poprzez kolejne sceny bez chwili wytchnienia. Na tle przedstawianych wydarzeń, gościnne występy ówczesnego składu Ligi Sprawiedliwości są nieporadnie urocze wobec niezrozumiałych zagrożeń, z jakimi Doom Patrol mierzy się codziennie, i podkreślają niszę, w jakich działają nasi protagoniści. Ci z kolei to nie ideały jak Superman czy Wonder Woman, do których chcielibyśmy dążyć. To postacie, których moce wiążą się z wieloma fizycznymi lub psychicznymi efektami ubocznymi, podobnie jak w późniejszym runie „New X-Men”. Wyjątkowość nie zawsze oznaczać musi idealne sylwetki i szerokie uśmiechy. Czasami wraz z czymś „ekstra” dostajesz ptasi dziób, metaliczne ciało robota pozbawione czucia lub kilkaset współdzielonych osobowości, z którymi musisz wymieniać się na pozycji kierującego własnym ciałem. Na szczęście nie ma czasu na rozżalanie się, kiedy losy świata zależą od abstrakcyjnego myślenia i groteskowych rozwiązań. Fabuła surfuje więc po różnych stylach sztuki i założeniach kierunków filozoficznych, dla każdego znajdując chwilę, by twórczo go przetworzyć. Co najciekawsze, nawet jeżeli otrzymamy w danej historii jakąś formę wyjaśnienia wydarzeń, to nadal będzie to wariant wyjaśnienia otwarty na interpretację i dający podstawy do dalszych rozmyślań.

Oprawa graficzna, czyli w znacznej większości prace Richarda Case'a, nie odbiega od standardów końca lat 80., czyli m.in. tego, co prezentowały serie takie jak „Sandman” Neila Gaimana czy „Saga o Potworze z Bagien” Alana Moore'a. Nie spodziewajmy się tu niczego poza surową, klasyczną kreską, beż żadnych nadzwyczajnych efektów graficznych, dziś nieodzownych, co nie przeszkadza oddawać najdziwniejsze i najbardziej wymyślne koncepty z zakamarków umysłu scenarzysty. Pod koniec tomu styl artysty zdaje się stawać bardziej kanciasty, ale może to być bardziej zasługa zmieniających się tuszowników. Kolory mają ograniczoną paletę barw, są dość jaskrawe i przy tym odrobinę płaskie, ale spełniają swoją rolę, wpisując się ponownie w ówczesne standardy. Poszczególne zeszyty poprzedzają oryginalne okładki, co szczególnie lubię, jako naturalne rozgraniczenie treści pierwotnych publikacji, dodatkowo od numeru 26 autorem okładek jest Simon Bisley („Lobo: Ostatni Czarnianin”, „Slaine: Rogaty Bóg”). Zmiana w tym zakresie jest bez dwóch zdań na plus – charakterystyczny, niedbały, „malowany” styl Bisleya z odrobinę zaburzoną perspektywą i proporcjami jest bardziej dystynktywny i efektowny niż styl głównego rysownika serii. Co również istotne, każda z okładek sprawia wrażenie indywidualnie związanej treścią z zeszytem, którego dotyczy, co w dobie generycznych okładek z lat dziewięćdziesiątych jest miłe dla oka. Okładka wydania zbiorczego to z kolei grafika Briana Bollanda, współautora m.in. „Zabójczego żartu”. Jak widać, wszyscy napływowi brytyjscy twórcy z lat 80. uwielbiali trzymać się razem, z zadowalającymi skutkami.

doompatrol-t1-plansza1-min.png

Wydanie polskie to egmontowski standard dla Vertigo – twarda oprawa z lakierowanymi detalami, czyli format, który idealnie zaprezentuje się na każdej półce. Jedynym elementem polskiego wydania, o jaki odrobinę się obawiałem, było tłumaczenie. Pamiętać należy, że Morrison to autor, którego poetycka narracja przesycona jest grami słownymi, sprytnie wplecionymi cytatami z literatury, charakterystycznymi sposobami wypowiadania dialogów przez poszczególne postacie. Można tu spotkać istoty, dla których jedyną formą komunikacji są anagramy. W tym kontekście tłumaczenie jest naturalne, płynne i – porównując z oryginałem – przemyślane, choć jak zwykle kilka pseudonimów można by pozostawić bez tłumaczenia (wychodząc naprzeciw moim osobistym preferencjom).

Podsumowanie

„Doom Patrol” Granta Morrisona to nie jest danie, które zasmakuje każdemu z równą siłą, ale jest to bez wątpienia coś, czego każdy powinien spróbować. Ma już swoje lata tak pod względem konstrukcji narracji, jak i oprawy wizualnej, do tego miejscami wymaga od czytelnika ponadprzeciętnej wiedzy ogólnej lub drobnego rozeznania się w kontekście, jest jednakże przy tym lekturą szalenie satysfakcjonującą i sycącą intelektualnie, dzięki czemu zostaje z odbiorcą długo po przeczytaniu. Szczególnie do polecania dla miłośników dziwnych, odrobinę niepokojących i surrealistycznych fabuł pokroju „Doktora Who”, „Strefy mroku” czy tych odcinków „The X-Files”, w których rozwiązaniem wszystkich problemów fabularnych nie byli kosmici. Prawdziwa kopalnia pomysłów, które nawet po 30 latach potrafią zaskoczyć. Drugi z trzech tomów już w październiku. Brać, czytać, oczekiwać ciągu dalszego i trzymać kciuki za wydanie również duchowego następcy tego runu – „Doom Patrolu” Gerarda Waya z 2017 r.

Oceny końcowe

6
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
5
Przystępność*
5
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

kpSYnKxmqaWYlaqfWGao,doom_patrol_1_okladka.72.jpg

Historia została pierwotnie opublikowana w zeszytach: Doom Patrol Vol. 2 #19-34 (luty 1989 roku-lipiec 1990 roku).

Zachęconych recenzją odsyłamy do wpisu „Doom Patrol” – prezentacja komiksu, w którym znajdziecie obszerną galerię zdjęć oraz prezentację wideo.

Specyfikacja

Scenariusz

Grant Morrison

Rysunki

Richard Case, John Nyberg, Doug Braithwaite

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

424

Tłumaczenie

Jacek Drewnowski

Data premiery

19 czerwca 2019

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

źrodło: zdj. Egmont / DC Comics / Vertigo