„Gierek” – recenzja filmu. Szkolna czytanka o superbohaterze PRL-u

W polskich kinach zadebiutował biograficzny film „Gierek”, opowiadający o życiu i karierze polskiego polityka Edwarda Gierka, w którym główne role zagrali Michał Koterski oraz Małgorzata Kożuchowska. Czy warto wybrać się na seans? Sprawdźcie naszą recenzję.

Przed wejściem na seans „Gierka” widzowie powinni być zaopatrywani w znicze lub świeczki, a jeszcze korzystniej byłoby, gdyby mieli przy sobie tekst Mazurka Dąbrowskiego albo co najmniej „Witaj, majowa jutrzenko”. Ubiór winien być odświętny, galowy, jak podczas rozpoczęcia czy też zakończenia roku szkolnego. Okoliczność jest bowiem odpowiednia – losy kolejnego z wielkich polskich przywódców trafiły na duży ekran. Publika niesiona na salę kinową po biało-czerwonym dywanie może zasiąść wygodnie w fotelu i rozkoszować się portretem ówczesnego dobrego ducha narodu. W moim odczuciu mniej więcej w ten sposób twórcy filmu wyobrazili sobie przykładową projekcję biograficznej opowieści o kadencji Edwarda Gierka jako I sekretarza KC PZPR. Stwierdzenie, że filmowcy postawili politykowi pomnik, byłoby uproszczeniem. Bardziej interesowało ich raczej wykazanie figury niezłomnej, z gotowym pakietem wartości i zasad moralnych, które gwarantują sukces w prowadzeniu państwa. No i w kraju wszystko pewnie poszłoby gładko, gdyby nie banda dźgających w plecy karierowiczów, którym zależy jedynie na złoczynieniu.

Wśród nich prym wiodą bliżej nieokreślony doradca Maślak (Sebastian Stankiewicz) oraz Antoni Pawlicki w roli skrzętnie ukrywanego pod nazwiskiem „Roztocki” Wojciecha Jaruzelskiego. Oto dwa oślizgłe typy, które według twórców filmu, niemal własnoręcznie przyczynili się do odsunięcia Gierka (Michał Koterski) od władzy. Jednak zanim to się stało, poczciwy „Edzio” – jak zwracają się do niego ziomkowie – musiał przejść pewną drogę. Przeprawa nie była jednak ani długa, ani kręta, ponieważ ze wspaniałomyślnego partyjniaka Gierek przeistacza się we wspaniałomyślnego I sekretarza dość ekspresowo. Nie spodziewajcie się zatem widowiskowych rozterek samowładców, frapujących debat na najwyższym szczeblu albo chociaż myślowych baniek. Protagonista jest doskonałym wodzem, z założenia i w gruncie rzeczy do wszystkiego dochodzi sam. Każda z koncepcji odbudowy państwa i odzyskania posłuchu po rządach Gomułki jest wyraźnie podpisana jego nazwiskiem. Z boku przygląda się mu premier (Rafał Zawierucha), który raz na jakiś czas rzuci lekką sugestią, przy biurku czuwa dzielna sekretarka (Agnieszka Więdłocha), a kiedy wódz zmęczony wróci do domu, na stole czeka na niego obiad pokornej pierwszej damy o twarzy Małgorzaty Kożuchowskiej.

Sprawdźcie też: Kalendarz kinowych nowości na 2022 rok. Polskie daty premier.

gierek-recenzja-filmu-min.jpg

„Nie chcem, ale muszem” – najsłynniejszy z wałęsizmów najlepiej pasuje chyba do filmowego Gierka w interpretacji młodszego z Koterskich. Znany z różnych wcieleń kinowej familii Miauczyńskich aktor przedstawia słynnego polityka doszczętnie portretowo. Gierek jest tutaj władcą wiecznie zanurzonym w myślach, często ujmowanym niemalże w pozycji Chrystusa Frasobliwego. Jego koroną cierniową jest państwo, a ślady biczowania to wymagający obywatele. I jakby tego było mało, za jego plecami czai się Judasz z ciemnymi okularami i łysiejącym czerepem. Autorzy scenariusza (Michał Kalicki, Krzysztof Tyszowiecki i Rafał Woś) utkali Gierka nie tyle z obrosłych wokół niego mitów, ile z wyidealizowanych wyobrażeń czcigodnego i uciemiężonego autorytetu. Tak samo zresztą zdają się postrzegać go bracia Węgrzyn (reżyser Michał i zdjęciowiec Wojciech), znani przede wszystkim z filmu „Proceder” opowiadającym o raperze Tomaszu Chadzie. W ich obiektywie Gierek jest postacią monumentalną, fotografowaną przede wszystkim w sposób doniosły i zobowiązujący. Twórcy utracili portret człowieka, o który, jak mniemam, gorąco zabiegali. Sam Gierek był w końcu jednym z nielicznych w PRL-u polityków, którzy dali się poznać społeczeństwu ze swej prywatnej strony.

Trudno dostrzec w protagoniście rysy faceta z krwi i kości. Scenarzyści chcieli, byśmy dostrzegli w nim przede wszystkim legendę polityka, u którego na pierwszym miejscu zawsze znajduje się dobro obywateli. Niezależnie od tego, z jakimi poglądami wchodzimy na salę kinową, film będzie uparcie zabiegał o to, abyśmy wyszli z niej bogatsi o perspektywę w nim przedstawioną. „Gierek” nie zaoferuje Wam zatem dialogu; szansy na dyskusję z tym, co historycznie prawdziwe, i tym, co fałszywe. Dość powiedzieć, że twórcy nie pokusili się nawet o zwyczajową notkę, wedle której mamy być zorientowani, iż to, co dzieje się na ekranie, jest jedynie inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Bohater filmu pozostaje w „Gierku” po prostu bohaterem filmowym. W scenach, gdy dogaduje się z robotnikami, pomaga fachowcom wnieść do domu kanapę albo nadstawia drugi policzek internującym go milicjantom, brakuje mu tylko biało-czerwonej peleryny.

Sprawdźcie też: „Gierek” – posłuchajcie piosenki Natalii Lesz promującej polski film biograficzny.

Trudno się dziwić, że Koterski wypadł w swej kreacji w znacznej mierze naśladowczo. Jego wersji Gierka bliżej niż do filmu jest do muzeum figur woskowych albo fabularyzowanego dokumentu o wątpliwej jakości materiale. Podobnie zresztą jawi się sama produkcja. W najlepszym przypadku obraz będzie szkolną czytanką, na którą tłumami ruszą klasy z polskich podstawówek. Gorzej będzie, jeśli dzieci zorientują się, że nie oglądają historycznego filmu o czasach, kiedy w Polsce żyło się... inaczej. „Gierek” okaże się natomiast katastrofą, jeśli któraś grupa zaopatrzy się w znicze.

Ocena filmu „Gierek”: 2-/6

Zdj. Global Studio