Eter - recenzja filmu

W listopadzie do kin zawita nowy film Krzysztofa Zanussiego pod tytułem Eter, który zadebiutował na tegorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Czy warto czekać na nowy film Zanussiego? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w naszej recenzji.

Wkład Krzysztofa Zanussiego w kinematografię polską jest nieoceniony. Jeszcze przez długi czas filmy reżysera, takie jak, będące cynicznym komentarzem PRL-owskiej rzeczywistości Barwy ochronne, czy zaskakujące wyszukaną formą Iluminacja i debiutancka Struktura kryształu, zaliczane będą do tych najważniejszych, jakie kiedykolwiek powstały w kraju nad Wisłą. Twory, które wyszły spod ręki mistrza w ostatnim czasie, są jednak wyraźną rysą na wizerunku twórcy i nieco rujnują jego kulturowe dziedzictwo. Złą passę reżyser niestety wciąż kontynuuje, czego najlepszym przykładem jest jego najnowszy film.

W Eterze Zanussi bierze na barki nie tylko przerabianego już przez wielu na różne sposoby Fausta, ale sięga również do innej, chyba w jeszcze większym stopniu przetrawionej przez kulturę masową powieści. Jego główny bohater, osobliwy doktor (Jacek Poniedziałek) ma w sobie zarówno wielkie pokłady maniakalnej żądzy wiedzy Fausta, jak i nienasycone pragnienie władzy charakterystyczne dla Frankensteina. Intelektu i erudycji twórcy Roku spokojnego słońca nikt nigdy nie podważał, ale co do sposobu serwowania treści można mieć do Zanussiego wiele zastrzeżeń.

Eter_fotos_Maciej_Szcześniak_1-min.JPG

Sama historia od pierwszych minut sprawia wrażenie intrygującej. Opowieść zaczynamy na początku XX wieku na obrzeżach Cesarstwa Rosyjskiego. Młoda dziewczyna bawi się w ogrodzie, po czym, chwilę później jest już w rękach wspomnianego doktora. Do uwiedzenia jej, naukowiec musi posłużyć się substancją zwaną eterem dietylowym, jednak przesadza z dawką. Dziewczyna natychmiast umiera, doktor zmuszony jest do ucieczki. Winnego skazano na karę śmierci przez powieszenie, lecz splot wydarzeń powoduje, że wyrok nie zostaje wydany. Po tych wydarzeniach bohater ląduje w wojskowej twierdzy w innym Cesarstwie, tym razem Austro-Węgierskim, między Galicją, a Podolem. Tam, od komendanta (Andrzej Chyra) otrzymuje zezwolenie na prowadzenie eksperymentów z eterem na ludziach – członkach armii oraz kobietach z pobliskiego burdelu. Cała historyczna otoczka wydaje się ciekawa, a temu konkretnemu okresowi i miejscu, w kinie nie poświęcano tyle uwagi, co dajmy na to wydarzeniom odbywającym się trzydzieści, czy czterdzieści lat później. Zanussi jednak z pewną obojętnością podchodzi do tła, skupiając się głównie na nakreślaniu różnic między dobrem, a złem, nauką, a religią i etyką, postępem technologicznym, a instynktami pierwotnymi.

Wszystko, co udaje mu się powiedzieć i przekazać widzowi w trakcie filmu, zostaje w ostatnim akcie przez niego strywializowane i spłycone tak, by ostateczny efekt nie wzbudził już w odbiorcy żadnych wątpliwości. Pod tym względem Eter, skądinąd słowo o tak wielu znaczeniach, staje się niezwykle jednowymiarowy. Zanussi, znany z nachalnej metafizyki, w swym najnowszym obrazie posługuje się nią z subtelnością równą przedstawieniom przemocy w filmach Sama Peckinpaha. Nie próbuje on nawiązać dialogu, zaprosić do rozważań, lecz stawia sprawę jasno i klarownie. Tego typu manewrów w jego twórczości nigdy przecież nie brakowało. Reżyser bardzo często stawiał siebie w pozycji moralizatora, jednocześnie zabierając całą zabawę z seansów, które, mimo taniego dydaktyzmu potrafiły dostarczyć wrażeń. Podobnie jest w przypadku Eteru, bowiem znalazło się w filmie kilka scen przypominających, że nakręcił je fachowiec. Jest to jednak zdecydowanie za mało i w ostateczności obraz okazuje się nieporozumieniem.

Zabierając się za nieco wyczerpany już mit Fausta, Zanussiemu ani nie udaje się przedstawić motywu w nowym, odświeżonym świetle, ani skłonić do przemyśleń. Film przypomina raczej tani whodunit kina klasy B, niż wysokich lotów kino artystyczne, które reżyser zwykł tworzyć.

Ocena -2/6

źródło: zdj.