Kler - recenzja filmu

Od 28 września w kinach będzie można oglądać nowy film Wojciecha Smarzowskiego pod tytułem Kler, który zadebiutował już na 43. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych i wzbudził niemałe kontrowersje. Zapraszamy do lektury naszej recenzji.

Gdy zwiastun Kleru po raz pierwszy pojawił się w internecie spora część użytkowników bardzo szybko wyliczyła Wojciechowi Smarzowskiemu wszystkie grzechy dotyczące jego najnowszej produkcji. Wśród tych ciężkich znalazły się przede wszystkim: kopiowanie samego siebie, populistyczne skłonności à la Patryk Vega, i wreszcie, bezpardonowy atak na Kościół Katolicki, księży i wszystkich wiernych. Jeśli myśleliście, że dwuminutowa zapowiedź filmu potrafiła wzbudzić kontrowersje, lepiej poczekać do premiery, bo wówczas przez media przepłynie biblijnych rozmiarów potop obelg i niesłusznych oskarżeń w stronę obrazu. W istocie jednak Kler ma się nijak do wyżej wymienionych zarzutów. Owszem, może i ciut za długa ekspozycja zawiera kilka niepotrzebnych scen, a Smarzowski korzysta ze znanych w swojej twórczości motywów (jest on jednak reprezentantem kina autorskiego, a kto inny, jak nie autor eksploruje znane motywy), ale w centrum jego opowieści jest nie krytyka wiary, czy katolicyzmu, lecz poszkodowany człowiek w obliczu prężnie działającej machiny.

Wobec tego Kler staje się jednym z najważniejszych polskich filmów nie tyle roku, co dekady, a Smarzowski potwierdza, że jego artystyczna działalność ma w sobie niewyobrażalny potencjał społecznej debaty. Tak jak w przypadku Wołynia, Ci, którzy nie będą chcieli wyciągnąć z filmu wniosków, po projekcji wyjdą z kina bezwzględnie przekonani o własnej racji, a Ci bardziej pokorni otrzymają co najmniej refleksję. Reżyser Wesela ponownie szokuje i przekracza bariery tego, co dotychczas można było pokazać, ale robi to w słusznym celu – pokazuje, iż wbrew przekonaniu wielu, kler złożony jest nie ze świętych, ale z ludzi. Ludzi, którzy tacy, jak członkowie każdej innej grupy społecznej popełniają błędy i postępują niewłaściwie. W myśl kwestii jednego z bohaterów: „Kościół jest święty, ale tworzą go ludzie grzeszni”.

W filmie przyglądamy się losom trzech księży w średnim wieku przechodzącym swego rodzaju kryzys wiary: Ksiądz Kukuła (Arkadiusz Jakubik), nauczyciel religii w szkole podstawowej oskarżony zostaje o pedofilię. Ksiądz Lisowski (Jacek Braciak), szanowany pracownik kurii, marząc o karierze w Watykanie, z coraz większym pożądaniem wspina się po szczeblach hierarchii kościelnej. Ksiądz Trybus (Robert Więckiewicz), duchowny ze skromnej, wiejskiej parafii, oprócz wina mszalnego uzależniony jest również od jednej z parafianek. Jest jeszcze karykaturalna postać Arcybiskupa Mordowicza, ale bohater grany przez Janusza Gajosa jest właściwie ucieleśnieniem idei. W jego osobie skupiona jest myśl przewodnia filmu, ukazująca obłudę i nikczemność, jaka zalęgła się wśród władzy kościelnej. Pod tym względem Kler opowiada również niejako o uzależnieniu od władzy, a w szczególności o niemocy prawdziwej wiary w starciu z bezkompromisowym rządem.

Smarzowski poprowadził swój najnowszy film analogicznie do Drogówki. Zaczyna bardzo zjadliwie, bo manewrując na granicy parodii, przez kilkadziesiąt minut poniekąd przeciąga promujący film trailer. Staje się to praktyczne, ale tylko do pewnego momentu. Łatwo bowiem zarzucić tutaj reżyserowi przytłoczenie widza i jednowymiarowość. Humorystyczne tony, które wybrzmiewają w ekspozycji bardzo wyraźnie, z pewnością przypadną do gustu tej części publiczności piejącej z zachwytu podczas premiery zwiastuna. Gdyńska widownia na pokazie prasowym w większości świetnie się bawiła, jednak mnie obrany przez Smarzowskiego kierunek lekko zbił z tropu. Dopiero po wprowadzeniu bardzo inteligentnie poprowadzonej intrygi reżyser całkowicie przekonał mnie do zaakceptowania owej formy.

Na festiwalu film prócz wzbudzania kontrowersji (Kler pozbawiony został nagrody publiczności, mimo zanotowania najdłuższych oklasków), zdobywa także spore uznanie (nagroda dziennikarzy). Jedno jest pewne – nie sposób jest przejść koło tego obrazu obojętnie i nie potraktować go, jako kina społecznie zaangażowanego. Chciałoby się powiedzieć, że Smarzowski, biorąc się za tak problematyczną w naszym kraju tematykę za rogi nie chwycił byka, lecz świętą krowę. W Klerze nie zagląda on pod sutannę każdego księdza w poszukiwaniu ministranta, ale przygląda się hipokryzji i zakłamaniu, które duchownych otacza. Pozostaje liczyć na to, że po przyszłym piątku nie zostanie on ukrzyżowany.

Ocena 5/6

zdj. Kino Świat / Bartosz Mrozowski