„Kulej. Dwie strony medalu” – recenzja. Czy warto obejrzeć film o polskim pięściarzu?

Filmy bokserskie to jedne z moich ulubionych. Niestety na rodzimym poletku nie powstaje ich zbyt wiele. Głównie przez krótki okres przedprodukcyjny, który nie pozwala aktorom należycie przygotować się do powierzonej im roli, a nie przez brak historii wartych opowiedzenia. Jedną z nich jest ta o Jerzym Kuleju (Tomasz Włosok — momentami nie do odróżnienia od oryginału). Czy warto jednak wybrać się do kina na „Kulej. Dwie strony medalu”, za który odpowiada Xawery Żuławski? Przekonacie się z recenzji.

Film o Jerzym Kuleju. Jak wypada „Kulej. Dwie strony medalu”? Recenzja

Mimo iż bogatym życiorysem bohatera dałoby się obdzielić kilka produkcji, scenarzyści postawili na okres olimpijski rozpoczynając film od triumfu w Tokio (1964), a kończąc na olimpiadzie w Meksyku (1968). Najważniejsze jest jednak to, co dzieje się pomiędzy. Nie jest to zatem typowa historia od zera do bohatera, za to bardziej dość pokraczny mix „Pięknego umysłu” i „Człowieka ringu”. Nie ma w tym nic złego, ale ciężko tak naprawdę kibicować komuś na 100%. Główny bohater, choć nie brakuje mu ducha walki, nie jest pozbawiony wad.

Jasne, czasy, w których przyszło mu zostać dobrem narodowym do najłatwiejszych nie należały, ale ciężko oprzeć się wrażeniu, że część nieszczęść bohater sprowadza na siebie sam. Nieustannie wspiera go kochająca żona Helena (w tej roli Michalina Olszańska), jeszcze bardziej zawzięta niż jej mąż, przez co jest nam jest zwyczajnie żal. Trzecią osobą dramatu jest pułkownik Sikorski grany przez Tomasza Kota, który chyba wciąż stara się o rolę w kolejnych przygodach Agenta 007. Na miejscu producentów z Hollywood brałbym jego kandydaturę na poważnie.

Duet Konrad Eleryk i Bartosz Gelner odpowiada zaś za dość niespodziewaną jak na podjęty temat, ale dość trafną dawkę humoru i niezobowiązującego luzu. O fizycznej przemianie Włosoka już napomknąłem, choć jak dla mnie najbardziej wiarygodnie wybrzmiewa kreacja Andrzeja Chyry. Postać Feliksa Stamma nie dostaje zbyt wielu linijek tekstu, jak i czasu ekranowego, a mimo to Chyra daje tu popis nie gorszy od słynnego „Długu”. Odgrywający w opowieści rolę narratora, trener jest łącznikiem widza z główną postacią i jednym z najlepszych aspektów filmu.

Zdjęcia Mariana Prokopa cudownie oddają klimat lat 60. ubiegłego wieku, a wspaniałe sekwencje taneczne sprawiają, że nogi same rwą się do tańca. Przepis na dobre ukazanie pojedynku bokserskiego to krew, pot i łzy. Te ostatnie zostają wylane po naszej stronie ekranu. To jednak za mało, by ten najbardziej bezpieczny film Xawerego Żuławskiego był czymś więcej niż tylko skromną laurką dla wielkiego sportowca.

Gdy już wszyscy uwierzą, że zostałeś pokonany, dopiero wtedy zadaj ostateczny cios.

Ocena filmu „Kulej. Dwie strony medalu”: 3/6

 

zdj. Next Film