Legendy Zachodu kontra seryjny morderca. Recenzja komiksu „Dziki Zachód” tom 3

Oczekiwanie dobiegło końca i można już zapoznać się z kolejnymi rozdziałami serii Dziki Zachód. Przekonajcie się, jak wypadają „Skalp za skalpem” oraz „Błoto i krew”.

Here's a man the sheriff watches 

On his gun there's more than twenty-seven notches 

On the draw there's no one faster 

And you're flirting with disaster 

When Bill Hickok's reputation you malign 

And I'm glad to say he's a very good friend of a friend of mine

W ten oto sposób w musicalu „Calamity Jane” tytułowa bohaterka (w tej roli wspaniała Doris Day) śpiewała o Dzikim Billu. Calamity z komiksów Glorisa i Lamontagne chyba nie mogła być dalej od przywołanej przed chwilą ekranowej inkarnacji tej legendy Dzikiego Zachodu. Trzeci tom bohaterka rozpoczęła od przeplatanego zaglądaniem do butelki planowania zemsty na Hickoku. Dołączyła też do szargającego imię Billa chóru wdów, sierot i krewnych, dla których był on tylko mordercą, no i z pewnością nie zareagowałaby radośnie, gdyby jakakolwiek osoba w jej otoczeniu szczyciła się przyjaźnią z Dzikim Billem. A cóż w tym czasie porabiał znienawidzony przez nią rewolwerowiec? Objął dobrze płatną posadę i czuwał nad powstawaniem nowego połączenia kolejowego. Ich drogi w końcu się skrzyżowały, relacje uległy zmianie (i ciekawie się rozwinęły), a kręgi towarzyskie poszerzyły o kolejne słynne postacie – Charliego Uttera oraz Bassa Reevesa.

Zebrawszy tak udaną ekipę, Gloris wysłał swoich bohaterów na misję, którą można określić mianem The Best of Western. Czego tu nie ma! Pojedynki w saloonach, zasadzki w kanionach, bitwy z Indianami, budowa kolei i napady na pociągi – momentami miałem wrażenie, że komiks powstawał w oparciu o jakąś listę najważniejszych motywów, jakie muszą pojawić się w historii osadzonej na Dzikim Zachodzie. I to jak najbardziej jest zaletą omawianej pozycji. Tym bardziej że każde miejsce oraz każde wydarzenie są integralną częścią tej opowieści i nic nie sprawia wrażenia wciśniętego na siłę. Sama fabuła też wciąga.

Lost in time Dziki zachód tom 3

Poprzednie tomy przypadły mi do gustu nie tylko za sprawą głównej osi fabularnej i bohaterów, ale także dzięki sprawności, z jaką wpleciono dane opowieści w szerszy kontekst. Śledząc poczynania Marthy i Billa mogliśmy też przyjrzeć się temu, jak zdobywano Dziki Zachód. Obraz ten szybko stał się wyjątkowo gorzki i daleki od romantyzowania kowbojów. Tym razem było podobnie, choć pojawiły się też drobne różnice. Wprowadzając do historii postać Charliego Uttera scenarzysta wzbogacił niezbyt przychylny zbiorowy portret budowniczych Ameryki o poczciwca kierowanego bezinteresowną przyjaźnią. Odświeżające to i ciekawe, ale poza tym wątkiem Gloris grał na dobrze znanych nutach i ponownie nie stronił od tematów związanych z podłością, wyzyskiem, uprzedzeniami czy zagrabianiem ziemi należącej do rdzennych Amerykanów.

W omawianym tomie pojawił się też wątek seryjnego mordercy i nie ukrywam, że przed lekturą intrygował mnie on nieco bardziej niż dalsze losy protagonistów. Przede wszystkim ciekawiło mnie jak bardzo pogłębiony będzie obraz zbrodniarza (zwłaszcza że opis sugerował związek między dzikością Nowego Świata a skłonnością do popełniania przestępstw). Bez niepotrzebnego zagłębiania się w szczegóły mogę powiedzieć jedynie, że droga do poznania mordercy była ciekawsza niż fragment ukazujący ostateczną konfrontację Billa, Calamity i  Charliego z poszukiwanym przez nich zwyrodnialcem. Jak już marudzę, to wspomnę jeszcze o jednej drobnej, kwestii. W pewnym momencie Bass Reeves pokusił się o kilka przemyśleń na temat sytuacji społeczno-ekonomicznej w Stanach Zjednoczonych. Rozumiem, że była to wyedukowana osoba, ale nawet biorąc to pod uwagę, to niecodzienna wydaje mi się krytyka kapitalizmu poczyniona w XIX wieku przez byłego niewolnika. Nie mam nic przeciwko współczesnym komentarzom, ale niech przybierają one formę, która nie wytrącałaby z lektury. Reeves zwracający uwagę na wyzysk jednostek i chciwość przedsiębiorców byłby lepszym rozwiązaniem od mówienia wprost o kapitalizmie.

Najmniejszych powodów do narzekania nie dostarczył Jacques Lamontagne. Może i narysowany przez niego świat nie należy do najprzyjemniejszych miejsc, ale nie zmienia to faktu, że mógłbym się na niego patrzeć godzinami. Artysta świetnie wypada w scenach akcji oraz w spokojniejszych fragmentach, dobrze radzi sobie z ukazywaniem surowego piękna Północnej Ameryki oraz rozsianych po niej miast, miasteczek i indiańskich obozów. Szczególnie do gustu przypadły mi kadry przedstawiające bitwę o pociąg i plansza zapraszająca odbiorcę do przyjrzenia się tańcom wojennym buntowników walczących u boku Szalonego Konia. Za pierwszym razem jej widok podziałał na mnie tak mocno, że aż w uszach zabrzmiały mi plemienne śpiewy i okrzyki.

Komiks został solidnie wydany. Otrzymaliśmy format typowy dla tytułów od Lost In Time oraz dobrej jakości papier i druk. W zbiorze nie zamieszczono dodatków.

Trzeci tom „Dzikiego Zachodu” to kolejny udany western od Lost In Time i już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów tej pasjonującej opowieści.

Oceny końcowe komiksu „Dziki Zachód” tom 3

5
Scenariusz
6
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
4
Przystępność*
5
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6. 

*Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum. 

dz3

Specyfikacja

Scenariusz

Thierry Gloris

Rysunki

Jacques Lamontagne

Oprawa

twarda

Druk

kolor 

Liczba stron

96

Tłumaczenie

Jakub Syty

Data premiery

24 maja 2024

Dziękujemy wydawnictwu Lost In Time za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Zdj. Lost In Time / Dupuis