MARVEL NA ŚWIEŻO #4: Zderzenie światów w Avengers oraz wojna u bram piekła

W najnowszej odsłonie kolumny Marvel na świeżo recenzujemy pierwsze odsłony dwóch z szeregu serii wchodzących w tym tygodniu w ramy inicjatywy Marvel Legacy.

W tym tygodniu będzie krótko, zwięźle i na temat. Zadebiutowały pierwsze tytuły wchodzące w skład Marvel Legacy i na razie moje pierwsze wrażenie jest takie, że brak rotacji w zespołach twórców może spowodować, że zmiany wprowadzone przez Legacy będą raczej kosmetyczne i nie wyjdą zbytnio poza aspekt marketingowy. Takie wrażenie zdecydowanie robią Avengers #672, którzy są pod każdym względem kontynuacją przeciętnego runu Marka Waida i z łatwością mogę sobie wyobrazić, że ten zeszyt ukazałby się nawet gdyby po Secret Empire żadnego Legacy nie było.

Nie zrozumcie mnie źle, Worlds Collide zapowiada się na przyzwoitą, bardzo klasyczną w charakterze historię superbohaterską, w której drużyny Avengers i Champions muszą odłożyć na bok swoje podziały, by zatrzymać zagrożenie nadchodzące ze strony High Evolutionary. Problem w tym, że Mark Waid jest niesamowicie utalentowanym scenarzystą, autorem kilku rewelacyjnych runów w Marvelu i DC, pod wieloma względami legendą komiksu superbohaterskiego i biorąc to wszystko pod uwagę trudno nie być zawiedzionym brakiem polotu w tym zeszycie. Charakterystyka bohaterów jest minimalna i dość niezdarnie połączona z chęcią nakreślenia istoty zagrożenia przed którym staje Ziemia. Dialogi są po prostu słabe, w większości niezdarnie ekspozycyjne. Brakuje mocnego nakreślenia charakteru sporu między Avengers i Champions, historia nie odnosi się w należyty sposób do faktu, że jakikolwiek spór w ogóle istniał, poza tym, że pomiędzy postaciami można wyczuć lekkie napięcie. Wydawałoby się, że motyw konfliktu pokoleniowego znajdzie jakoś swoje odbicie w samej fabule, ale nic takiego nie ma miejsca, poza łagodnym zarysowaniem braku porozumienia pomiędzy Viv Vision i jej ojcem. Jest po prostu dużo akcji, która nie służy dostatecznie rozwojowi postaci i sprowadza cały komiks do poziomu nudnego ćwiczenia gatunkowego. Nie pomaga we wszystkim nie przekonująca pod względem rozrysowywania akcji na panele oraz odpychająco pokolorowana oprawa graficzna Jesusa Saiza. Mam ochotę porzucić ten crossover i przeskoczyć do styczniowego Avengers: No Surrender, ale dam jeszcze szansę następnej odsłonie, która ukaże się za dwa tygodnie w Champions #13. Na razie szału nie ma, jest za to dużo kontynuacji tego, co mnie w Avengers Waida zawodziło.

avengers 672.jpg

Bardzo pozytywnym zaskoczeniem jest natomiast pierwszy zeszyt Spirits of Vengeance. Nie spodziewałem się po tej serii zbyt dużo, chociaż sam pomysł zbudowania drużyny z Ghost Ridera Johnny’ego Blaze’a, Hellstorma, Satany i Blade’a był świetny. Okazało się, że pierwsza odsłona Spirits jest klimatycznym, ciekawym pod względem graficznym komiksem, który o tyle świetnie wpisuje się w koncept Marvel Legacy, że przypomina jak fajny potrafi być nadprzyrodzony zakątek uniwersum Marvela, który zawsze flirtował z satanistycznym horrorem, ale ponieważ to jednak komiksy dla szerokiej publiki w różnym wieku, te wszystkie opętane przez demony postaci i dzieci Szatana prędzej czy później zawsze służyły dobru. Scenariusz Victora Gischlera uderza w idealny ton pomiędzy autentycznym nadprzyrodzonym horrorem a groteskowością fabuły, którą wzmacniają także znakomite kreskówkowe rysunki Davida Baldeona. Jak na razie istota całej opowieści owiana jest tajemnicą, ale zeszyt kręci się wokół samego zbierania się tytułowej drużyny, widzimy więc co prowokuje Johnny’ego Blaze’a do zwrócenia się o pomoc do Hellstroma, jak dołącza do nich Blade, i tak dalej. Satana nawet się w tym zeszycie nie pojawia. Tak się składa, że trafiłem na spoiler dotyczący istoty fabuły, która nie jest jeszcze ujawniona i muszę przyznać, że pomysł jest bardzo dziwny i bardzo fajny. Po pierwszym zeszycie Spirits of Vengeance trafiają na listę komiksów, na które będę czekał z niecierpliwością z miesiąca na miesiąc, mam też nadzieję, że jest jakaś szansa, że ta miniseria awansuje do statusu ongoingu.

spirits.jpg

Poza tym ukazała się w tym tygodniu kolejna odsłona All-New Guardians of the Galaxy Duggana. Jedenasty zeszyt jest narysowany przez Rolanda Boschiego i stanowi poboczną historię skupiającą się na braciach Riderach. Duggan pokazuje, że potrafi ograniczyć swoje śmieszkowanie, gdy historia tego wymaga, a jego seria robi na mnie coraz większe wrażenie swoją skalą. Scenarzysta mnoży wątki kosmicznej sagi, wszystkie wydają się jednak zmierzać w kierunku wyścigu po Kamienie Nieskończoności (frustracja niektórych czytelników, że nikt nie nazywa ich już Klejnotami Nieskończoności nie przestaje mnie zadziwiać). Astonishing X-Men #4 są niestety trochę słabszym zeszytem, który cierpi na syndrom „środka sześciozeszytowej historii,” niestety trochę mniej miejsca poświęcone jest Sferze Astralnej, ale to co dostajemy i tak jest fajne, ciekawie narysowane przez Carlosa Pacheco i w żadnym stopniu nie zmniejsza mojego ogólnego entuzjazmu odnośnie tej serii.

guard11.jpg

W Nowym Jorku trwa właśnie tamtejszy Comic Con, jedna z największych imprez komiksowych na świecie. Paneli poświęconych komiksom Marvela nie brakuje, a z ogłoszonych na konwencie newsów najbardziej cieszą mnie dwie informacje: styczniowi Guardians of the Galaxy #150 to powrót Adama Warlocka, zaś w lutym zadebiutuje miniseria o Legionie autorstwa Petera Milligana. Kto nie czytał jego X-Statix, niech sięgnie po tę dziwaczną serię o mutantach, mam nadzieję, że historia o Davidzie Hallerze nie zawiedzie pod względem oryginalności, zwłaszcza że ma towarzyszyć drugiemu sezonowi całkiem dobrego serialu Foxa. Tyle na dziś, bo miało być krótko. Kolumna robi tydzień przerwy, widzimy się więc za dwa tygodnie!

źródło: Marvel