„Moje wspaniałe życie” – recenzja filmu. Kino, które dodaje otuchy [46. FPFF w Gdyni]

Na tegorocznym Festiwalu w Gdyni zadebiutował film „Moje wspaniałe życie” w reżyserii Łukasza Grzegorzka. Jak wypada nowa produkcja od twórcy „Kampera” i „Córki trenera”? Sprawdźcie naszą recenzję.

Kino Łukasza Grzegorzka ma swoisty posmak. To taka mieszanka letniego wyluzowania, kłębiących się podskórnie nerwów i nieco perwersyjnego poczucia humoru, koło której trudno przejść obojętnie. Mimo iż jego filmy zawsze ogląda się przyjemnie, to ze skutecznym zespoleniem tych trzech – bądź co bądź niełatwych do zgrania – elementów do tej pory reżyser radził sobie z różnym skutkiem. W „Kamperze” brakowało precyzyjnego nakreślenia konfliktu między parą głównych bohaterów, a „Córkę trenera” lekko poszkodował zbyt duży nacisk na postać graną przez Jacka Braciaka. Najnowszy, trzeci już obraz Grzegorzka, czyli „Moje wspaniałe życie”, wydaje się być postępem w karierze reżysera – śladem zwiastującym zwyżkującą dojrzałość twórczą. Jest tu więcej lekkości w portretowaniu świata, coraz rzadziej czuje się narracyjne zgrzyty, no i scenariuszowo film wydaje się być zdecydowanie bardziej kompletny.

„Moje wspaniałe życie” to z pozoru typowy „ensemble movie”, lecz, jak sam tytuł wskazuje, historia dotyczy przede wszystkim jednej osoby. Jest nią Joanna, popularnie zwana „Jo” (Agata Buzek) nauczycielka języka angielskiego z technikum rolniczego w Nysie. Kobieta prowadzi dwa przeczące sobie wzajemnie życia, co skutkuje tym, że w żadnym z nich nie może czuć się szczęśliwa. W pierwszym z nich – tak w pracy, jak i w domu – jest wychowawczynią. Matkuje niesfornym dzieciakom w szkole, równie niesfornym dzieciakom własnym, biernemu mężowi, dorastającemu wnukowi i wreszcie własnej, chorej na Alzheimera matce. W drugim życiu „Jo” jest kobietą utkaną z fantazji o wolności – czas spędza na odprężających sesjach palenia marihuany, niezobowiązujących schadzkach z kochankiem i wspólnym słuchaniu szlagierów polskiej muzyki rozrywkowej. Jej egzystencja opiera się na ryzykownym balansowaniu między jednym żywotem a drugim. Kiedy zszargane nerwy w końcu dadzą o sobie znać, kobieta będzie musiała zdecydowanie obrać kierunek.

Najprościej sklasyfikować film Grzegorzka jako przystępne i uniwersalne kino emancypacyjne. Podczas gdy tego miana z pewnością nie należałoby mu odbierać, najnowsza produkcja reżysera wydaje się jednak być czymś znacznie więcej. „Moje wspaniałe życie” to przewrotna opowieść o wychodzeniu poza ramy. Nie tylko społeczne, ale zwłaszcza te, które narzucamy sobie sami. Za pośrednictwem lawirującej między dwoma przeciwstawnymi światami (zawodowo-rodzinnym i osobisto-fantazyjnym) Agaty Buzek, reżyser zgrabnie manifestuje hasła, takie jak samoakceptacja, afirmacja oraz spokój ducha. Nie ma w tym ani krzty kabotyństwa, dlatego że twórca robi to w znanym sobie stylu – ze swobodą, rezolutnością i niebanalnym dowcipem. W „Moim wspaniałym życiu” Grzegorzek zapewnia kupę frajdy i jest tak nie tylko ze względu na – znaną z poprzednich filmów – naturalność w prowadzeniu aktorów. Podnoszący na duchu charakter obrazu bardzo dobrze sprawdza się także w sprzęgnięciu z obecną tu bezpośredniością przekazu i brakiem powściągliwości.

Moje wspaniałe życie Agata Buzek

Sedno „Mojego wspaniałego życia” w pewnym sensie wyrażane jest jako pean na cześć wyzwolonych nowoczesnych Matek Polek – stłamszonych rzeczywistością kobiet sukcesu, które na własnych barkach dźwigać chcą ciężar nie tylko swój, ale też wszystkich zgromadzonych wokół nich. Grzegorzek sprawnie rzuca swym bohaterom pod nogi narracyjne kłody po to, by wydobyć z nich ekranową prawdę. W tej reżyserskiej terapii szokowej doskonale sprawdza się Agata Buzek jako rozbuchana hipochondryczka, która w swym magnetycznym znerwicowaniu i rozbuchanym szaleństwie doskonale wpisuje się w tragikomiczny temperament twórczości Grzegorzka. Nie gorzej wypadają partnerujący jej koledzy po fachu – Adam Woronowicz jako żywiołowy absztyfikant protagonistki, Jacek Braciak w roli zobojętniałego małżonka, Jakub Zając wcielający się w przedwczesnego tatusia czy Małgorzata Zajączkowska, która uzupełnia drugi plan kreacją popadającej w chorobę matki.

Obok innego, dodajmy równie udanego, portretu współczesnej dysfunkcyjnej rodziny, który jakiś czas temu mogliśmy oglądać w komediodramacie „Czarna owca”, film Grzegorzka jawi się jako wyjątkowo ciekawe kinowe uzupełnienie wizerunku polskiej familii Anno Domini 2021. Obie produkcje w dość harmonijny sposób łączą ze sobą nośną farsę z pokładami obyczajowego dramatu, który jeszcze dekadę temu okazywał się być w naszym kinie gatunkiem niemal niemożliwym do połączenia z komedią. To pocieszające, że polscy filmowcy przestali widzieć świat jedynie w czarno-białych barwach.

Ocena filmu „Moje wspaniałe życie”: 4+/6

zdj. Gutek Film / Weronika Kosinska