Oblicza grozy w polskim kinie – przegląd najciekawszych filmów dostępnych za darmo w sieci

Serwis ninateka.pl przygotował na styczeń 2022 roku przegląd polskich filmów grozy. W programie znalazły się zarówno klasyczne polskie horrory, jak i filmy stawiające na mniej oczywistą prezentację elementów konwencji gatunkowych. Którym produkcjom warto przyjrzeć się w szczególności?

Polski horror bądź polski film grozy to terminy, które przez lata były praktycznie martwe w odniesieniu do naszej rodzimej kinematografii. Zmieniły to ostatnie lata po premierach „Wilkołaka” Arkadiusza Panka, „Monumentu” Jagody Szelc czy dwóch części „W lesie dziś nie zaśnie nikt” Bartosza M. Kowalskiego. Mieliśmy, co prawda, „Wilczycę” Marka Piestraka czy „Medium” Jacka Koprowicza, ale to produkcje, które są z perspektywy czasu trochę zapomniane, co nie dziwi, bo w Polsce kino gatunkowe praktycznie zawsze było traktowane z lekkim lekceważeniem. Teraz, z krótkim przeglądem o nazwie „O zgrozo! Oblicza grozy w polskim kinie”, wyszedł serwis ninateka.pl. W tym przeglądzie mamy do obejrzenia 6 filmów pełnometrażowych i 5 krótkometrażowych z różnych czasów. Przybliżają one różnorakie oblicza grozy, które były ukazywane w polskiej kinematografii.

Nie będę tutaj recenzował każdej z produkcji, ale podzielę się swoimi spostrzeżeniami zgodnie z kategoriami, jakie zaproponowano w serwisie. Pominę tylko filmy „Trzecia część nocy” Andrzeja Żuławskiego, „Dług” Krzysztofa Krauzego oraz „Jestem mordercą” Macieja Pieprzycy, bo: są znane, zdecydowanie warte obejrzenia i oglądałem je kilka razy i nie są dla mnie nowym doświadczeniem. A więc po kolei.

Strachy w kostiumie

Lokis, czyli rękopis profesora Wittembacha” – kostiumowa produkcja Janusza Majewskiego, którą chciałem obejrzeć od lat. Ekranizacja XIX-wiecznego, francuskiego opowiadania. Przez lata słyszałem, że jest klimat, że czerpie z filmów wytwórni Hammer... I coś w tym jest, chociaż nie sposób odnieść wrażenia, że Majewski stworzył tu niejako pastisz horroru. Są sceny nastrojowe, ale są też nasiąknięte czarnym humorem. Ze scen, które kojarzyłyby się z filmami grozy, jest jedna, a sam Majewski w swojej opowieści skupia się głównie na aspekcie psychologicznym, czyli dwoistości ludzkiej natury oraz jej pierwotnych instynktach. Klimat buduje muzyka Wojciecha Kilara, ale nie można pozbyć się wrażenia, że zabrakło Majewskiemu odwagi, żeby pójść konkretniej w klimaty horroru. Niemniej jednak nie sposób odebrać „Lokisowi” tego, że był udanym protoplastą przed wspomnianymi „Medium” i „Wilczycą”.

Lokis-czyli-rękopis-profesora-Wittembacha-ninateka-min.jpg

Ognisty anioł” – film Macieja Wojtyszki z 1985, który ma naprawdę słabą kopię w serwisie. Można to obejrzeć, ale nie jest to nic przyjemnego. A i sama produkcja nie jest niczym odkrywczym. Historia rycerza, który w XVI-wiecznych Niemczech spotyka kobietę, która chce wrócić do swojego byłego kochanka. I to jest początek historii, która opowiada o manipulacji drugą osobą, tłumieniu popędu seksualnego oraz ślepej miłości. Są problemy z montażem, które wynikają też ze słabości scenariusza, w którym znalazły się wątki i postacie pojawiające się tylko na chwilę i nieodgrywające większej roli w historii. W drugiej połowie filmu akcja przenosi się do klasztoru budzącego skojarzenia z „Diabłami” Kena Russella czy „Matką Joanną od Aniołów” Kawalerowicza. Nie muszę chyba pisać, że to porównanie nie wypada dobrze dla filmu Wojtyszki. Czy jednak jest coś w tym filmie dobrego? Mimo słabej jakości kopii – można docenić scenografię. I przede wszystkim w tym obrazie jest naprawdę niezła scena wywoływania diabła! A dodatkowo przedstawiono w niej ciekawą wizję Piekła, co jest naprawdę dużym zaskoczeniem i wybija się na tle całego „Ognistego anioła”. Całego filmu bym nie polecał, ale samą tę scenę warto obejrzeć, bo wielu takich w polskiej kinematografii nie mamy.

Okropności wojny

Ślady wilczych zębów” – polsko-czechosłowacka koprodukcja, której akcja rozgrywa się pod koniec II wojny światowej, w 1945 roku, na pograniczu polsko-czesko-niemieckim. I to się udało. Ten film to jedno z moich największych zaskoczeń w ostatnich latach. Na wspomnianym pograniczu skupia się na kilku dniach z życia czeskiej rodziny, która straciła matkę i musi zmagać się z nową rzeczywistością. I głównie z perspektywy młodej dziewczyny widzimy próbę ułożenia sobie życia. Życia, w którym cały czas istnieje groźba ze strony niemieckich bandytów, którzy nie przyjmują do siebie informacji o zakończeniu wojny. Intensywny seans, w którym Jiři Svoboda nie ocenia bohaterów, nie mówi, co jest dobre, a co złe. Dodatkowo w każdym z nich próbuje znaleźć człowieka. Mocne i uniwersalne doświadczenie. Ze wszystkich pełnometrażowych produkcji to ten film rekomendowałbym przede wszystkim.

Groza surrealistyczna

Krakatau” – krótki metraż autorstwa Mariusza Grzegorzka, który czerpie z niemieckiego ekspresjonizmu, jak i opowiada o stracie, przeżywaniu jej i popadaniu w szaleństwo. Jeśli ktoś lubi doświadczenia formalne, to zdecydowanie warto, bo trwa to tylko 10 minut.

Krakatau-ninateka-min.jpg

Dziewcę z ciortem” – jeden z krótkometrażowych filmów Piotra Szulkina, najlepszego twórcy filmów science fiction w Polsce. Tutaj bierze się za ludową balladę o tytułowym dziewczęciu. Interesująca forma, która z jednej strony czerpie niejako z teatru, a z drugiej strony mamy wyśpiewaną balladę, która opowiada nam to, co widzimy na ekranie. Krótkie, interesujące i aż szkoda, że nikt z tego nie zrobi uwspółcześnionej, pełnometrażowej wersji, bo jest potencjał w tej historii.

Upiory

Millenium” – plastikowa figurka Maryi, tani szampan, Sylwester 1999 roku i głos z offu należący do Tomasza Beksińskiego. Niektórzy oddają się tej nocy pierwotnym instynktom, a nasz główny bohater jest świadkiem zabójstwa i wtedy zmienia się w Humphreya Bogarta z filmów noir, który znalazł się w sytuacji rodem z filmów Hitchcocka. Mnóstwo tropów filmowych jest w tej krótkiej historii, która jest też na wskroś polska. Opowiada o strachach, tych przyziemnych, które wszyscy znamy. 8 minut gęstego, dusznego klimatu.

Spotkanie z bazyliszkiem” – poklatkowa, krótkometrażowa ekranizacja warszawskiej legendy o tytułowym stworze. Fabuła jest znana, ale sama forma urzeka i po ponad 60 latach trafia do dzieci (sprawdzone!). Scenografia przywołuje na myśl animacje Tima Burtona i wytrzymuje próbę czasu.

Sekcja zwłok” – najgorsze doświadczenie podczas tego przeglądu przeprowadzonego na Ninatece. Technika wycinankowa, nudna i sprawiająca, że 8 minut trwa całą wieczność. Jest śmierć, próba odkupienia po stracie dziecka, ale w tej formie to zupełnie nie moja bajka.

sekcja-zwlok-ninateka-min.jpg

I tyle z moich doświadczeń odnośnie „Oblicz grozy w polskim kinie”. Mają one odmienny klimat, czerpią z odmiennych poetyk i ukazują różne oblicza rzeczonej grozy. Są nieznane perełki, jak „Dziewcę z ciortem” czy „Ślady wilczych zębów”. Klasyka w postaci filmów Żuławskiego czy Krauzego oraz niewykorzystany potencjał „Ognistego anioła”. Można się spierać, że brakowało „Wilczycy” lub „Medium”. Może „Diabła” Żuławskiego, zamiast „Trzeciej części nocy”. Niemniej jednak tego typu przeglądy pokazują, że gdzieś na zakurzonych półkach polskich filmotek mogą znajdować się prawdziwe perełki, które czekają na danie im drugiego życia. I oby takich okazji było jak najwięcej.

Wszystkie filmy można oglądać za darmo w serwisie Ninateka do 29 stycznia.

zdj. Ninateka