
Horrory z cyklu „Oszukać przeznaczenie” przez lata pielęgnowały w nas strach przed praktycznie każdą zwyczajną czynnością, nawet tą najbardziej błahą i pozornie mało niebezpieczną. Myślę, że niejedna osoba, wsiadając na pokład samolotu, zastanawiała się, czy oby nie podzieli losu bohaterów pierwszej części filmu. Dodajmy do tego kultową scenę z balami drewna z drugiej odsłony oraz – mówiąc najdelikatniej, jak się tylko da – niefortunny wypadek na solarium z części trzeciej. Chociaż swoją drogą solarium to nie najzdrowszy sposób spędzania wolnego czasu, więc może wyszło na lepsze.
Seria, w której główną antagonistką była niewidzialna kostucha upominająca się o dusze ocalałych, zadebiutowała w 2000 roku. Możemy jednak nieco bardziej zagłębić się w temat i wówczas dowiemy się, że pierwotnie wizji w samolocie miał doświadczyć młodszy brat agentki Scully, bohaterki serialu „Z Archiwum X”. Epizod, zatytułowany „Lot 180”, nigdy jednak nie ujrzał światła dziennego w takiej formie, jak pierwotnie zaplanowano.
Każda odsłona „Oszukać przeznaczenie” bazowała na dokładnie tym samym schemacie: wielkiej katastrofie z ofiarami śmiertelnymi; ukazaniu, że była to prorocza wizja; uratowaniu kilku osób, a następnie ich dziwnych wypadkach. Ten pomysł z części na część stawał się coraz bardziej generyczny, i tylko druga i piąta odsłona moim zdaniem starały się jakoś zaskoczyć odbiorcę. Pozostałe odtwarzały to, co już widzieliśmy.
Z racji, że „Więzy krwi” stanowią już szóstą zabawę z ponurym żniwiarzem, i to nakręconą po prawie 14 latach przerwy, można było po prostu po raz kolejny dać widzowi dokładnie to samo. Na szczęście twórcy postanowili trochę nas wyrolować. Owszem, nadal pojawiają się tutaj znane schematy, takie jak wizja zbliżającej się masakry czy kolejna wymyślna eliminacja bohaterów, ale film bawi się tą konwencją i zmienia ją, aby nie była wyłącznie kalką.
Dzieło miejscami naśmiewa się zarówno z siebie, jak i z widza. Próbuje mu wmówić, że dana sytuacja jest zbyt absurdalna, aby miała miejsce, po czym urzeczywistnia ją. I na odwrót – całkiem możliwe scenariusze śmierci albo się nie spełniają, albo nie przynoszą efektów, albo stanowią tylko punkt większego planu kostuchy. Pod tym względem „Więzy krwi” ogląda się świetnie, ponieważ nie brak tu kreatywnych pomysłów.
Wracając jeszcze do momentów, w których naprawdę można się zdziwić, warto wspomnieć o samym początku akcji. Otrzymujemy tam historię osadzoną u schyłku lat 60. XX wieku. Wiadomo, że pierwotnie mówiono o „odświeżeniu serii”, jednak trailery sugerowały bardziej współczesne realia. Rzecz jasna, wszystko z czasem się wyjaśnia, lecz ten zabieg naprawdę może zaskoczyć.
„Więzy krwi” wplatają też kilka nawiązań do wcześniejszych części. Zresztą, już trailery nie kryły obecności Tony’ego Toddsa w swojej ostatniej roli. Aktor ponownie wcielił się w Williama Bludwortha, czyli koronera i grabarza znającego schemat działania śmierci. Tym razem, oprócz pojawienia się na ekranie, by wytłumaczyć bohaterom, w jak złej sytuacji się znaleźli, postanowiono ujawnić jego historię. Todds nie jest jednak jedynym elementem filmu cofającym nas do poprzednich historii – uświadczymy ich więcej, czasem mniej, a czasem bardziej dyskretnych.
Nie ukrywam też, że oglądanie analizowanego filmu w kinie może dostarczyć sporej dawki… humoru. Wiem, że jest to horror i w teorii powinien straszyć lub wzbudzać niepokój. I ten drugi cel jak najbardziej jest tu spełniony, gdyż nigdy ostatecznie nie wiadomo, co wymyśli śmierć dla swojej ofiary. Ale gdy dochodzi już do rozwiązania, brutalność niektórych wydarzeń bardziej śmieszy, niż straszy. I nie jest to bynajmniej wada – ta seria słynie z wielu absurdalnych i przesadnych scen. Dobrze, że dalej trzymano się tej konwencji.
Mógłbym się przyczepić do paru nieścisłości, bo te oczywiście zachodzą. Jednak nie miałoby to według mnie sensu. „Oszukać przeznaczenie” zawsze jako horror bazowało na przesadzie i losowych czynnikach, których prawdopodobieństwo zajścia wynosiło jeden do miliona. Bez nich ta seria nie prezentowałaby się tak samo.
Warto zatem obejrzeć szóstą i pewnie nie ostatnią odsłonę. Jeśli te 25 lat temu nabawiliście się strachu przed lataniem samolotem, i teraz będziecie mogli dodać do swojej listy kolejne traumy. Słowem, będziecie usatysfakcjonowani. Jeśli jednak nigdy nie oglądaliście żadnej części, mimo nawiązań nadal będziecie mogli cieszyć się odrębną historią, która być może zachęci was do sięgnięcia po poprzedniczki.
Ocena filmu „Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi”: 5/6
zdj. Warner Bros.