Pajączek, jakiego nie znacie. Recenzja komiksu „Spider-Man Noir”

W lutym wydawnictwo Egmont wypuściło do sprzedaży pierwszy tom z uniwersum Marvel Noir. Na początek otrzymaliśmy alternatywną wersję Spider-Mana. Przekonajcie się, jak wypada noirowa inkarnacja tego bohatera.

Upodobanie scenarzystów do nieustannego rzucania Peterowi kłód pod nogi oraz obecność w jego życiu kociej femme fatale, czyli Felicji Hardy, sprawiają, że spośród czołowych postaci z komiksów Marvela, Parker jest jedną najlepiej nadających się do umieszczenia w historiach nawiązujących do czarnego kryminału. I tak też się stało. W 2008 roku do sprzedaży trafił pierwszy zeszyt z perypetiami noirowego Pajączka. Przez lata ta wersja Spider-Mana zyskiwała na popularności i mimo swojego krótkiego żywota pojawiała się nie tylko w kolejnych komiksach, ale również w grach komputerowych, filmach animowanych, a także zainspirowała jeden z kostiumów w widowisku „Spider Man: Daleko od domu”. W „Spider-Man Noir” od Egmontu znajdziemy wszystkie opowieści z nim w roli głównej oraz kilka zeszytów związanych z wydarzeniami „Spiderversum” i „Spidergedon”.

Otwierający zbiór „Spider-Man Noir” wrzuca czytelnika na nękane przestępczością, korupcją i skrajnym ubóstwem ulice Nowego Jorku. David Hine i Fabrice Sapolsky przypominają o ofiarach wielkiego kryzysu i wykorzystują ten tragiczny dla wielu Amerykanów okres do opowiedzenia o początkach Spider-Mana. Poznajemy Petera jako pełnego gniewu i zapału chłopaka, któremu przede wszystkim zależy na pomszczeniu zamordowanego wujka. Początkowe strony napędza przede wszystkim dynamika między Parkerem a Benem Urichem. Ten drugi sprawia wrażenie wypalonego i zobojętniałego na krzywdy, jakie spotykają nowojorczyków. Kontrast między postawą bohaterów świetnie ukazuje fragment rozmowy podczas wywoływania zdjęć.

PP: Czyli kamienicę spalono? Ale zginęła mała dziewczynka… To morderstwo!

BU: Patrząc na to, ilu ludzi tam upchnięto, to cud, że ona jedna.

PP: To cię nawet nie szokuje, Urich!

BU: Peter, jestem zbyt zmęczony. Nie da się przejść przez życie zniesmaczonym i oburzonym. Oszalejesz.

Do tego wszystkiego czytelnicy otrzymują jeszcze intrygujące wersje znanych postaci z otoczenia Pajączka. Goblin został przywódcą przestępczego półświatka, Felicia Hardy stanęła na czele nocnego klubu, a ciocię May osadzono w roli aktywistki. Czyta się to z zaciekawieniem, a komiks powinien dostarczyć sporo radości miłośnikom opowieści o alternatywnych wersjach superbohaterów i fanom kryminałów. Pod względem klimatu pierwszej historii bliżej jest do tytułów tworzonych przez Eda Brubakera i Seana Phillipsa niż do standardowych opowiastek o nowojorskim ścianołazie. Jedyną kwestią, na jaką mogę narzekać, jest sposób, w jaki Peter został Spider-Manem. Wolałbym inne rozwiązanie niż magiczne pająki, których obecność w moim odczuciu mocno gryzie się z ponurą i raczej przyziemną atmosferą „Spider-Man Noir”

Spider-Man noir komiks 

W „Oczach bez twarzy” duet Hine i Sapolsky docisnął nogę do gazu. O ile pierwsza historia rozwijała się raczej powoli, to w drugiej otrzymaliśmy więcej akcji. Autorzy nie zrezygnowali jednak ze wplątania Pajączka w rzeczywiste problemy Stanów Zjednoczonych lat 30. ubiegłego wieku. Tym razem, zamiast zwrócenia uwagi na rozwarstwienie ekonomiczne i związanego z nim wzrostu przestępczości, skupiono się na problemie rasizmu i knowaniach amerykańskich sympatyków narodowego socjalizmu. Sami naziści też się pojawili. 

O ile drugą opowieść również mogę nazwać wciągającą, napisaną na dobrym poziomie i ponownie intrygującą alternatywnymi wersjami bohaterów, to jednocześnie nie do końca przekonuje mnie postawienie Spider-Mana naprzeciw nazistom. Ameryka lat 30. mierzyła się z wieloma problemami, a uprzedzenia na tle rasowym nie zawsze są związane z przybyłą z Niemiec ideologią. Odnoszę wrażenie, że pojawienie się nazistów było ze strony scenarzystów pójściem na łatwiznę. Przynajmniej końcowy zwrot akcji nieco zrekompensował samo ich wprowadzenie. Powtórzę, wciąż czytało się to dobrze, ale zwyczajnie wolałbym innych przeciwników. 

Mimo obecności scenarzystów poprzednich opowieści, to kolejne zeszyty, czyli te związane ze „Spiderversum” i „Spidergedonem”, już nie angażowały tak bardzo, a każdy następny miał w sobie coraz mniej atmosfery, jaka towarzyszyła początkowym perypetiom noirowego Pajączka. Wieńczący zbiór „Zmierzch w Babilonii” charakteryzuje się jeszcze innym klimatem. 

Tym razem Peter wyruszył w świat w pogoni za magicznymi artefaktami, a przy okazji skopał też kilka nazistowskich tyłków. Stylistyka noir obecna była wyłącznie w rysunkach i nazwie. Dużo tu akcji i czarów-marów, a sam Peter niezbyt przypomina siebie z wcześniejszych opowieści. Podobnie jest z poziomem fabuły, ten wyraźnie opadł. Może i „Zmierzchu w Babilonii” nie oceniam równie dobrze, co dwie pierwsze historie, ale nie mogę powiedzieć, że podczas lektury nie odczuwałem żadnej przyjemności. Nawet trochę jej było. Nie zmienia to faktu, że ten dostarczający sporej frajdy średniak bardziej nadawałby się na jakiś epizod z życia Indiany Jonesa niż na jedną z przygód noirowego Spider-Mana.

Warstwa wizualna „Spider-Mana Noir” i „Oczu bez twarzy” jest całkiem przyjemna dla oka. Carmine Di Giandomenico dobrze poradził sobie z dynamiką starć, świetnie zaprojektował nowe wersje znanych postaci, no i spod jego ręki wyszło też sporo klimatycznych plansz. Ponarzekać mogę jedynie na cienie i standardowość kadrów. Zwłaszcza brakowało mi tu cieni – za mało ich, jak na opowieść w stylu noir. Prace rysowników odpowiadających za zeszyty związane ze „Spiderversum” i „Spidergedonem” były przyjemne, ale nie ma co się przy nich zatrzymywać na dłużej. 

Spider-Man noir recenzja 

Za to więcej słów należy się rysunkom ze „Zmierzchu w Babilonii”. Juana Ferreyrę poznałem podczas lektury serii „Green Arrow” z Uniwersum DC Odrodzenie. Już na łamach wspomnianych komiksów o Szmaragdowym Łuczniku przekonał mnie, że warto przebrnąć przez nawet największe mielizny fabularne, byleby tylko nacieszyć oczy jego pracami. Artysta rewelacyjnie odnalazł się w atmosferze początkowych stron recenzowanego tytułu. Jako miłośnik klasycznego czarnego kina z ogromną chęcią powiesiłbym część jego plansz na ścianie. Ferreyra nie przestaje zachwycać nawet kiedy akcja „Zmierzchu…” oddala się od Nowego Jorku i noirowych klimatów. Szkoda tylko, że wśród licznych dodatków nie znalazło się nic jego autorstwa. 

Właśnie, skoro o dodatkach mowa. W „Spider-Man Noir” otrzymujemy pokaźną galerię alternatywnych okładek, szkiców i projektów postaci. Znalazło się nawet miejsce dla fragmentów scenariusza. Zabrakło mi jedynie jakiegoś posłowia bądź wprowadzenia ze strony twórców, ale to i tak drobiazg w obliczu materiałów, jakie dołączono do komiksów.

„Spider-Man Noir” to solidny (nie tylko formatem i rozmiarem) komiks, który można polecić przede wszystkim miłośnikom opowieści gangsterskich, fanom Spider-Mana (choć tylko tym dojrzałym) oraz Indiany Jonesa. To intrygująca pozycja gwarantująca nie tylko dobre spędzenie czasu, ale również (nieczęsto spotykaną na polskim rynku) szansę na sprawdzenie, jak przez lata ewoluowało podejście do tytułowego bohatera. 

Oceny końcowe komiksu Spider-Man Noir

4
Scenariusz
4+
Rysunki
5
Tłumaczenie
6
Wydanie
5
Przystępność*
4+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6. 

*Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum. 

Egmont zapowiedzi luty 

Specyfikacja

Scenariusz

Roger Stern, Margaret Stohl, David Hine, Fabrice Sapolsky

Rysunki

Juan Ferreyra, Carmine Di Giandomenico, Paco Diaz, Richard Isanove, Bob McLeod

Oprawa

twarda

Druk

kolor

Liczba stron

376

Tłumaczenie

Marek Starosta

Data premiery

28 lutego 2024 roku

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Zdj. Egmont / Marvel