Stęskniliście się za Batmanem? Pewnie tak, przecież dawno nie było nowej produkcji z Mrocznym Rycerzem w roli głównej. Sprawdźcie, jak wypadł „Batman: Mroczny mściciel”.
Zanim przejdę do sedna szybkie ostrzeżenie. Starałem się skupiać na ogólnych przemyśleniach, ale pewna kwestia wymagała bardziej szczegółowego omówienia, więc w tekście natraficie na informację zdradzającą fabułę jednego odcinka.
Na co dzień sporo marudzę na decyzje DC, WB i producentów wszelakich rzeczy na licencji, które wywołały u mnie przesyt postacią Batmana. Za dużo go wszędzie, przez co nawet nie mam ochoty na lekturę nowych komiksów, jeśli tylko wiem, że jednym z ich bohaterów będzie samozwańczy stróż prawa z miasta Gotham. Jak silnie by to zniechęcenie nie było, tak potężniejszy okazał się potwór o imieniu nostalgia. Zwiastun „Mrocznego mściciela”, często określanego mianem duchowego spadkobiercy serialu animowanego z pierwszej połowy lat 90., całkowicie mnie do niego przekonał. I tak oto ja, osoba niemal alergicznie reagująca na Batmana, z niecierpliwością wyczekiwałem premiery kolejnej produkcji z Mrocznym Rycerzem w roli głównej.
„Mroczny mściciel” nie jest jednak serialem skierowanym wyłącznie do miłośników „Batman TAS”. Mimo podobnej stylistyki, silnie odwołującej się do czarnego kina i inspirowanej Stanami Zjednoczonymi lat 30. i 40. XX wieku, to całkowicie samodzielna produkcja, która nie żeruje na sentymencie i nie jest po brzegi wypchana nawiązaniami do uwielbianego „TAS”. Już samo to jest szalenie odświeżającym i przyjemnym doznaniem, a na tym plusy się nie kończą. Ogólnie mówiąc, jest to piekielnie dobry serial ukazujący Batmana od najlepszej strony, czyli jako detektywa i człowieka, a do tego oferujący interesujące historie oraz udanie napisanych i poprowadzonych bohaterów.
W przypadku większości odcinków otrzymujemy zamkniętą opowieść oraz jednego „przestępcę tygodnia” i tylko finał został podzielony na dwa epizody. Twórcy świetnie wykorzystali powierzony im czas, miejsca dla siebie nie dostały dłużyzny i zapychacze, a każda z historii w pełni angażowała moją uwagę. Całość jest bardzo noirowa, a poczynania protagonisty przede wszystkim opierają się na pracy detektywistycznej i wypadło to po prostu rewelacyjnie. Początkowo myślałem, że będzie mi przeszkadzać osadzenie akcji na stosunkowo wczesnym etapie działalności Batmana, bo ile razy można poznawać początki Mrocznego Rycerza i jego antagonistów, ale szybko przestałem zwracać na to uwagę. Jest to zasługa nie tylko interesujących fabuł, ale również zabawy postaciami oraz relacjami między bohaterami, a także pełnego wykorzystywania materiałów źródłowych.
Jeśli znudzili Was standardowi i często wykorzystywani przeciwnicy Batmana, to tym bardziej musicie obejrzeć „Mrocznego mściciela”. Jasne, pojawiają się tu Catwoman, Pingwin, Dwie Twarze czy Harley Quinn, ale Mroczny Rycerz mierzy się także z Onomatopeją, Nocturną, Firebugiem i Clayfacem, na jego drodze staje też Gentleman Ghost, a w pewnym momencie pojawiają się nawet King Tut i Papa Midnite. Nie kojarzę, by od czasu „LEGO Batman” z 2017 roku, jakakolwiek produkcja tak szeroko czerpała z komiksów DC. Jakby tego było mało, to twórcy nie tylko ochoczo sięgają po różne postacie, ale również kreatywnie bawią się nimi. Oswalda Cobblepot, czyli żeńska wersja dobrze znanego Pingwina, początkowo jawiła mi się jedynie jako haczyk na internetowych krzykaczy, którzy swoim niezadowoleniem mieli pomóc w wywołaniu dodatkowego szumu wokół serialu, ale jeszcze w trakcie oglądania odcinka pojąłem, jak mylne było moje przypuszczenie. Widać tu niecodzienny i udanie poprowadzony pomysł na postać. W drugim sezonie Pingwin koniecznie musi powrócić!
Pora na wspomniany wcześniej spoiler. Mam jedynie problem z postacią Harley Quinn. Z jednej strony usunięcie Jokera z jej otoczenia i przedstawienie nam postaci, która znacznie wcześniej niż w komiksach i innych produkcjach zaczęła działać poza prawem, wypadło bardzo dobrze. Do gustu przypadło mi również jej nowe wdzianko. Niemniej przeszkadza mi kolejny w popkulturze przypadek psychiatry, który szkodził zamiast pomagać. Początkowo serial poświęcał sporo miejsca dbaniu o zdrowie psychiczne i tym bardziej nie pasuje mi tu ukazanie specjalistki wykorzystującej do swoich celów wiedzę zdobytą podczas spotkań z pacjentami.
Skupiłem się na przeciwnikach Batmana, ale wypadałoby też napisać kilka słów na temat jego sojuszników i postaci drugoplanowych. W ich przypadku, podobnie do przestępców i scenariuszy (nawet nie chodzi o poszczególne wątki, a całe historie — jeden z odcinków udanie adaptuje część „Roku pierwszego” Millera i Mazzucchellego), ponownie mamy do czynienia ze swobodnym czerpaniem z całej historii komiksów DC oraz z ciekawymi interpretacjami. Przede wszystkim interesująco wypadła relacja Mrocznego Rycerza z Barbarą Gordon, która w serialu zastąpiła swojego ojca w roli etatowego sprzymierzeńca Batmana. W ogóle Babs została dobrze poprowadzona i nie wiem, czy w kolejnym sezonie chciałbym ją zobaczyć w kostiumie Batgirl. Chyba wolałbym, aby działała tak jak teraz i dalej pokazywała, że nie trzeba być superbohaterem, by walczyć o lepszy świat. Dużo zadowolenia wywołał także Alfred. Naprawdę dobrze zaprezentowano jego więź z Bruce’em i jej zacieśnianie się. Warto jeszcze wspomnieć, że tę inkarnację kamerdynera Wayne’ów częściowo wzorowano na jego pierwszej wersji z 1943 roku.
Jest noirowo i komiksowo, aktorzy głosowi zostali dobrze dobrani, animacja jest przyjemna dla oka, a historie wciągają. Jeśli ktoś jeszcze nie widział „Mrocznego mściciela”, to niech koniecznie zapozna się z tym serialem. Oby na drugi sezon nie trzeba było długo czekać.
Zdj. Amazon Prime Video