W grudniu wydawnictwo Egmont umożliwiło czytelnikom zapoznanie się z kolejnym Wielkim Wydarzeniem z uniwersum DC. Przekonajcie się, czy warto odwiedzić „Planetę Łazarza”.
Jednym z częstych problemów dużych zbiorów, a do takich zalicza się omawiane tomiszcze, jest zróżnicowany poziom ich zawartości. Mieszanka dobrych i złych opowiastek w znaczący sposób utrudnia proste ustosunkowanie się do tego, czy warto z danym dziełem się zapoznać. Zazwyczaj kończy się na odpowiedzi w stylu tak, ale… Podobnie rzecz się ma z recenzowaną pozycją. Na zawartość „Planety Łazarza” składają się miniseria „Batman vs. Robin” oraz zeszyty ukazujące wątek główny i wybrane historie poboczne. Niestety zaangażowała mnie tylko pierwsza część, czyli opowieść o konflikcie Mrocznego Rycerza z Robinem (choć powinienem napisać o starciu z Robinami, bowiem tym razem Gacek zmierzył się z całą grupą swoich dawnych podopiecznych).
„Batman vs. Robin” zaczyna się od powrotu Alfreda do grona żywych i może niektórych to zdziwi, ale wydarzenie to nie jest najbardziej emocjonalnym w tym komiksie. Do życia Batmana ponownie wkroczył też, znany z pierwszego tomu serii „Batman/Superman. World's Finest”, diabeł Nezha i jak na diabła przystało opętał on kilka osób, a jedną z nich był Damian Wayne. Syn wystąpił przeciwko ojcu, a wraz z nim z Mrocznym Rycerzem zmierzyła się również gromada poprzednich Robinów w składzie: Dick Grayson, Jason Todd, Tim Drake i Stephanie Brown. Zamiast spodziewanego i bezmyślnego mordobicia otrzymałem kilka pełnych emocji konfrontacji, podczas których Batman musiał nie tylko zmierzyć się z byłymi podopiecznymi, ale także stanął twarzą w twarz z prawdą o sobie samym.
Mark Waid wycisnął z tych starć tyle ile się dało. Naprawdę dobrze czytało się wypowiedzi postaci, którym wreszcie pozwolono na chwilę brutalnej szczerości w ocenie decyzji podejmowanych przez Mrocznego Rycerza. A jeśli do tego weźmie się jeszcze pod uwagę naprawdę dobrze poprowadzoną fabułę i umiejętnie wprowadzane nowe wątki (wspomnę tylko, że motyw sporu ojca z synem nie ograniczył się wyłącznie do Bruce’a i Damiana), to nie pozostaje nic innego, jak cieszyć się z tak udanej opowieści.
Jak to czasami bywa, tak i tym razem okazało się, że pierwsze zeszyty były tylko dobrymi złego początkami. W teorii historia o usłanej trudnościami walce o życie Batmana powinna angażować i wzbudzać emocje. Tak nie jest i niestety właściwa część zbioru zawodzi. Scenarzyście nie udało się odpowiednio oddać uczuć, jakie towarzyszyły bohaterom. Na jego obronę mogę powiedzieć, że miał niesamowicie utrudnione zadanie, bo kogo dziś obchodzi umierający Batman lub postacie, których moce nie działają tak jak powinny? Przecież utracone umiejętności powrócą, superbohater przeżyje, a nawet jeśli nie, to za kilka komiksów i tak mu się polepszy.
O ile jeszcze mogę przymknąć oko na brak odpowiedniego ładunku emocjonalnego, tak ciężej przejść mi nad inną kwestią. „Planeta Łazarza” jest zwyczajnie nudna. Tu się ktoś z kimś tłucze, tam plotą jakieś frazesy, o których szybko się zapomina, tu znowu ktoś z kimś się bije, za kilka stron pojawia się mało istotny wątek, a po nim… Zgadliście! Po nim następuje kolejna wymiana ciosów między bohaterami. Fabuła pędzi niczym bolid Formuły 1, treści w niej tyle, co radości w postawie Kłapouchego z „Kubusia Puchatka”, a pamięć o zaprezentowanych wydarzeniach umyka szybciej niż Flash. Spędziłem z omawianym komiksem trochę czasu, a i tak w trakcie pisania niniejszego tekstu musiałem go kilka razy przekartkować, by przypomnieć sobie o nim cokolwiek. Sytuację ratują historie poboczne, tym bowiem posłużyło skondensowanie oraz inni scenarzyści i czytało się je znacznie lepiej niż główną część.
Zerkając do stopki można przestraszyć się długą listą osób odpowiadających za rysunki i nałożenie tuszu. Na szczęście tym razem nie można mówić o sytuacji w stylu gdzie kucharek sześć… Prace nie wszystkich artystów są na jednakowym poziomie, ale plansze najsłabszych z nich i tak prezentują się przyzwoicie. W zbiorze przeważają kadry, na których można na chwilę zawiesić oko. Szczególnie mam tu na myśli fragmenty zilustrowane przez Laurę Bragę (dopracowane, dynamiczne i wybijające się na tle innych) i Claytona Henry’ego (klimatyczne i dobrze pasujące do fabuły „Masek i potworów”).
Komiks został dobrze wydany. Otrzymaliśmy miękką, ale solidną oprawę, a papier, jakość druku i poziom tłumaczenia są zadowalające. W zbiorze zamieszczono kilka dodatków w postaci okładek alternatywnych — część z nich została zamieszczona na końcu, a pozostałe pojawiają się tuż po głównych okładkach poszczególnych zeszytów.
Poza miłośnikami uniwersum DC, którzy muszą przeczytać absolutnie każdy komiks, to omówiony zbiór mogę jeszcze polecić miłośnikom Batmana. Ci w „Planecie Łazarza” znajdą dla siebie kilka pełnych emocji scen z udziałem Mrocznego Rycerza i Robinów.
Oceny końcowe komiksu „Planeta Łazarza”
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
*Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.
Specyfikacja
Scenariusz |
Mark Waid, Nicole Maines, C.S. Pacat, Frank Barbiere, Dan Watters, Alex Segura, Alex Paknadel, Dennis Culver, Brandon T. Snider, Chuck Brown, Tim Seeley |
Rysunki |
Riccardo Federici, Skylar Patridge, Scott Godlewski, Mahmud Asrar, Sami Basri, Vincente Cifuentes, Max Dunbar, Clayton Henry, Christopher Mitten, Laura Braga, Alitha Martinez, Mark Morales, Baldemar Rivas, Chris Burnham |
Przekład |
Tomasz Sidorkiewicz |
Oprawa |
miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron |
384 |
Druk |
kolor |
Data premiery |
4 grudnia 2024 |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Zdj. Egmont / DC Comics