„Projekt Adam” – recenzja filmu. Netfliksowy standard z Ryanem Reynoldsem

Gdyby zebrać ze sobą HBO Max, Prime Video czy Apple TV+, to i tak nie otrzymalibyśmy takiej częstotliwości wypuszczania filmów, jaką oferuje Netflix. Czerwono-czarny gigant kontynuuje swoją politykę cotygodniowego raczenia nas nowościami spod szyldu Netflix Originals”, a jej najnowszym owocem jest produkcja Projekt Adam z Ryanem Reynoldsem w roli głównej. Jak wypadło? Tego przekonacie się z naszej recenzji.

Bardzo popularne są dwie teorie – Netflix robi produkcje pod wpływem algorytmów, a Ryan Reynolds gra w ostatnich latach Ryana Reynoldsa. Projekt Adam to trzecia produkcja Netfliksa z Kanadyjczykiem. Wcześniej mieliśmy 6 Undreground oraz głośną Czerwoną notę. Można śmiało powiedzieć, że do trzech razy sztuka i tym razem dostaliśmy produkcję, która dowozi. Projekt Adam to też druga współpraca Reynoldsa z reżyserem, Shawnem Levym, z którym zrobili naprawdę udanego Free Guya w ubiegłym roku. Tym razem nie było tak dobrze, ale po kolei.

Najnowszy film Netfliksa to opowieść o mężczyźnie, tytułowym Adamie, który cofa się w czasie (z 2050 do 2022 roku), żeby odnaleźć i uratować miłość swojego życia, Laurę (Zoe Saldana). Wtedy też spotyka młodszą wersję samego siebie (Walker Scobell), odkrywa spisek na większą skalę, za którym stoi złowroga korporacja i w konsekwencji ma niejako uratować świat. To prosta historia w duchu Kina Nowej Przygody, która pełnymi garściami czerpie z Powrotu do przyszłości, a sama idea familijnego filmu sci-fi kojarzy się chociażby z E.T. Spielberga. Żeby jednak nie było tak sztampowo, to twórcy dodają do swojej opowieści ważny wątek ojca Adama (granego przez Marka Ruffalo), który odpowiada za wynalezienie sposobu na podróżowanie w czasie. Dodatkowo związana jest z nim trauma głównego bohatera, który w młodości stracił ojca i, nawet w swojej dorosłej wersji, nie może się z tym pogodzić. Dzięki temu opowieść nabiera pewnej głębi i powiększa wiedzę widza, jak i bohaterów, o świecie przedstawionym.

To, co jest największym plusem tej historii, to relacja między bohaterami. Chociaż chyba powinienem napisać – aktorami, ponieważ młody Adam, to wdający się w bójki nastolatek, który nie może pogodzić się ze stratą ojca i w związku z tym jest oschły dla otoczenia i matki. Podobnie jest z jego starszą wersją, która różni się tym, że – co zauważa Adam junior – jest bardziej napakowana i nie daje sobie w kaszę dmuchać. Ojciec grany przez Ruffalo jest figurą ojca-naukowca, który oddaje się swojej pasji i przez to ma zaniedbywać swoje obowiązki rodzicielskie. Widać, że największe gwiazdy – Reynolds, Ruffalo i Saldana wraz z młodym Walkerem Scobellem – nieźle bawili się na planie i jest między nimi naturalna chemia. Szczególnie urocze są utarczki starszej i młodszej wersji Adama, które, z racji swojego wieku, inaczej patrzą na pewne sprawy związane m.in. z ich rodzicami. Chociaż w wątku rodziców, a konkretnie matki Adama, jest wiele niewykorzystanego potencjału. Pojawia się w paru scenach i ma być tylko wyrzutem sumienia głównego bohatera i nie poznajemy jej tak blisko, jak ojca. Podobnie jest z postacią Zoe Saldany, która tak szybko, jak się pojawia, to tak szybko znika z ekranu. To też, podobnie jak matka, przedmiotowo potraktowana postać, która ma być tylko motywacją dla bohatera Ryana Reynoldsa. Zupełne przeciwieństwo Mille z „Free Guya”. Podobnie jest z główną antagonistką filmu, która jest tylko jedną z wielu złych CEO wielkich korporacji.

Projekt Adam nie jest więc żadną rewelacją i przełomem jeśli chodzi o netfliksowe oryginalsy. Jest lepszy, niż większość produkcji tej platformy, ale nic ponadto. Jak w poprzednim filmie Levy'ego, tak i tu odnajdziemy masę nawiązań do popkultury – Gwiezdne wojny (jest nawet miecz świetlny), Terminator 2, wspomniany Powrót do Przeszłości czy Deadpool. Podobnie jest, jeśli chodzi o stronę formalną. Standardowa narracja, która wyróżnia się skakaniem w czasie. Jak na film sci-fi, to też zdjęcia nie wyróżniają się niczym szczególnym. Mamy ładne obrazki skąpane w pomarańczowo-niebieskich barwach, niezgorsze efekty specjalne, ale nie jest to coś, co zapadałoby szczególnie w pamięci. I taki jest też najnowszy blockbuster od Netfliksa – bezpieczny, bez rewelacji, z historią, którą można obejrzeć w luźniejszy wieczór z dzieckiem, czy młodszym rodzeństwem. Ma przy tym dobrych aktorów, parę zabawnych sytuacji i dialogów, kilka niezłych scen akcji oraz dobrze poprowadzony wątek przepracowywania traumy. Tylko tyle i aż tyle.

Ocena filmu „Projekt Adam”: 3+/6

zdj. Netflix